|

Reaktor atomowy pośrodku niczego? Pojechaliśmy to "nic" obejrzeć z bliska

Plaża
Plaża
Źródło: Maciej Moskwa

Tam, gdzie ma stanąć reaktor, nie ma nic, jest tylko... las. Jak wygląda "tylko las"? Razem z fotografem spotkamy najeżonego chrobotka, pęcherzykowatą pustułkę i otrębiastego mąklika. I jeszcze młodego mężczyznę na quadzie, i trzech starszych panów pod sklepem spożywczym.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Minęło południe, z fotografem Maciejem Moskwą parkujemy na skraju rozległego pola, w miejscu pełniącym rolę parkingu. Stąd na plażę przez las można iść już tylko na piechotę, drogą, która za kilka lat ma zniknąć, ustępując miejsca reaktorom. Podobnie las - ten, który rośnie przed nami, ma zniknąć. Jesteśmy w gminie Choczewo na Pomorzu, w pobliżu miejscowości Słajszewo. Zbliżamy się do miejsca, w którym ma powstać pierwsza w Polsce elektrownia atomowa.

Na 680 hektarach nadmorskiego lasu mają stanąć trzy bloki jądrowe, każdy wysoki na 80-90 metrów. Pierwszy ma być uruchomiony w roku 2033, całość powinna być gotowa do roku 2043. Inwestycja ma kosztować 90-100 miliardów złotych.

Dziś niedaleko Słajszewa nic nie ma, jest "tylko las", dlatego rządzący chcą właśnie tam budować elektrownię. Zanim tu dojechaliśmy, zdążyliśmy dwukrotnie usłyszeć to od mieszkańców Choczewa. "Tylko las" dla podejmujących decyzje o lokalizacji "atomówki" oznacza brak konieczności przesiedleń, wykupu gruntów, brak protestów.

Więc problemu nie ma, bo przecież wycinany las nie pojedzie pod kancelarię premiera.

Wójt Choczewa wskazuje lokalizację przyszłej elektrowni
Wójt Choczewa wskazuje lokalizację przyszłej elektrowni
Źródło: Maciej Moskwa

Zanim ruszyliśmy w las, zapytaliśmy wójta Choczewa Wiesława Gębkę, gdzie dokładnie ma wyrosnąć ta "atomówka". Postawił kropkę na mapie.

- W tym miejscu mają stanąć trzy reaktory, na tak zwanej wyspie jądrowej. To będzie wysoka na dziesięć metrów konstrukcja betonowa.
Wiesław Gębka, wójt Choczewa

Mapkę od wójta chowamy do kieszeni, zapinamy kurtki, naciągamy czapki i ruszamy w stronę morza, by dokładnie i z bliska przyjrzeć się temu "niczemu". Reaktory mają zostać wybudowane obok dzisiejszej leśnej, szutrowej drogi, w lesie, ok. 300 metrów od plaży. Do najbliższych zabudowań w Kopalinie (w zasadzie: do osady Biebrowo znajdującej się między Kopalinem a Słajszewem) będzie z tego miejsca jakieś półtora, dwa kilometry.

Aktualnie czytasz: Reaktor atomowy pośrodku niczego? Pojechaliśmy to "nic" obejrzeć z bliska
Źródło: tvn24.pl

Bażyna

"Tylko las" to właściwie nie las, lecz bór, a dokładnie - nadmorski bór bażynowy. Występuje w Polsce wyłącznie w wąskim pasie (1-3 kilometry) przy samym brzegu morza, na wydmach. Czasem go mijamy, dźwigając parawany i torby z prowiantem, złorzecząc, że bliżej plaży nie pozwolono nam zaparkować. W Polsce bór bażynowy jest rzadki - zajmuje zaledwie 60 kilometrów kwadratowych powierzchni.

Stanowi "końcowe stadium sukcesji na wydmach nadmorskich i pełni ważną rolę lasu ochronnego utrwalającego wydmy" - czytamy w "Atlasie roślinności lasów" autorstwa Leokadii Witkowskiej-Żuk. Sukcesja w ekologii to nic innego jak zmiana, przekształcenie. W tym przypadku przekształcenie nastąpiło na skutek leśnej gospodarki, którą prowadzili niemieccy leśnicy od wieku XIX. Żeby powstrzymać przemieszczanie się wydm, sadzili tu gatunki, które mogą przetrwać w piasku - sosnę, kosodrzewinę. Więc to, co widzimy teraz, powstawało jakiś czas, zapewne dziesiątki lat, poszczególne gatunki roślin i zwierząt sukcesywnie tę bażynę zasiedlały, i tak już zostało (końcowe stadium). I będzie tak sobie trwać w spokoju, i względnej równowadze ku radości tych, którzy chadzają tędy z parawanem i dmuchanym materacem pod pachą. No chyba że pojawią się nowe czynniki, o których w atlasach się nie wspomina. Na przykład buldożery, spychacze i harwestery.

Przy drodze tablica z tytułem: "Nadleśnictwo Choczewo - z miłości do lasu". Na tablicy informacja, że bór bażynowy jest cenny przyrodniczo, rzadki i powinien być chroniony przez obszar Natura 2000. W takim obszarze niemożliwe jest lokalizowanie inwestycji. Skąd więc pomysł wybudowania "atomówki" właśnie tutaj?

Aktualnie czytasz: Reaktor atomowy pośrodku niczego? Pojechaliśmy to "nic" obejrzeć z bliska
Źródło: tvn24.pl

Bo to miejsce ma pecha. Akurat znalazło się w przesmyku między dwoma obszarami Natura 2000. Na zachód od nas znajduje się obszar chroniony "Mierzeja Sarbska", na wschód zaś - "Białogóra". A tu, w miejscu, gdzie stoimy, żadnej ochrony nie ma, choć bór bażynowy jest - i prezentuje się imponująco.

We wspomnianym atlasie czytamy dalej, że "budująca drzewostan sosna jest zazwyczaj niska, o charakterystycznie krzywych pniach i parasolowatych koronach, zniekształconych przez wiejące od morza, silne wiatry".

Minąwszy pas kosodrzewiny, przekonujemy się, że to wszystko prawda.

- Trochę taka tundra albo tajga, co nie? - obok mnie przemierza gęstwinę Maciek Moskwa, fotoreporter. Raz po raz robi zdjęcia.

Rzeczywiście, tak może się ten krajobraz kojarzyć, zwłaszcza Maćkowi, który fotografował prawdziwą tundrę i tajgę na Syberii. Pochylam się nad niepozorną krzewinką.

- Cyknij to.

Bażyna czarna rośnie dokładnie w miejscu, które ma zostać zalane dziesięciometrową warstwą betonu. To od niej bór wziął swoją nazwę. Biolodzy wspominają również o siedlisku - nadmorskich wrzosowiskach bażynowych. Krzewinki, które teraz mam pod stopami, walczą o przetrwanie, wyciągając łodygi do słońca spomiędzy wrzosów. O tej porze roku, w listopadzie, bażyna nie owocuje, ale latem nosi na sobie granatowe kulki, zwane "małpimi jagodami", jak najbardziej jadalne, wykorzystywane niegdyś do robienia dżemów.

Dziś ot tak sobie zrywać tych owoców nie wolno. Bażyna czarna jeszcze niedawno była zaliczana do gatunków zagrożonych wyginięciem i znajdowała się na tak zwanej Czerwonej Liście (publikacja - 2006 rok). W 2016 roku uznano, że już nie spełnia warunków, by nadal na niej pozostawać, dziś jest objęta ochroną częściową. Oznacza to między innymi, że gdybym chciał teraz wyrwać z ziemi ten krzaczek, musiałbym mieć specjalną zgodę Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gdańsku.

