Burmistrz Łęczycy Krzysztof Lipiński miał żądać od podlegającego mu szefa Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej pożyczki w wysokości 50 tys. zł. Pojawił się u niego w domu i rozmawiał z żoną, która rozmowy z burmistrzem nagrała ukrytym dyktafonem. Sprawa już trafiła do prokuratury. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Burmistrz Łęczycy Krzysztof Lipiński, zaraz po tym, jak powierzył funkcję prezesa Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej Janowi Budzińskiemu, przyszedł do jego domu. Miał zażądać od jego żony - jak miał to ująć - pożyczki. Dowodem mają być nagrania, które zarejestrowała Teresa Budzińska.
Przymusowa pożyczka?
"Każdy dba o siebie i ja też muszę dbać o siebie, pani Tereso. To jest biznes, nie? I co ja mogę zrobić?" - słychać na nagraniu. Słowa te miał wypowiedzieć właśnie burmistrz. Państwo Budzińscy nie mają wątpliwości, że to miała być zapłata za fotel prezesa gminnej spółki. - Nigdy sobie nie wyobrażałem, że taka sytuacja może mieć miejsce - mówi Jan Budziński. - Jeżeli ktoś przychodzi - nawet przyjaciel - po pożyczkę, to innymi słowami prosi o tę pożyczkę. On wręcz żądał - ocenia Teresa Budzińska. - Zapytałam, żeby on mi dał wykładnię tej pożyczki, i zapewniam, że ta wykładnia nie wskazywała na to, co w rozumieniu ogólnym stanowi pożyczka - dodaje. - Ja nigdy nie żądałem żadnych pieniędzy od nikogo za cokolwiek - broni się burmistrz. Nagrania z dyktafonu Budzińskiej bada już prokuratura. Jej mąż, prezes Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, prezesem jeszcze jest, ale po tym, jak nie udzielił burmistrzowi tak zwanej pożyczki, dostał obniżkę pensji - o prawie 40 proc. Powodem miały być - jak tłumaczy burmistrz - "złe wyniki ekonomiczne spółki".
Autor: eos/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24