To prawda, że nie ma traktatowej definicji praworządności, ale to tak jak w prawie międzynarodowym nie ma traktatowej definicji agresji - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz. Odniósł się do sprzeciwu polskiego rządu dotyczącego powiązania wypłaty unijnych funduszy z przestrzeganiem praworządności. - Zwłaszcza te kraje, które są płatnikami netto, które wnoszą najwięcej środków, mają prawo domagać się istnienia skutecznych mechanizmów w tym zakresie - dodał.
Państwa członkowskie Unii Europejskiej - w związku ze sprzeciwem Polski i Węgier - nie osiągnęły w poniedziałek jednomyślności w sprawie wieloletniego budżetu Unii Europejskiej i decyzji w sprawie funduszu odbudowy. Polska i Węgry zgłosiły zastrzeżenia w związku z - przyjętym większością kwalifikowaną - rozporządzeniem dotyczącym powiązania środków unijnych z praworządnością. Sprzeciw obu krajów nie zatrzymuje jednak całej procedury.
Przywódcy Unii Europejskiej będą nadal dyskutować o wieloletnim budżecie i funduszu odbudowy - zapewniła w czwartek po unijnym szczycie kanclerz Niemiec Angela Merkel.
"Albo to są ignoranci, albo to są kłamcy"
Stanowisko polskiego rządu w sprawie unijnego budżetu i mechanizmu powiązania funduszy z przestrzeganiem praworządności komentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 były premier, a obecnie europoseł Włodzimierz Cimoszewicz. - Albo to są ignoranci, albo to są kłamcy - ocenił.
- Artykuł 325 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej stwierdza, że Rada Europejska, współdziałając z Parlamentem Europejskim, może podejmować środki niezbędne do ochrony budżetu i interesów finansowych Unii Europejskiej. Mamy właśnie do czynienia ze stworzeniem takiego środka. W tym przypadku chodzi o ochronę interesów finansowych Unii Europejskiej, zwłaszcza w związku z tym, że mają być przyjęte dwa wyjątkowo wielkie pakiety finansowe - siedmioletni budżet, a także fundusz odbudowy, przekraczające wartość 1,8 tysiąca miliardów euro, czyli coś niespotykanego w historii Zjednoczonej Europy - wskazał były premier.
- Jak wiadomo, także w krajach Unii Europejskiej dochodziło i dochodzi do rozmaitych przekrętów finansowych, do korupcji, do rozkradania pieniędzy. W związku z tym Unia Europejska ma prawo to wszystko badać, kontrolować - kontynuował. - Zwłaszcza te kraje, które są płatnikami netto, które wnoszą do tego najwięcej środków, mają prawo domagać się istnienia skutecznych mechanizmów w tym zakresie - dodał.
"To prawda, że nie ma traktatowej definicji praworządności, ale to tak jak w prawie międzynarodowym nie ma traktatowej definicji agresji"
Cimoszewicz odniósł się również do podnoszonych przez przedstawicieli obozu rządowego argumentów dotyczących niejasności pojęcia praworządności. - To prawda, że nie ma traktatowej definicji praworządności, ale to tak jak w prawie międzynarodowym nie ma traktatowej definicji agresji. Ale jednak wszyscy wiedzą, co jest agresją - zwrócił uwagę.
Jak mówił, "Komisja Wenecka Rady Europy, najbardziej szanowane gremium ekspertów prawniczych, zdefiniowała, co to jest praworządność". - To jest rozległa i szczegółowa definicja. To prawda, że to nie jest wiążące prawnie, tylko że dla każdego rozsądnego człowieka jest oczywiste, że to jest definicja praworządności - mówił gość TVN24.
"Brunatne chmury krążą nad Polską już od jakiegoś czasu"
Włodzimierz Cimoszewicz odniósł się także do reportażu, który przedstawia kulisy szkolenia Straży Narodowej przed Marszem Niepodległości. Jednym z uczestników treningu był dziennikarz TVN24. Pokazał, że jednym z elementów szkolenia było strzelanie ostrą amunicją.
- Brunatne chmury krażą nad Polską już od jakiegoś czasu - skomentował Cimoszewicz.
Jak wskazywał, takimi przypadkami powinna zajmować się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - ABW nie ma powodów, żeby zajmować się każdym klubem strzeleckim, każdą nauką strzelania. To są całkowicie legalne, zarejestrowane i kontrolowane przedsięwzięcia. Natomiast jeżeli dochodzi do tego typu wydarzeń, to od tego jest między innymi ABW - wskazywał.
Jak mówił, uczestnicy tego typu szkoleń "to są ludzie, którzy byli adresatami apelu pana Kaczyńskiego do obrony kościołów, bez czego miałaby podobno zginąć Polska". Nawiązał tym samym do wystąpienia prezesa PiS i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, który 28 października apelował, aby "bronić polskich kościołów za każdą cenę".
- Ci ludzie pierwsi stawili się pod kościołami, żeby ich bronić. Więc to są ludzie działający pod swoistym patronatem i na wezwanie Kaczyńskiego. Niektórzy z nich, mniej zorientowani, mogą mieć wrażenie, że zachowują się patriotycznie. Oni mają prawo nie rozumieć rzeczywistych intencji pana Kaczyńskiego - stwierdził były premier.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24