Mam świadomość, jaki olbrzymi stres towarzyszy żołnierzom podczas ochrony granicy. To nie jest akcja, do której są szkoleni - mówił w "Faktach po Faktach" Paweł Zalewski (Polska 2050-Trzecia Droga). - To, o czym dzisiaj rozmawiamy, wpływa i na morale żołnierzy, i na ich późniejszą gotowość do ewentualnych dalszych strzałów ostrzegawczych - stwierdził Marcin Przydacz (PiS), odnosząc się do zatrzymania trzech żołnierzy przy granicy z Białorusią.
Na przełomie marca i kwietnia Żandarmeria Wojskowa zatrzymała trzech żołnierzy, którzy oddali strzały ostrzegawcze w czasie natarcia migrantów przez polsko-białoruską granicę. W trakcie incydentu przy granicy żołnierze odpierający napór migrantów "przekroczyli swoje uprawnienia poprzez oddanie w ich kierunku co najmniej kilku strzałów narażając tym na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia" - poinformowała w oświadczeniu rzeczniczka prokuratora generalnego.
Decyzja o zatrzymaniu żołnierzy zapadła bez udziału prokuratora. Później - na podstawie nagrania wideo - zostały im postawione zarzuty - dodała.
Do sprawy odnieśli się goście "Faktów po Faktach" - wiceszef MON Paweł Zalewski (Polska 2050-Trzecia Droga) i Marcin Przydacz (PiS).
Zalewski: mam świadomość, jaki olbrzymi stres towarzyszy żołnierzom
Paweł Zalewski stwierdził, że zapora wybudowana na granicą z Białorusią za rządów PiS "okazała się zwykłym płotem, który można łatwo pokonać". Wiceszef MON powiedział, że "ma świadomość, jaki olbrzymi stres towarzyszy żołnierzom" podczas ochrony granicy. - To nie jest akcja, do której są szkoleni, to nie jest wojna, migranci nie są wrogiem, którego trzeba zlikwidować, to jest akcja policyjna i celem jest uniemożliwienie nielegalnego przekroczenia granicy - kontynuował.
- Jak słucham polityków PiS-u i Konfederacji, którzy mówią: "uwolnić stosowanie broni na granicy", to przypominam sobie ten przykład, o którym teraz rozmawiamy, tych żołnierzy, którzy dostali zarzuty. Oni dostali zarzuty nie dlatego, że strzelali ostrzegawczo w powietrze, oni dostali zarzuty dlatego, że strzelali w kierunku migrantów także wówczas, kiedy oni już im nie zagrażali i problem polega na tym, że strzelali przez granicę - powiedział Zalewski.
- Teraz wyobraźmy sobie, że nagle pozwolimy na tego typu praktykę i zaczną się strzały przez granicę, tak jak to miało miejsce w tym przypadku i strona białoruska odpowie i będziemy mieli strzały po jednej i po drugiej stronie granicy. Tak zaczynały się wojny. Ci wszyscy, którzy chcą zmiany charakteru tej operacji na operację de facto wojskową, chcą zaostrzenia kryzysu i dają się sprowokować Łukaszence - ocenił gość "Faktów po Faktach".
Wiceszef MON przekazał także, że "minister (obrony narodowej Władysław - red.) Kosiniak-Kamysz podjął decyzję o tym, że żołnierze, którzy biorą udział w akcjach, którym będą postawione zarzuty, będą mieli obronę z urzędu". - Czasami się zdarza tak, że żołnierze nie są w stanie wytrzymać napięcia i stresu i popełniają błędy, natomiast my jesteśmy z żołnierzami - dodał.
Przydacz: żołnierze są dzisiaj sparaliżowani obawą o reakcję Żandarmerii Wojskowej
- Nie może być tak, że w sytuacji, w której rzeczywiście dochodzi do strzałów ostrzegawczych, Żandarmeria Wojskowa przychodzi i kuje kajdankami jak pospolitych bandytów polskich żołnierzy - stwierdził Marcin Przydacz. Jak dodał, "to o czym dzisiaj rozmawiamy, wpływa i na morale tych żołnierzy, i na ich późniejszą gotowość do ewentualnych dalszych strzałów ostrzegawczych".
- Każdy żołnierz trzykrotnie się zastanowi przed atakiem migranta, czy oddać strzał ostrzegawczy, czy nie, bo za chwilkę może się okazać, że podległa panu ministrowi Żandarmeria Wojskowa przyjedzie, skuje go i wsadzi go do furgonetki - kontynuował. - W moim przekonaniu żołnierze są dzisiaj sparaliżowani obawą o reakcję Żandarmerii Wojskowej, ale co gorsze, migranci, ci, którzy dzisiaj są na Białorusi, albo planują taki przyjazd, mają dzisiaj świadomość, że ten żołnierz nie będzie strzelał nawet ostrzegawczo - ocenił polityk PiS.
- To ma efekt zachęcający migrantów do przyjazdu - powiedział Przydacz. Gość "Faktów po Faktach" odniósł się także do słów Zalewskiego o tym, że zatrzymani żołnierze "strzelali przez granicę" z Białorusią. - Ja rozmawiałem z pańskim szefem, z panem premierem Kosiniakiem-Kamyszem i nam przekazano informację, że strzały nie padały w kierunku granicy białoruskiej, więc albo pan Kosiniak-Kamysz wprowadza nas w błąd, albo pan - powiedział Przydacz, zwracając się do polityka Trzeciej Drogi.
Przydacz o "wielce prawdopodobnym" scenariuszu, Siemoniak odpowiada
Marcin Przydacz mówił także o sprawie śmierci Mateusza Sitka, żołnierza ugodzonego nożem pod koniec maja przez jednego z mężczyzn, którzy w grupie próbowali sforsować stalową zaporę na granicy z Białorusią. Stwierdził, że "jest wielce prawdopodobne, że wczoraj na konferencji prasowej pan premier Siemoniak miał wiedzę o śmierci tego żołnierza, a dziennikarzom opowiadał, że jest w stanie krytycznym, czy bardzo ciężkim".
Politykowi PiS w mediach społecznościowych odpowiedział Siemoniak. "Panie Przydacz, zarzucił mi pan w TVN24, że wczoraj na konferencji prasowej kłamałem mówiąc, że żołnierz jest w stanie ciężkim, a wiedziałem, że nie żyje. Otóż nie miałem wczoraj jakiejkolwiek konferencji prasowej i nie wypowiadałem się nigdzie w mediach w żadnej sprawie" - napisał na portalu X.
"Pana zachowanie jest po prostu obrzydliwe. Wstyd, że pan kiedyś sprawował jakiekolwiek funkcje państwowe. Zadbam, żeby pan odpowiedział przed sądem za swoje insynuacje" - dodał.
Panie Przydacz, zarzucił mi pan w TVN24, że wczoraj na konferencji prasowej kłamałem mówiąc, że żołnierz jest w stanie ciężkim, a wiedziałem, że nie żyje. Otóż nie miałem wczoraj jakiejkolwiek konferencji prasowej i nie wypowiadałem się nigdzie w mediach w żadnej sprawie. Pana…
— Tomasz Siemoniak (@TomaszSiemoniak) June 7, 2024
Konferencję prasową zorganizował w czwartek wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Poruszył na niej temat stanu zdrowia Mateusza Sitka.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24