"Chyba będziemy koczować na pustyni"

Znowu problemy z wakacjami w Egipcie
Znowu problemy z wakacjami w Egipcie
Źródło: tvn24
- Nie wiemy, co mamy robić. Zostaniemy wyrzuceni z hotelu i chyba będziemy koczować na pustyni - skarżył się na antenie TVN24 Michał Garbacz, który z Mati World Holidays poleciał do Hurgady w Egipcie, a od kilku dni wraz z innymi klientami biura nie może wrócić do kraju. Chodzi o 121 osób, w tym 16 dzieci.

- Siedzimy w recepcji i czekamy na rozwój sytuacji. Jest ona dramatyczna, nie ma żadnej opcji na powrót. W dodatku jedno dziecko jest chore, a leki się kończą - powiedział, dodając, że turyści usłyszeli już, że w recepcji nie będą mogli dłużej siedzieć, karty do drzwi pokojów też już nie działają.

- Wbrew temu, co twierdzi Mati World Holidays, nie mamy ubezpieczenia, chore dziecko nie zostało przyjęte u lekarza - mówił turysta.

Na pytanie, czy w drodze jest konsul RP w Egipcie, który miałby pomoc turystom, odpowiedział, że jedzie do nich już od ub. tygodnia, kiedy wyniknął problem z powrotem do kraju.

Zdementował informacje, jakoby turyści nie mogli wylecieć z powodu upadłości OLT Express, bo inni turyści, którzy przylecieli tymi liniami do Egiptu, już są w kraju.

- To wina naszej firmy - stwierdził. Jak mówił, nie jest prawdą, że Mati World Holidays opłacił dodatkowe dni, które spędzali w Egipcie, zrobił to egipski partner biura.

Nie ma samolotu

Turyści mieli wrócić w ub. czwartek, ale do tej pory Mati World Holidays nie znalazło dla nich samolotu. Stwierdziło, że to z powodu upadłości linii OLT, choć turyści mieli lecieć liniami tunezyjskimi.

Wczasowicze mają na miejscu opłacony hotel do wtorku do godz.12, jednak w poniedziałek nadal nie wiedzieli, jak długo tam zostaną.

Biuro zapewniło, że stara się znaleźć dla swoich klientów miejsca w samolotach jeszcze na ten tydzień.

Nie pierwsze kłopoty

To już kolejne kłopoty z powrotem do Polski z wczasów Egipcie klientów biura Mati World Holidays. Pod koniec lipca taka sytuacja spotkała ok. 50-osobową grupę przebywającą również w Hurghadzie.

W tym przypadku zawinić miał miejscowy partner, który miał za późno przywieźć turystów na samolot. Ostatecznie większość z tych osób wróciła do Polski dwa dni po czasie, a pozostali - pięć dni.

Autor: MAC/tr/k / Źródło: tvn24

Czytaj także: