Prokuratura i policja prowadzą czynności ws. śmierci technika pokładowego Jaka-40, ale na razie nie ma ma żadnych innych śladów, które by wskazywały na działanie osób trzecich - powiedział w programie "Jeden na jeden" szef MSW Jacek Cichocki. Remigiusz M. który wylądował na smoleńskim lotnisku, godzinę przed katastrofą Tu-154M, w ostatni weekend został znaleziony martwy w piwnicy swojego bloku. Według śledczych, okoliczności zdarzenia wskazują na samobójstwo.
Cichocki podkreślił, że zawsze jest "poruszony czyjąś śmiercią, jeśli jest to samobójstwo". - To jest ludzi dramat - powiedział szef MSW.
I dodał: - Na miejscu są prowadzone czynności przez policję i prokuraturę. Z tego, co wiemy publicznie, na razie nie ma żadnych innych śladów, które by wskazywały na działanie osób trzecich, ale na to trzeba jeszcze trochę czasu i analiz.
Zaznaczył, że działanie osób trzecich, to najważniejsza hipoteza, którą trzeba wykluczyć przy samobójstwie.
- Zwłaszcza jeśli jest to takie samobójstwo, że ktoś nie zostawia po sobie listu, przynajmniej dziś nie wiemy, żeby był. Więc to zawsze prokuratura musi sprawdzić - powiedział Cichocki.
"Jedna z najważniejszych osób w śledztwie"
Szef MSW przyznał, że Remigiusz M. był ważnym świadkiem w sprawie katastrofy smoleńskiej. - Nie wiem, jak rozwija się śledztwo smoleńskie, które prowadzi prokuratura i jak świadkowie są w śledztwie uszeregowani, ale to niewątpliwie jedna z najważniejszych osób (Remigiusz M. ) w tym śledztwie - powiedział Cichocki.
W opinii szefa MSW, to, co zeznał technik pokładowy Jaka-40 podważa ustalenia strony rosyjskiej, czyli MAK-u.
Remigiusz M. w śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154M był przesłuchiwany jako świadek. M. w wywiadach dla mediów twierdził, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m.
Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.
Autor: MAC//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24