"Fakt" twierdzi, że poseł za wożenie się taksówką do studia telewizyjnego każe sobie wystawiać faktury na utrzymywaną z podatków Kancelarię Sejmu, która skrupulatnie zwraca wydane przez Bosaka pieniądze. W ciągu miesiąca miał naciągnąć podatników już na 1,5 tys. zł. - Przez to, że różne gazety pisały o tym, jak to posłowie nadużywają samochodów Kancelarii Sejmu, w LPR zabroniono nam z nich korzystać. Muszę więc jeździć taksówkami, które rozliczam z Sejmem. Wiem, że tak wychodzi drożej, ale to nie moja wina - tak, według gazety, tłumaczy się młody poseł LPR. Bosak powiedział TVN24.pl, że wypowiedzi tej nie autoryzował, a cała sprawa to nadużycie. - Pomimo mojej wyraźniej prośby, "Fakt" odmówił mi autoryzacji wypowiedzi, łamiąc tym samym prawo. Moja wypowiedź została częściowo przekręcona i podana w innym kontekście - oburza się. Zapewnia, że z taksówek na koszt Sejmu korzysta tylko w ramach wykonywania czynności poselskich. Kiedy zdarza mu się, że na trening nie może pojechać rowerem, bierze taksówkę, ale sam za nią płaci.
"Fakt" pisze, że zachowanie posła ujawnił mu jeden z warszawskich taksówkarzy, zbulwersowany tym, że podwieziony na trening Bosak kazał sobie wypisać rachunek na Kancelarię Sejmu. Na dowód kierowca przekazał "Faktowi" fakturę i zdjęcie z wyświetlacza o zakończonym kursie. Poseł Bosak zwraca jednak uwagę, że rachunek jest niepodpisany i w związku z tym nieważny.
Źródło: TVN24, PAP, "Fakt"