- Sąd musiał dysponować bardzo przekonującymi dowodami, żeby wydać taki wyrok. Ale muszę powiedzieć, że ja mimo wszytko jestem w szoku - ocenił w "Faktach po Faktach" adwokat Piotr Kruszyński. Mowa o piątkowym wyroku warszawskiego sądu, który w poszlakowym procesie skazał Mariusza B. na karę dożywocia za zabójstwo czterech osób. - Uważam, że wyrok jest bardzo odważny - dodał Brunon Hołyst, kryminolog.
To nietypowa sprawa kryminalna. Nigdy nie znaleziono ciał czterech domniemanych ofiar. Ale skazano na dożywocie oskarżonego o ich zabójstwo.
33-letniego Mariusza B. uznano winnym porwania, a następnie zamordowania czterech osób: męża i córki swej kochanki, uczestnika kursu tańca, z którym ćwiczyła oraz księdza, który przed laty miał molestować B.
Za każde z tych zabójstw mężczyzna usłyszał wyrok dożywocia, a łącznie - dożywotniego więzienia z możliwością przedterminowego zwolnienia po 40 latach. Orzeczenie zapadło jednogłośnie i jednomyślnie.
Wyrok "dość trafny i bardzo odważny"
- Musiały być tutaj bardzo silne dowody, łańcuch poszlak, który wykluczałby jakąkolwiek inną możliwość, skoro mimo braku ciał, i to czterech, zdecydowano się na to, żeby skazać tego człowieka aż za poczwórne zabójstwo - powiedział Piotr Kruszyński. Adwokat zaznaczył, że nie ma prawnych przeszkód, by taki wyrok wydać. - Nie ma wymogu ustawowego, legalnej teorii dowodów, która by wiązała możliwość wydania wyroku za zabójstwo ze znalezieniem ciała. Ale ja o takiej sprawie nie słyszałem, żeby nie znaleziono czterech ciał. Muszę powiedzieć, że ja mimo wszytko jestem w szoku - skwitował.
- Mi się wydaje, że wyrok jest dość trafny i bardzo odważny. Zadaje kłam tej zasadzie, że muszą być zwłoki, żeby można było skazać, podejrzanego za zabójstwo - mówił w TVN24 Brunon Hołyst.
Kryminolog powtórzył za adwokatem Kruszyńskim, że według niego, sąd musiał dysponować bogatym materiałem dowodowym.
Skomplikowane tło motywacyjne
Mariusz B. w latach 90-tych poznał księdza jednej z warszawskich parafii. Duchowny zaopiekował się nastoletnim chłopcem pochodzącym z rozbitej rodziny. W kościele B. poznał 40-letniego Zbigniewa D., a później także jego żonę Małgorzatę. B. zamieszkał z parą oraz ich córką, Olą. Oskarżony bardzo zbliżył się do Małgorzaty. Niedługo po tym urodziła im się córka.
Śledczy ustalili, że w 2006 roku, Mariusz B. miał uprowadzić Zbigniewa D. i zmusić go do podpisania polisy ubezpieczeniowej na rzecz żony. Chodziło o 2 miliony złotych. Kilka dni później B. miał ponownie uprowadzić D. i jego 18-letnią córkę oraz udusić ich w okolicach Pułtuska.
Po roku B. miał uprowadzić 55-letniego Henryka S., z którym Małgorzata D. tańczyła tango w klubie tańca. Zazdrość oraz sprawy finansowe były, według prokuratury, powodem zbrodni. Mariusz B. chciał go zmusić do podania numerów PIN kart bankomatowych i wyłudzić od jego rodziny 50 tys. zł.
Ostatnią ofiarą B. miał być ksiądz zamordowany w 2008 r. w okolicach Pułtuska. B. miał być molestowany przez księdza. Po duchownym znaleziono po nim tylko pusty samochód, ciała nie.
Autor: jl//kdj / Źródło: tvn24