W Korei Południowej 14-godzinny dzień pracy to norma i oznaka szacunku. W Stanach Zjednoczonych co roku pracownicy rezygnują z ponad 500 milionów godzin urlopu z obawy o utratę pracy - wylicza w swoim dokumencie "Świat po pracy" Erik Gandini. Szwedzki reżyser podróżuje po różnych zakątkach świata i sprawdza, co i dla kogo oznacza słowo "praca". Stawia tezę, że dziś głównym celem ludzi jest posiadanie pracy.
A w polskim internecie o pracy aż huczy.
"Kultura zapierd*** w tym kraju, to beton nie do przebicia".
"Trele morele".
"Taki bajer to dla siebie zachowajcie".
"Gwóźdź do trumny polskiej gospodarki".
To tylko kilka komentarzy o pilotażu skrócenia czasu pracy.
"Widzą tę zmianę w czarnych scenariuszach"
Pani Liliana pracuje w poznańskiej firmie farmaceutycznej Herbapol, która skraca godziny pracy od 2024 roku. - Bardzo zmieniło się moje życie. Mogę spędzić czas z rodziną, możemy pojechać na wycieczkę rowerową i mieć fajny dzień - zapewnia nas kobieta.
Pracownicy są zadowoleni, więc Karolinę Adolewską, dyrektorkę HR w Herbapolu Poznań, zaskakują negatywne komentarze w sieci na temat planów skrócenia czasu pracy w Polsce.
- Z pewnością przedsiębiorcy obawiają się, że wzrosną już i tak wysokie koszty pracy. Być może to jest główny powód, który sprawia, że widzą tę zmianę w czarnych scenariuszach. Póki co wchodzimy w projekty pilotażowe, czyli uczymy się pracować w skróconym wymiarze czasu pracy. Warto pamiętać, że wdrożenie takiej zmiany nie będzie równie łatwe dla wszystkich firm, ponieważ wiele zależy od branży oraz charakteru prowadzonej działalności - podkreśla nasza rozmówczyni.
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk pod koniec kwietnia zapowiedziała uruchomienie pilotażów krótszego tygodnia pracy. Eksperyment ma ruszyć w przyszłym roku.
"Można zredukować liczbę godzin pracy w jednym dniu, można rozłożyć to na wiele dni w tygodniu, innym rozwiązaniem będzie przyznanie dodatkowych dni urlopu. Uczestnicy pilotażu sami wybiorą model skrócenia czasu pracy najlepiej dopasowany do ich organizacji" - czytamy o przykładowych możliwościach dla firm w komunikacie resortu.
To rozwiązanie ma być wprowadzane bez zmniejszania wynagrodzeń. W eksperymencie mają wziąć udział firmy i urzędy, które zgłoszą się dobrowolnie. Ministerstwo przewidziało na ich wsparcie 10 milionów złotych z Funduszu Pracy.
Kompromis: dwa piątki wolne
Wracamy do Herbapolu. W firmie zdecydowano się na wprowadzenie skróconego czasu pracy dla wszystkich pracowników, bez względu na charakter ich stanowisko.
- Pilotaż polegał na tym, że wdrażaliśmy jeden piątek wolny w każdym kwartale i zwiększaliśmy o kolejny kwartał - jeden dzień. W pierwszym kwartale 2024 roku wdrożyliśmy jeden piątek wolny, w drugim kwartale - dwa piątki i w trzecim powinniśmy, zgodnie z naszymi założeniami i planami, wdrożyć trzy piątki. Z powodów organizacyjnych, operacyjnych, ale też związanych z tempem innych procesów, ten krok musieliśmy odłożyć - mówi przedstawicielka Herbapolu Poznań.
Wyjaśnia, że stało się tak ze względu na priorytety i cele. - Potrzeba zapewnienia odpowiedniego czasu na realizację zadań związanych z rozwojem firmy i bieżącymi procesami biznesowymi jest dla nas priorytetem. Mamy ambitną strategię biznesową i konkretne cele, które chcemy skutecznie realizować, a skrócenie czasu pracy stawia przed nami nowe wyzwania - dodaje.
- Po licznych rozmowach i wspólnych analizach zdecydowaliśmy, że przynajmniej na ten moment pozostajemy przy rozwiązaniu dwóch wolnych piątków w miesiącu. To kompromis, który pozwala nam zachować równowagę między tempem rozwoju firmy a komfortem pracy zespołu - opowiada nam dyrektorka HR Herbapolu Poznań.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Minusy skróconego czasu pracy
Z firmowych ankiet wynika, że prawie wszyscy pracownicy Herbapolu Poznań chcą, aby projekt wydłużać, czyli żeby dojść do momentu, że każdy piątek w miesiącu będzie wolny. Nieliczni mają też obawy, czy w krótszym czasie zdążą wypełnić wszystkie obowiązki.