Bażyna czarna Empetrum nigrum
Bażyna czarna Empetrum nigrum
Źródło: Maciej Moskwa

Jednak - jak zwykle w tego rodzaju siedlisku - największe wrażenie robią na mnie porosty, zarówno ich widok, jak i nazwy. Jakby biolodzy zatrudniali do ich wymyślania poetów. Albo sami pisywali wiersze. Obrastająca gałązki pustułka pęcherzykowata, na pniach sosen mąklik otrębiasty i brodaczka kępkowa, na ziemi zaś - dywany z chrobotków, głównie z chrobotka najeżonego.

Od miejscowych zdążyliśmy się dowiedzieć, że ten las słynie z obfitości, w jakiej występuje tu introdukowany z północno-wschodnich stanów USA grzyb - jadalny i smaczny złotak wysmukły, zwany także borowikiem amerykańskim. Szukamy, szukamy, i nic. Pewnie listopad to już nie sezon na jego zbieranie.

- Ja tam nie mam nic do sprowadzanych z Ameryki grzybów, o ile nie są to grzyby atomowe - mówi Maciek. Wisielczy i sytuacyjny humor nas nie opuszcza.

UFO?

W tym lesie jest coś jeszcze, coś dziwnego. "Plum, plum, plum, plum, plum" - od jakiegoś czasu dobiega nas taki oto pięciodźwięk, jakiś taki metaliczny, elektroniczny, na pewno nienaturalny. - Czyżby komuś spadł w lesie dron i wydawał taki sygnał, żeby właściciel mógł go zlokalizować? - to pierwsze, co nam przyszło do głowy. Idziemy więc szukać cudzego drona, kierując się w stronę intrygującego pięciodźwięku.

Najpierw dostrzegamy metalową siatkę rozpostartą na pniakach. Za nią przedziwne urządzenia. Przedziwne, bo kosmiczne jakieś. To chyba anteny, skierowane w niebo. Wydają z siebie pięciodźwięk słyszalny w promieniu kilkuset metrów. Wszystko to, w tym nadmorskim lesie, który wkrótce zniknie z powierzchni ziemi, wydaje się jakieś nierealne i niepokojące zarazem.

Jest za siatką zaparkowane auto, budka, a w niej kobieta. Wychodzi i mówi, że te dziwne urządzenia służą do jakichś pomiarów, a dźwięki informują, że urządzenie działa. Plumka tak dwadzieścia cztery godziny na dobę, i - jak zapewnia nasza rozmówczyni - można się do tego plumkania z czasem przyzwyczaić. W sumie to po jednym dniu już się go nie słyszy.

Potem się dowiemy, że miejscowi mają podobne kosmiczne skojarzenia jak my. Mówią, że w ich lesie wylądowało UFO.

A tak poważnie: czym jest tajemnicze urządzenie? To sonar, który został zainstalowany na potrzeby badań środowiskowych i stoi tam do dziś. Wypuszcza sygnał do góry i sygnał ten, wracając, zbiera informacje o temperaturze, sile wiatru, kierunku wiatru i inne dane meteorologiczne. Inwestor budowy elektrowni atomowej był zobligowany, żeby przez dwa lata zbierać je na potrzeby raportu oddziaływania na środowisko. Urządzenia pozostały na miejscu i wciąż funkcjonują.

Tymczasem robi się szaro i ponuro. Przed zmrokiem zdążymy jeszcze rozejrzeć się w pobliskim Kopalinie. Ale z nadmorskim borem bażynowym jeszcze się nie żegnamy. Przed północą tu wrócimy.

"U siebie se budujcie"

Kopalino, pod sklepem spożywczym, dochodzi godzina 16.

Trzej panowie na oko w wieku tuż przedemerytalnym siedzą przy stole za sklepem, przed nimi po jednym piwie otwartym, dwie kolejne butelki przed każdym czekają na swoją kolej. Przybrudzone robocze drelichy, minęła piętnasta, jest fajrant. Wyglądają na pracowników leśnych, dłonie mają jak bochny chleba, a postury niedźwiedzie.

- Dzień dobry, jestem z TVN24. O atomówce chciałbym porozmawiać.

- To nie z nami. My od pługa - panowie spoglądają podejrzliwie. - My chcemy, żeby to było. Putin będzie miał w co mierzyć - śmiech. - No, chłopie, z czegoś ten prund musi być.

- No musi być.

- Chcemy elektrowni, i koniec.

Temat niby zakończony, ale ja cierpliwie czekam na ciąg dalszy. Panowie kiwają głowami. - Węglem nie, gazem nie, chrustem nie, to z czegoś musi być.

- Co nam zostało? Dwa dni życia. Zanim to wybudują, to ja beknę.

- Budowa ma trwać dziesięć albo i dwadzieścia lat. To ja z wnusią pójdę i jej pokażę, jak wybudują.

- Ciebie już nie będzie, bo robaki będą cię już jadły.

- Może tak być.

Zamyślają się nad przemijaniem, spoglądając w otchłanie stojących przed nimi butelek.

- Ale szkoda nam lasu i plaży - jeden z mężczyzn przerywa milczenie.

Inny patrzy mi prosto w oczy i mówi: - Jak chcecie se elektrownie budować, to budujcie se koło Warszawy. Tam Wisła płynie, będzie chłodzić. Zniszczyliście nam już Bałtyk. Warszawa nam nawet Bałtyk zasrała.

Chyba chodzi o awarię kolektora Czajki, ale nie mam pewności. Tak czy inaczej, robi się nieprzyjemnie. Muszę im coś wyjaśnić: - Ale my nie jesteśmy z Warszawy.

- No to macie szczęście.

Atmosfera na powrót staje się luźniejsza.

- Na początku powiedzieliście panowie, że jesteście za budową elektrowni, a teraz - z tego, co mówicie - wynika, że wcale jej tutaj nie chcecie - bardziej stwierdzam, niż pytam.

- Bo my jesteśmy za, a nawet przeciw.

Znów się śmieją, i to chyba za mnie. I jest jasne, że mówią to, co pan redaktor z miasta chce usłyszeć, a swoje wiedzą. Warszawy nie lubią. Szkoda im tej plaży i lasu.

Salon piękności

Wydaje się, że w ciemności pięciodźwięk niesie się znacznie dalej niż w dzień. Zostawiliśmy go za plecami, minęliśmy paśnik i tabliczkę informującą, że znajdujemy się w ostoi zwierzyny. Idziemy na wschód, w stronę Kopalina. Jest ciepła, księżycowa noc. Sprawdzam naszą lokalizację, porównuję ją z mapami obrazującymi, gdzie planuje się inwestycję. Znajdujemy się gdzieś przy wschodniej części prawie 700-hektarowego "obszaru realizacji przedsięwzięcia". W końcu szum morza zagłusza elektroniczne plumkanie, pozwala zapomnieć o UFO, o reaktorach, atomach, kablach, tym bardziej że po całym dniu energii w nas coraz mniej, głowa coraz cięższa.

Płachta namiotowa, zwana tarpem, zawisła miedzy drzewami, śpiwór skusił ciepłem, dmuchana mata wydała się niezwykle miękka i wygodna. Jednostajny szum morza i lasu, organiczny zapach ściółki, blask księżyca i cienie powyginanych sosen, w końcu: sen. Twardy, choć krótki.

Dniało. Listopadowy wtorek wślizgnął się niepostrzeżenie i nienachalnie, inaczej niż jego rozkrzyczani ptasim wrzaskiem bracia w czerwcu czy lipcu. Poranek wpełzł pod tarpa, stukając wcześniej w brezent milionem drobnych kropel. Morze szumiało jak zwykle. Jakby na całym świecie kompletnie nic się od wczoraj nie wydarzyło. Wszystkie chrobotki, brodaczki, mokliki i pustułki trwały bezgłośnie i bez ruchu na swoich gałązkach i pieńkach. Bo niby gdzie miałyby się podziać? To ich miejsce, ich dom, i pozostaną w nim do końca. Kiedykolwiek i jakkolwiek on nastąpi.

