- Było tak ciasno, że nie można było ich wyciągnąć z tego tłumu, tak byli splątani - tak jeden ze studentów wspominał wybuch paniki, do jakiego doszło podczas imprezy na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy. Relacjonował, że ludzie wybijali w łączniku szyby, by zaczerpnąć powietrza, a ochrona nie chciała przepuścić uczestników zabawy.
Do tragedii doszło podczas imprezy w nocy ze środy na czwartek. Według policji w dwóch salach uniwersyteckiego budynku bawiło się nawet 1200 osób. W wyniku wybuchu paniki w łączniku pomiędzy salami zginęła jedna osoba, a kilkanaście zostało rannych.
O tym, co działo się w miejscu tragedii, opowiadał na antenie TVN24 pan Łukasz, jeden ze studentów, który brał udział w imprezie.
"Dołem też można było przejść"
- Ochroniarze stali w tamtym miejscu na schodach i nie chcieli przepuścić studentów. Z dwóch stron było napieranie, dlatego tak się zrobiło - tłumaczył pan Łukasz. Dodał, że łącznik nie był jedyną drogą, którą można było pokonać, by przemieścić się pomiędzy salami.
- Dołem też można było przejść przez dwór - mówił student, jednak jego zdaniem nikt nie zdecydował się na tę drogę z powodu niskiej temperatury na zewnątrz. Potwierdził, że wewnątrz łącznika w pewnym momencie zrobiło się bardzo duszno, dlatego ludzie zaczęli wybijać szyby.
- Wokół chaos. Wszyscy robili się prawie sini od tego, że nie mieli czym oddychać, mdleli. A ochrona nie chciała ich przepuścić tak czy tak - wspominał pan Łukasz. Powiedział też, że na imprezie był alkohol, choć nie można było go wnosić.
- Byłem praktycznie w środku tych wydarzeń. Cieszę się, że nic mi się nie stało - dodał. Jak relacjonował, akcja ratunkowa już po wybuchu paniki jego zdaniem przebiegała sprawnie i prawidłowo.
"Ludzie skakali ze schodów"
O chaosie opowiadali reporterom TVN24 także inni uczestnicy imprezy. - Ludzie skakali ze schodów, przewracali się, taranowali, chodzili po tych ludziach. Nie wiedziałem w ogóle co się dzieje, pierwszy raz coś takiego widziałem - mówił jeden ze studentów.
- Nasz Paweł stracił przytomność, a nie wyobrażam sobie jak tak mogło być, bo jest on dwumetrowym, wielkim, zbudowanym chłopakiem. Co tam się działo w takim razie, jeśli taki chłopak nie dał sobie rady? - zastanawia się uczestniczka imprezy.
Inny ze świadków tłumaczy, że do zamieszania doszło ok. 1 w nocy, kiedy część imprezowiczów chciała opuścić budynek w drodze na autobus nocny. W tym samym czasie do miejsca, gdzie trwała zabawa, docierały kolejne grupy studentów.
Rektor: nie podam się do dymisji
Głos w sprawie tragedii zabrał już rektor uczelni dr hab. inż. Antoni Bukaluk, który złożył kondolencje bliskim poszkodowanych.
- W takiej sytuacji każdy ma sobie coś do zarzucenia. Była presja ze strony studentów, żeby takie imprezy organizować. Jest presja corocznie w przypadku juwenaliów. Przy liczbie kilkuset osób, jak widać, do takich przypadków może dojść. Będziemy starać się, żeby w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji - powiedział dziennikarzom Bukaluk dodając, że nie zamierza się podać do dymisji w związku z tragedią.
Autor: ts/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24