- W naszej firmie nadgodziny nie są standardem, dopuszczamy je wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Kluczowe jest dla nas odpowiednie zaplanowanie projektów, tak by nie były one jedynie działaniem PR-owym, ale realnie wspierały zrównoważony rozwój pracy. Z jednej strony skracamy czas pracy, a z drugiej optymalizujemy procesy, aby nie dopuścić do pracy po godzinach. Naszym celem jest, aby pracownicy byli wypoczęci, bo tylko wtedy mogą pracować efektywnie. Już teraz widzimy pozytywne efekty tych działań i wzrost wydajności - przekonuje Karolina Adolewska.
Co odpowiedzieć tym, którzy obawiają się skrócenia czasu pracy w swoich firmach? - Niech policzą czas na kawusiach lub niepotrzebnie przedłużanych spotkaniach. Skrócenie czasu pracy nie oznacza mniej zrobionej pracy, tylko mniej zmarnowanego czasu - uśmiecha się dyrektorka HR w Herbapolu Poznań.
- Ile czasu tak naprawdę przepada? Może gdybyśmy wyeliminowali takie "czasozjadacze", to okazałoby się, że skrócony tydzień pracy jest bardziej realny, niż nam się wydaje. Bo tak naprawdę kluczem jest organizacja, a nie długość dnia pracy - dopowiada Adolewska.
Jak mówi, czasem wystarczy ograniczyć liczbę spotkań do tych naprawdę potrzebnych, by zyskać dwie godziny dziennie. - I to bez straty dla efektywności, wręcz przeciwnie. Wiele firm już dziś funkcjonuje w elastycznym rytmie pracy, jednak oficjalnie nadal trzymamy się tradycyjnego schematu - zwraca uwagę szefowa działu HR.
- Mniej czasu w pracy, więcej wolnego. Jakie mogą być minusy tego rozwiązania? - dopytujemy Karolinę Adolewską.
- Skrócenie czasu pracy w naszym przypadku to aż 24 dodatkowe dni wolne w ciągu roku. A przecież do tego dochodzi jeszcze standardowy urlop wypoczynkowy - 20 lub 26 dni, w zależności od stażu. Nie ma siły, aby pracownik nie był zadowolony. Problem? Okazało się, że wzrosły rezerwy urlopowe, które zaczynają być wyzwaniem organizacyjnym. Pracownik nie wykorzystuje w pełni urlopu wypoczynkowego, bo planuje sobie różne aktywności właśnie na wolny piątek - odpowiada dyrektorka HR.
Pilotaż skróconego czasu pracy w Herbapolu Poznań nie zmienił zapisów w umowach o pracę czy w wewnętrznych regulaminach. Informacja o nim jest komunikowana przez zarząd. To oznacza, że w umowie z pracownikiem jest wpisany standardowy wymiar czasu pracy. Czy jest to więc furtka, aby wycofać się kiedyś z tego pomysłu?
- Nie traktujemy tego jako furtki czy tylnej drogi odwrotu. Faktycznie, pilotaż skróconego czasu pracy nie zmienił zapisów w umowach czy regulaminach, co było celowym działaniem, ponieważ w pierwszej kolejności chcieliśmy sprawdzić realny wpływ tego rozwiązania w praktyce. Ale jedno chcemy powiedzieć jasno: nie zakładamy wycofania się z tego projektu - zapewnia dyrektor Adolewska.
- Mamy nadzieję, że z czasem uda się go nie tylko utrzymać, ale i wzmocnić. Wszystko zależy od efektów i wspólnego zaangażowania. Chcemy, żeby ta zmiana była czymś trwałym, dlatego właśnie podchodzimy do niej z rozwagą, ale i z dużym entuzjazmem - uzupełnia pani dyrektor.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
"Przepracowany urzędnik pewnie jest mniej empatyczny"
W Urzędzie Miasta w Lesznie w lipcu 2024 roku też został skrócony czas pracy. Mieszkańcy, z którymi rozmawiamy, od nas dowiadują się, że takie zmiany zostały wprowadzone. - Od pandemii nie byłam w urzędzie - słyszymy od pani Moniki, właścicielki lokalnej restauracji.
Jej koleżanka mówi, że większość spraw urzędowych mieszańcy załatwiają przez internet lub umawiają wizyty na miejscu, ale na konkretne dni i godziny. - Tak z ulicy to już chyba nikt nie wchodzi? - zastanawia się kobieta.