Krótki spacer, rzut oka na ściółkę i wyglądające spod niej płachty żółtego piasku. A tam tropy saren, jelenia i dzików. I jeden, wyraźny, choć niezbyt mocno odciśnięty trop wilka. Całkiem świeży.

Okazało się, że wczoraj w nocy rozbiliśmy nasz mały obóz tuż obok leśnej ścieżki używanej przez zwierzęta, obok miejsca, w którym leśne futrzaki zwykły wycierać sobie sierść o pień drzewa. To ich higiena - tak usuwają z siebie błoto i pasożyty. Sosenka ma wytartą korę; widać - jest ulubionym sprzętem czyszczącym w tutejszym salonie piękności dla kopytnych. Kłęby kłaków jelenia leżą tuż obok miejsca naszego noclegu.

Klimat z atomem

Kryzys klimatyczny stał się faktem, a katastrofa klimatyczna zbliża się wielkimi krokami. Emitowane gazy cieplarniane - głównie dwutlenek węgla - wciąż wzmacniają wokół Ziemi "kołdrę", która zmienia klimat planety. Jak podaje Forum Energii - think thank skupiający ekspertów z wielu krajów - w Polsce z tzw. OZE (odnawialnych źródeł energii) produkujemy zaledwie 17 procent energii, zaś z węgla - 72 procent. To powoduje, że nasza energetyka jest w Europie jedną z najbardziej szkodzących klimatowi. Musimy działać zdecydowanie i szybko, o ile już nie jest za późno - alarmują naukowcy.

- Potrzebujemy stabilnego, niezawodnego i bezemisyjnego źródła energii elektrycznej. Jest nim energetyka jądrowa - powiedział na łamach "Gazety Wyborczej" prof. James Hansen, wybitny klimatolog z NASA, który już w 1988 roku ostrzegał w Kongresie USA przed katastrofą klimatyczną.

W kwietniu 2021 roku interdyscyplinarny zespół doradczy do spraw kryzysu klimatycznego przy prezesie Polskiej Akademii Nauk wydał komunikat dotyczący między innymi budowy elektrowni atomowych w Polsce. Czytamy w nim:

"Transformacja energetyczna w Polsce powinna uwzględniać wszystkie nieemisyjne źródła energii, zarówno OZE, jak i energetykę jądrową".

Dalej czytamy: "W polskich warunkach środowiskowych (brak możliwości istotnego rozwoju energetyki wodnej i geotermii, niskie usłonecznienie w chłodnej porze roku i długie okresy bezwietrzne na znacznej części kontynentu europejskiego) istotną rolę w domknięciu dekarbonizacji odegrać powinna energetyka jądrowa. Konieczne są więc systematyczne prace ponad podziałami politycznymi nad jej bezpiecznym rozwojem i budowa społecznego poparcia dla tego rozwiązania".

Nasza wędrówka kończy się na plaży w Kopalinie. Zanim wsiądziemy do auta i wyruszymy w drogę powrotną do domu, jeszcze chwila, ostatnia już, na plaży, podobno jednej z najpiękniejszych w Polsce - dzikiej, naturalnej, bez tłumu, zgiełku i hałasu.

Z niewysokiego klifu rozciąga się widok na zachód. Gdzieś tam staną reaktory. Zmieni się linia horyzontu, na którą spogląda teraz para przyjezdnych z Torunia. Pytam ich, co sądzą o budowie elektrowni atomowej w tym miejscu.

- Wszędzie, tylko nie tutaj - słyszę w odpowiedzi.

Gdy wyjeżdżamy z gminy Choczewo, gdzieś z tyłu głowy wciąż rozbrzmiewają mi słowa Aleksandry Aleksandrowicz-Łuc, aktywistki ze Stowarzyszenia Obrony Naturalnych Obszarów Nadmorskich "Bałtyckie SOS": - Czy możemy ratować klimat, niszcząc przyrodę?

Czytaj także: