- Tutaj widać wyraźnie, że podsłuch był założony na długo przed publikacją, było to coś w rodzaju sieci. Zapuszczamy sieć i czekamy, kto w nią wpadnie - powiedział w "Faktach po Faktach" senator Marek Borowski. - Przecież naszych ministrów i prominentów nikt nie zmuszał, żeby to mówili - mówił na to Paweł Kowal (Polska Razem), cytując przy tym Leszka Balcerowicza.
Zdaniem byłego marszałka Sejmu Marka Borowskiego w obecnej aferze nie chodzi o obronę interesu publicznego. - Tutaj widać wyraźnie, że podsłuch był założony na długo przed publikacją, było to coś w rodzaju sieci. Zapuszczamy sieć i czekamy kto w nią wpadnie - mówił Borowski. Dodał, że według niego w całym zamieszaniu chodzi jedynie o pieniądze. - Zaczynamy od kelnerów, którzy dostali za to pieniądze, potem ktoś to zlecił przecież - mówił senator.
"To jest po prostu dość obrzydliwe"
- Jak przejrzymy te rozmowy, to może znajdziemy tam dwa, trzy miejsca, w których można mówić o sytuacjach naruszenia prawa, albo o możliwości naruszenia prawa. Cała reszta to jest magiel, plotkarstwo. To jest po prostu dość obrzydliwe. Uważam, że temu się trzeba przeciwstawić - powiedział Borowski. Były marszałek Sejmu powiedział też, że ma nadzieję, że oprócz tych, którzy po aferze taśmowej będą krytykować rząd i tych, którzy będą bagatelizować sprawę, znajdzie się trzecia grupa, która stanowczo przeciwstawi się podsłuchiwaniu rozmów.
Kowal: najważniejsza jest treść rozmów
- Ludzie jednak nie są zadowoleni takim wyjaśnieniem, że ktoś nagrywał dla pieniędzy. Tak długo mówił marszałek Borowski o wszystkich aspektach tej sprawy, a praktycznie nie odniósł się do treści - zarzucił rozmówcy Paweł Kowal. Według polityka Polska Razem należy wyjaśnić to, kto stoi za podsłuchami, ale przede wszystkim trzeba przyjrzeć się temu, co w nagranych rozmowach zostało powiedziane. - Jest istotna treść tych taśm i to (publikacja) jest działaniem w interesie publicznym. Zacytuję tu Leszka Balcerowicza, który powiedział, że nawet jeśli by się okazało, że to wywiad rosyjski podsłuchiwał, a dziennikarze to dostali, to i tak trzeba mówić o treści (rozmów), bo przecież naszych ministrów i prominentów nikt nie zmuszał, żeby to mówili. Nie uciekajmy od tego - powiedział Kowal.
Borowski: w tym przypadku nie jest to dziennikarstwo śledcze, tylko dziennikarstwo kloaczne
- Podsłuchiwanie jest przestępstwem. Wykorzystywanie owoców tego przestępstwa jest rzeczą niegodną. Pomijając to, że to też może być przestępstwem. I jeśli politycy zaczynają to wykorzystywać i zaczynają opowiadać o tym, kto o kim co powiedział, jakiego języka używał i tak dalej, to znaczy, że biorą udział w tym przestępstwie. Ja w tym nie chcę brać udziału - powiedział Borowski.
- Nie róbmy ludziom wody z mózgu. Na całym świecie, jak dziennikarze zdobywają informacje, to je pokazują. Możemy mieć swoje zdanie na temat tego, jak zostały zdobyte, ale już idźmy dalej - wtrącił Kowal.
- Mogą pokazywać, ale można mieć do tego swój stosunek. Otóż mój stosunek jest taki, że w tym przypadku nie jest to dziennikarstwo śledcze, tylko dziennikarstwo kloaczne - odparł Borowski.
Jakie konsekwencje?
Politycy pytani byli też o to, co teraz powinno się stać na polskiej scenie politycznej? - Uważam, że żaden premier nie może iść za daleko w sankcjach. Dlatego, że to by oznaczało, że każdy, kto zorganizuje taką akcję podsłuchową, a prędzej czy później znajdą się następni chętni, będzie kierował rządem Rzeczypospolitej - ocenił Borowski.
- Oczekiwałbym od państwa, od instytucji państwa, że są po pierwsze w stanie same się obronić. Po drugie, że są w stanie wyciągnąć konsekwencje także z treści tych rozmów. Na razie tego nie ma - powiedział Kowal.
Autor: ktom//gak/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24