Macieja Dziamskiego, sekretarza urzędu, te opinie nie dziwią. Tłumaczy nam, że założenie było takie, żeby skrócić czas pracy pracowników, ale nie urzędu.
- Analizowaliśmy zadania wydziałów. Wyszło nam, że pomimo skrócenia czasu pracy dalej jesteśmy w stanie zapewnić ten sam standard obsługi, że załatwiamy podobną liczbę spraw, tylko że robimy to efektywniej. Skutek jest taki, że ludzie pracują godzinę mniej, przychodzą do pracy bardziej wypoczęci, mają więcej czasu dla siebie. Inaczej organizują sobie pracę, są sprawniejsi, kreatywniejsi. Jest coś takiego jak work-life balance, żeby ta praca nie przytłaczała, bo wtedy ludzie są zmęczeni i znacznie częściej pojawia się wypalenie zawodowe. Dlatego taki ruch był ważny - opisuje Maciej Dziamski.
Urząd Miasta w Lesznie pracuje np. w sezonie letnim w poniedziałki od 7 do 18, a od wtorku do piątku - od 7 do 14.
- Byli tacy pracownicy, którzy uznali, że to jest bardzo fajny pomysł, a byli tacy, którzy czuli, że być może nie zdążą ogarnąć wszystkiego, co mają na głowie. Dzisiaj dla wszystkich jest normalne, że pracujemy trochę krócej i musimy być bardziej efektywni w pracy. Przecież urzędnicy też są ludźmi. Mają swoje sprawy do załatwienia, chcą pojeździć na rowerze czy poczytać książki. Przepracowany urzędnik pewnie jest mniej empatyczny niż urzędnik, który jest wypoczęty, prawda? - mówi z uśmiechem sekretarz Urzędu Miasta w Lesznie.
Czy wszystkie sektory gospodarki na to stać?
W Europie temat skrócenia czasu pracy nie jest nowością. We Francji od 2020 roku obowiązuje 35-godzinny tydzień pracy. Dania ustaliła maksymalnie 37-godziny czas pracy, Belgia - 38-godzinny. W Polsce 8-godzinny dzień pracy został wprowadzony w 1918 roku. Ostatnia decyzja skracająca tydzień pracy pochodzi sprzed 30 lat, kiedy ostatecznie wolne stały się wszystkie soboty. Proces przejścia od sześciodniowego do pięciodniowego tygodnia pracy trwał od 1973 roku do roku 1989. Wtedy zaczął obowiązywać pięciodniowy tydzień pracy.
Według resortu pracy, po ponad stu latach od wprowadzenia 8-godzinnego dnia pracy Polacy pracują mądrzej i wydajniej. Stało się tak, bo rozwinęły się technologie i systemy organizacji pracy. W swoich komunikatach ministerstwo wyjaśnia, że skrócenie czasu pracy przekłada się na wzrost kreatywności i efektywności pracowników. Dzięki temu pracownik popełnia mniejszą liczbę błędów.
Inaczej na tę kwestię patrzy Tomasz Bogdevic, dyrektor generalny Gremi Personal. - Wyobraźmy sobie inwestora, który chce otworzyć duży zakład produkcyjny. Jak zobaczy, że obowiązuje 4-dniowy tydzień pracy, na pewno będzie to dla niego zniechęcające. Rok temu sam nie wierzyłem, że rządowy pilotaż w sprawie skrócenia czasu pracy będzie w ogóle możliwy - przyznaje.
Zwraca uwagę, że na razie skrócony czas pracy obowiązuje głównie w firmach i instytucjach, które zauważyły, że ta zmiana nie ma znaczenia, jeśli chodzi o wydajność pracy. - Powiedzmy sobie szczerze: czy wszystkie miejsca pracy i sektory gospodarki na to stać? - pyta.
Według Konfederacji Lewiatan szczególnie zagrożone są przedsiębiorstwa z branż przemysłowej, budowlanej, transportowej czy turystycznej, a także mikro, małe i średnie firmy. "Te ostatnie zatrudniają aż 64 proc. pracowników w Polsce. Ich możliwości dostosowania się do zmian są ograniczone" - napisano w komunikacie prasowym.
