Marian Kotarski, znany opozycjonista, dyrektor Oficyny Wydawniczej Rytm, w rzeczywistości był agentem Służb Bezpieczeństwa - donosi "Uważam Rze". Jak podaje gazeta, laureat m.in. medalu "za zasługi dla Obronności Kraju" posługiwał się pseudonimem "Tadeusz".
Jak informuje tygodnik, Kotarski, a właściwie Pękalski, po ukończeniu Technikum Gospodarczego złożył podanie do pracy w 1974 roku w SB. Po pozytywnym rozpatrzeniu pisma rozpoczęła się jego kariera w cywilnym kontrwywiadzie.
Już jako porucznik, po wprowadzeniu stanu wojennego, Pękalski otrzymał nowe zadanie od Wydziału VI Departamentu II. Miał się stać ważnym działaczem warszawskiego podziemia.
W pierwszych miesiącach stanu wojennego w stolicy największe zagrożenie dla władz stanowił Międzyzakładowy Robotniczy Komitet "Solidarność" (MRK "S"). Do decydującej konfrontacji ulicznej miało dojść w drugą rocznicę Porozumień Sierpniowych. Na ulicę miało wyjść od 50 do 100 tys. ludzi.
Pękalski stał się wówczas Marianem Kotarskim. "W kwietniu 1982 r. Kotarski został formalnie zatrudniony w MSZ, by "zalegendować" jego życie cywilne. Po tej dacie miał również wniknąć w struktury MRK "S". Pomógł mu w tym inny ważny agent kontrwywiadu Sławomir Miastkowski, w cywilu szeg Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Wytwórni Filmowej Poltel" - czytamy w "Uwarzam Rze".
Pękalski zmienił też zewnętrzny wizerunek. Zapuścił wówczas brodę i wąsy, zaczął też nosić dłuższe, lekko falujące włosy. Jako esbek posługiwał się pseudonimem "Tadeusz". Atrakcyjny działacz dla podziemia
Jak pisze "Uważam Rze", powołując się na relacje działaczy podziemia, Kotarski nie udawał działacza zaangażowanego w walkę z systemem komunistycznym. Został "zalegendowany" w inny sposób. Przedstawiał się jako człowiek pochodzący ze Szczecina, który zajmuje się drobnym przemytem i przez to, że "zanotował wpadkę", musiał przenieść się do Warszawy. Tam jak twierdził, dalej zajmował się trochę nielegalnym handlem.
Dla podziemia miał się stać "bardzo atrakcyjnym działaczem". "Miał mnóstwo wolnego czasu, pieniędzy i samochodów, których w tamtych czasach wielu ludzi nie posiadało".
"Wiedział o akcjach i brał w nich udział"
Choć podejrzewano go o współpracę z SB, "Tadeusz" zdołał zyskać zaufanie Teodora Klincewicza, szefa Grup Oporu "Solidarni", jednej z głównych i najbardziej radykalnych struktur warszawskiego podziemia. W krótkim czasie stał się jego osobistym kierowcą i miał dostęp do wielu konspiracyjnych tajemnic.
"Znał m.in. adresy lokali, w których gromadzono materiały wybuchowe, podrabiane dokumenty legalizacyjne, z wyprzedzeniem wiedział o planowanych akcjach. Co więcej – brał w nich udział" – czytamy w "Uważam Rze".
Tygodnik pisze, że przełożeni Kotarskiego z SB byli zadowoleni z jego pracy, gdyż dzięki niemu mieli możliwość kontrolowania solidarnościowych struktur. Z powodu jego działalności represjonowane przez komunistyczne służby były co najmniej trzy osoby - czytamy dalej.
Największe sukcesy odniósł jako podziemny wydawca. Kierował Oficyną Wydawniczą Rytm, założoną przez Klincewicza i funkcjonującą w ramach Grup Oporu Solidarni. Drukował książki, pisma i ulotki. Jego oficyna nie zanotowała jednak żadnej wpadki. W 1988 r. Kotarski wszedł w konflikt z Klincewiczem i w konsekwencji opuścił szeregi Grup Oporu, ale nie z pustymi rękami. Oficyna wydawnicza stała się praktycznie jego własnością.
Jeszcze w tym samym roku odniósł swój największy sukces - wydał książkę b. prezydenta i działacza "Solidarności" Lecha Wałęsy - "Droga nadziei".
15 czerwca 1999 roku otrzymał prawa emerytalne, a w życiu cywilnym pozostaje do dziś Marianem Kotarskim. Z "Uważam Rze" na razie nie zdecydował się porozmawiać o swojej przeszłości, argumentując - jak pisze gazeta - brakiem czasu w związku ze sprawami rodzinnymi.
Autor: dp/mac//kdj / Źródło: "Uważam Rze"
Źródło zdjęcia głównego: tvn24