Chirurdzy odchodzą ze szpitali, zatrudniają się w innych, ale po jakimś czasie wracają tam, skąd się zwolnili. - To jest kadrowa wojna - mówi jeden z ekspertów. Anna Wilczyńska ustaliła, o co tak naprawdę ta wojna się toczy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Historia funkcjonowania oddziału chirurgii w szpitalu wojewódzkim w Rybniku pełna jest kadrowych zwrotów akcji. W 2019 roku wszyscy chirurdzy odeszli do szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Udało się znaleźć nowych, ale oni też odeszli. W tym roku za miesiąc oddział ma jednak powrócić do pracy.
- Zespół 14 chirurgów wraca do szpitala w Rybniku - mówi rzecznik placówki Maciej Kołodziejczyk. Tylko się cieszyć, gdyby nie to, że cała czternastoosobowa grupa najpierw musiała odejść ze szpitala w Wodzisławiu. Efekt jest taki, że teraz nie działa chirurgia w Wodzisławiu.
- Pacjenci nie będą przez nasz szpital zaopatrywani jeśli chodzi o chirurgię ogólną do czasu, do kiedy nie uda się nam pozyskać nowego zespołu lekarskiego, który byłby w stanie prowadzić oddział chirurgii ogólnej - przyznaje Krzysztof Kowalik, dyrektor Powiatowego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Rydułtowach i w Wodzisławiu Śląskim.
Ze szpitala odszedł cały oddział na czele z ordynatorem. - Lekarze podkreślają, że praca w szpitalu wojewódzkim daje im dużo większe możliwości rozwoju zawodowego, daje możliwość wykonywania zabiegów, których nie mogą wykonywać w szpitalu powiatowym - stwierdza Maciej Kołodziejczyk.
"Kadrowa wojna, walka o życie"
Nie chodzi tylko o prestiż - słyszymy w Wodzisławiu. Dyrektor Kowalik wyjaśnia, że lekarzy do takiej decyzji skłoniło wyższe wynagrodzenie zaproponowane przez szpital w Rybniku.
To jest kadrowa wojna - oceniają eksperci. - To jest walka o życie. Należy pamiętać, że często te ośrodki podlegają samorządom, każdy chce dla swoich obywateli, dla mieszkańców danego regionu zapewnić opiekę. Natomiast oni rywalizują o bardzo wąski zasób - tłumaczy Wojciech Wiśniewski z Komitetu do spraw Ochrony Zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich.
W kolejnych latach może być jeszcze trudniej - średnia wieku chirurgów to 60 lat, co trzeci ma od 55 do 64 lat.
Bytów bez oddziału położniczego
O tym, jak trudno jest znaleźć pracownika, przekonała się właśnie prezes Szpitala Powiatu Bytowskiego w województwie pomorskim Beata Hinc. Musiała zawiesić oddział położniczy i neonatologiczny, bo jedyny zatrudniony tam neonatolog wrócił do swojego macierzystego szpitala w Zakopanem. Innych chętnych do pracy nie ma.
- Rozmowa z takim lekarzem nie zaczyna się nawet od pieniędzy, tylko po prostu: "Nie, nie mam czasu" - przyznaje Hinc.
Sytuacją zaniepokojeni są radni miasta. Nie chcą, by rodzące jeździły do szpitali położonych 30 kilometrów dalej. - Bytów jest miastem powiatowym i zabiegamy jednak, żeby w mieście powiatowym był ten oddział - mówi bytowska radna Katarzyna Januszewska-Lisińska.
Brakuje lekarzy w szpitalach
Oprócz tego, że o pracowników walczą ze sobą szpitale powiatowe i szpitale wojewódzkie, lekarzy ze szpitali wysysają także placówki podstawowej opieki zdrowotnej - wyjaśnia dyrektor do spraw medycznych Szpitala Powiatowego w Drezdenku w Lubuskiem. Tu właśnie trzeba było zawiesić oddział chorób wewnętrznych.
Lekarzy i pielęgniarek jest za mało, by pokryć potrzeby wszystkich placówek medycznych - ocenia Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich. - Być może to czas, by zacząć myśleć o pewnym profilowaniu szpitali i ich konsolidacji - dodaje.
- Zamykanie oddziałów, walka o kadry są przejawem strukturalnego problemu, którym będziemy znowu zajmować się przez wiele lat, który wymaga ponadpolitycznej zgody, który wymaga akceptacji społeczności lokalnych i musimy ten proces rozpocząć - podkreśla Wojciech Wiśniewski.
Źródło: TVN24