SLD od lat popełnia dramatyczne błędy w diagnozie sytuacji społecznej i ekonomicznej państwa. W moim przekonaniu, jeśli popełnia się takie błędy, to nie zdobędzie się poparcia - uważa były premier Włodzimierz Cimoszewicz. W "Faktach po Faktach" krytycznie oceniał kondycję współczesnej lewicy w Polsce.
- Może się stać tak, że w parlamencie nie będzie zorganizowanej lewicy. SLD od lat popełnia dramatyczne błędy w diagnozie sytuacji społecznej i ekonomicznej państwa - stwierdził Cimoszewicz.
Były polityk SLD sądzi, że lewica w Polsce kieruje się do niewłaściwego elektoratu. - Przyjmując kurs na tzw. wyborców socjalnych, czyli tych mających problemy bytowe, to lewica ściera się z prawicą, która jest paradoksalnie etatystyczna i socjalna. W tym przypadku lewica musi przegrać. Ludzie z tego typu problemami z reguły są to ludzie słabiej wykształceni, mieszkający raczej w małych miastach i oni ze względu na wiarę są bliżsi politycznie prawicy - powiedział.
- Lewica nie chce zrozumieć, że teza o tym, że Polska upada, jest po prostu nieprawdziwa. Istnieje wiele nierozwiązanych problemów, ale w Polsce sprawy idą w dobrym kierunku. W związku z tym istnieje potrzeba nawiązania porozumienia między zorganizowaną lewicą a tymi środowiska, które są zadowolone, które są motorem rozwojowym naszego kraju - uważa były premier.
Kampania Magdaleny Ogórek a SLD
Były premier sądzi, że na niskie poparcie SLD nie mają wpływu kiepskie wyniki sondażowe kandydatki partii na prezydenta, Magdaleny Ogórek. Ale, jak mówi, sama kandydatka go rozczarowała.
- Było dla mnie zaskoczeniem, że przez tak długi czas milczała. Myślałem, że będzie wypowiadała się w imieniu swojego pokolenia, które ma trochę inne problemy niż starsi ludzie. Myślałem, że będzie mówiła innym językiem, którym będzie się komunikować ze swoimi rówieśnikami. Niestety, niczego nie usłyszałem. Ma dwa procent poparcia, to znaczy, że nikt jej nie kupuje. To jest rozczarowujące - podsumował.
- Nikt z kandydatów nie powiedział nic, co by pozytywnie zwracało uwagę, nie tylko Magdalena Ogórek. Kampania była miałka, to prawie obraźliwe, biorąc pod uwagę w jakiej sprawie mamy podejmować decyzję - dodał Cimoszewicz.
Krytyka kandydatów na prezydenta
Jak przyznaje, 10 maja, w dniu pierwszej tury wyborów prezydenckich, prawdopodobnie pójdzie zagłosować, ale nie poprze żadnego z kandydatów. - My, jako obywatele, mamy prawo do kierowania się zasadą "kto mnie przekonał, na tego oddam swój głos". W tych wyborach jest jeden poważny kandydat - Bronisław Komorowski, ale wypada kiepsko - przyznał.
- Pięć lat temu poparłem go przed pierwszą turą, bo istniało prawdopodobieństwo zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego, co byłoby złym rozwiązaniem dla kraju - mówił Cimoszewicz.
Były premier przyznaje, że Komorowski przez pięć lat ustabilizował relacje między prezydentem i rządem. - Należą mu się za to słowa uznania, ale to nie jest wystarczające. Mówiąc o swoich największych osiągnięciach stwierdził, że odbył więcej podróży zagranicznych niż Aleksander Kwaśniewski. Było to potwierdzenie, że wielkich osiągnięć w tej kadencji nie było. W kampanii nie dowiedziałem się od prezydenta, co on proponuje na kolejne pięć lat - powiedział.
- Rządy biegają wokół bieżących spraw. Prezydent to jest osoba, której nie do końca dopracowana władza konstytucyjna polega właśnie na tym, żeby w oparciu o niezwykle silny mandat polityczny obywateli, którzy go wybrali, nawiązać z nimi dialog o przyszłości - stwierdził.
Jednocześnie krytycznie wypowiedział się o Pawle Kukizie, którego poparcie w sondażach w ostatnich dniach rośnie. - To co mówi Paweł Kukiz jest, w moim przekonaniu, oparte na jego ogromnej ignorancji. Pomysł z jednomandatowymi okręgami wyborczymi to jest kompletnie nieporozumienie. Zbiera głosy zbuntowanych, ale także takich takich samych ignorantów, jak on, którzy nie mają pojęcia o funkcjonowaniu państwa - powiedział.
Sprawa Grabarczyka
Włodzimierz Cimoszewicz skomentował także odwołanie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego ze stanowiska ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. Wcześniej zdymisjonowała go premier Ewa Kopacz. Była to konsekwencja doniesień o możliwych nieprawidłowościach przy uzyskiwaniu pozwolenia na broń. Grabarczyk został w tej sprawie niedawno przesłuchany w charakterze świadka.
- Wydaje mi się, że w tak szybkiej dymisji chodziło o to, aby nie zaszkodzić kampanii Komorowskiego. Gdyby nie chodziło o ministra sprawiedliwości to to, o co go oskarżano, jest dość drobne. W tych okolicznościach, tuż przed wyborami (Ewa Kopacz - red.) nie miała innego wyboru - powiedział.
Przyznał, że nie zna nowego ministra sprawiedliwości Borysa Budki. - Życzę mu jak najlepiej, chociaż przy całym respekcie dla radców prawnych w Polsce, to nie jest to jeszcze wystarczający tytuł, aby być ministrem sprawiedliwości. Ja zwróciłbym się do profesora prawa któregoś z uniwersytetów. Na pewno znalazłbym jakiegoś szanownego człowieka, który nie będzie myślał o karierze politycznej, w związku z czym byłoby mu obojętne, czy będzie ministrem sześć miesięcy czy sześć lat - powiedział.
Autor: kło/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24