"Powinniśmy się porównywać z państwami z naszego regionu, jak Czechy, Słowacja czy Węgry, z którymi konkurujemy o inwestycje, a nie z państwami zachodnimi, jak Francja, Niemcy czy Belgia. Poza tym dyskusja nie uwzględnia faktu, że w innych krajach bardzo popularny jest niepełny wymiar czasu pracy. W Polsce rocznie mamy 104 wolne od pracy soboty i niedziele, jest 13 dni świąt, są urlopy wypoczynkowe i rosnąca liczba dni ustawowo wolnych od pracy z innych przyczyn, z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Niektórzy z pracodawców wprowadzają dodatkowe pojedyncze dni wolne. Poza tym pracodawcy ponoszą koszty choroby pracowników i zastępstwa w pracy nieobecnych. Skrócenie czasu pracy wymaga inwestycji w digitalizację i automatyzację, a to są procesy długoletnie. To, czego przedsiębiorcy potrzebują teraz najbardziej to spokoju i stabilności" - tłumaczy, cytowany w komunikacie Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Lewiatana.
Co może pójść nie tak? "Jest bunt"
Monika Smulewicz, ekspertka rynku pracy, założycielka firmy HR na Szpilkach, uważa, że pomysł skrócenia czasu pracy jest trafny. Tłumaczy to tym, że zmieniliśmy się jako społeczeństwo, mamy dziś inne potrzeby niż 10 czy 20 lat temu. Młodzi już nie chcą poświęcać na pracę całego życia, cenią sobie swobodę, czas wolny.
- Proces zmiany musi się jednak odbywać stopniowo. Moja znajoma ma firmę produkcyjną i postanowiła wprowadzić czterodniowy tydzień pracy. W związku z tym, że jeden dzień odpadł, wydłużył się proces produkcji. To, co do tej pory można było wyprodukować w piątek, musiało poczekać do poniedziałku. Wydłużył się tym samym czas oczekiwania na dany produkt przez klienta. Musiała na to szukać jakiegoś rozwiązania - opowiada Smulewicz.
W firmie podzielono pracowników na tych, którzy będą pracować rotacyjnie od poniedziałku do czwartku, i na tych, którzy będą pracować od wtorku do piątku. - Pracownicy uznali, że to niesprawiedliwe. I jest bunt - dodaje.
Dlatego według niej tak duże zmiany należy wprowadzać bardzo ostrożnie. Nie dostrzega większych problemów we wprowadzeniu zmian czasu pracy w firmach czy urzędach, które opierają się przede wszystkim na pracy umysłowej.
- Jak się człowiek zepnie, to jest w stanie szybciej wyrobić się z pracą, ale co mają powiedzieć właściciele firm produkcyjnych, w których praca jest na dwie zmiany? Tam, gdzie automatyzacja nie została jeszcze wdrożona na takim poziomie, aby zastąpić ludzi? Co z pracą opiekuńczą, lekarzami, ratownikami, pielęgniarkami? - pyta Smulewicz.
Inny przykład to sytuacje osób z niepełnosprawnościami, którym już przysługuje, oprócz 26 dni urlopowych, dodatkowe 10 dni z tytułu niepełnosprawności. Jak dowiadujemy się od Moniki Smulewicz, do tego trzeba doliczyć 33 dni, w czasie których taki pracownik może przebywać na wynagrodzeniu chorobowym opłacanym przez pracodawcę. To daje już 69 dni dopuszczalnej nieobecności w pracy.
- Przeliczając na dni, taki pracownik może przez trzy i pół miesiąca nie pracować. I to pracodawca ponosi koszt nieobecności. Doliczmy jeszcze wolne godziny w ramach skróconego czasu pracy, czyli kolejne 260 godzin, co daje ponad 32 dni robocze. Mamy już prawie pięć miesięcy w roku, w których te osoby by nie pracowały. Czy firmy w takiej sytuacji będą dawać im pracę tak chętnie? - zastanawia się ekspertka prawa pracy.
Czego chcemy? "W spokoju zrobić grilla"
- To czego dziś najbardziej potrzebują pracownicy? - pytamy. - Rozwoju i bezpieczeństwa psychologicznego - odpowiada Monika Smulewicz. - Proszę zwrócić uwagę, ile się mówi o depresji, ale i przecież mobbing jest wciąż żywy w polskich firmach. Bezpieczeństwo psychologiczne to też stała praca, pewność jutra.
- Jak się wyjedzie za każde większe miasto, to tematem nie jest czterodniowy tydzień pracy, a to, aby dostać pensję na czas. Mieć godne wynagrodzenie. Przeciętny Polak myśli o tym, żeby zrobić swoje, wrócić do domu na obiad, a w weekend w spokoju zrobić grilla - podsumowuje Monika Smulewicz.
Chcesz podzielić się ważnym tematem? Skontaktuj się z autorką tekstu: joanna.rubin@wbd.com
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock