Od 20 lat Katarzyna Wolińska walczy z całą serią chorób. Każda kolejna jest groźniejsza od poprzedniej. Wszystkie mają wspólny początek - Zespół Jadassohna, na który cierpi - i kompletnie różny przebieg. Wszystkie są albo ciężkie, albo śmiertelne. To nie przeszkadza jednak młodej kobiecie ani studiować, ani próbować żyć jak inni. W tym ostatnim, przy odrobinie dobrej woli, mogliby jej pomóc urzędnicy.
Swoją walkę Katarzyna zaczęła, zanim jeszcze nauczyła się mówić. Gdy miała trzy lata, stwierdzono u niej Zespół Jadassohna. Co to znaczy, zrozumieć może jeszcze tylko 10 osób w Polsce, bo tylko tyle w naszym kraju cierpi z tego samego powodu. Zespół Jadassohna to wiele nakładających się na siebie chorób i nigdy nie wiadomo kiedy i jaka dołączy do już zdiagnozowanych.
Do zaawansowanej osteoporozy, przez którą łamią się jej kości, niedowładu lewej strony ciała czy naczyniaków na skórze, w dzieciństwie doszedł rak żuchwy. Pokonała go. Teraz walczy z rakiem tarczycy. Mimo to o życiu potrafi mówić z nieprawdopodobnym entuzjazmem i wiarą. - Może uda mi się pracować kiedyś. Teraz robię świąteczne bombki, bardzo kocham psy i chcę je tresować. Staram się jakoś żyć, ale nie jest łatwo - przyznaje.
Marzenie na urodziny
Katarzyna musi być leczona w Warszawie, ponieważ tylko tu są lekarze, sprzęt i możliwość wykonania w każdej chwili wszystkich specjalistycznych badań. Dopóki mieszka w internacie w Konstancinie, przy szkole, w której studiuje informatykę, wyprawa do klinik w Warszawie to koszt, ale nie problem.
W czerwcu jednak szkoła się skończy. Internat trzeba będzie opuścić. Jeśli Katarzyna będzie musiała wrócić do domu, czyli do oddalonego od Warszawy o 250 km Szczebrzeszyna, leczenie się skończy.
Stąd nie mniej dramatyczna - niż ta z chorobą - walka o mieszkanie. Na specjalnej stronie internetowej Katarzyna opisuje kolejne dni swojego życia i prosi o wsparcie. Dzięki pomocy fundacji "Mimo Wszystko" Anny Dymnej udało się uzbierać 120 tys. zł. - Kasia jest przy tym radosna, jest pełna takiego zapału i takiej chęci życia. Mi się cały czas wydaje, że ona oszuka ten los i że jej się to uda - mówi Dymna.
Jeśli matce Katarzyny uda się sprzedać mieszkanie w Szczebrzeszynie, do tej kwoty można będzie dołożyć najwyżej 40 tysięcy złotych. Za mało, żeby kupić coś w Warszawie. Bez pomocy uzbierane pieniądze wystarczą co najwyżej na wynajęcie mieszkania. Na jakiś czas. Rozwiązaniem byłoby mieszkanie komunalne. Władze Warszawy dowiedziały się o Katarzynie dzięki redakcji "Faktów TVN". Obiecują, że się sprawie przyjrzą.
- Chciałabym tak beztrosko chwilę pożyć - mówi Katarzyna na kilka dni przed swoimi 22. urodzinami.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN