Wprawdzie nie jest "złowrogim demonem" i ma "swoje miejsce w historii", ale jego brak na wyborczej liście poprawi wynik LiD - tak o byłym premierze Leszku Millerze mówił w TVN24 szef SdPl Marek Borowski.
"Miller odchodzi na własne życzenie"
- To nie jest cios zadany Millerowi - zapewnia Borowski i tłumaczy, że "czas Millera" kończy się na jego własne życzenie. - Dostał od SLD propozycję kandydowania do Parlamentu Europejskiego i nie skorzystał z niej - przypomina szef SdPl. - To było dla niego naturalne miejsce.
Pytany o to, dlaczego LiD nie chciał byłego premiera na swoich listach, przyznaje: "ma on silny elektorat negatywny". - Jego obecność na liście i jednocześnie zmasowana propaganda przeciwnika politycznego, która z pewnością by ruszyła ze wszystkimi hasłami powrotu do przeszłości, "rywinlandu" itd. (...) to wszystko by nas osłabiło, a nie wzmocniło - tłumaczy. - Ale nie demonizuję go, są też ludzie, którzy mają do niego sentyment - dodaje.
"Czuję się zaszczycony, że mnie wybrali"
- To znany, wybitny i ceniony polityk - wychwala za to Ryszarda Kalisza szef SdPl. Nie kryje jednak, że cieszy się, że to jego nazwisko pojawi jako pierwsze na warszawskiej liście wyborczej LiD. - Czuję się zaszczycony, że to mnie wybrała koalicyjna komisja wyborcza - mówi.
Na pytanie, co będzie z LiD-em po wyborach, ucina: "zobaczymy, jeszcze nie weszliśmy do Sejmu". - Dziś takie spekulacje mogłyby być tylko okazją do sporów - mówił zapewniając, że wszystkie partie wchodzące w skład LiD stworzą w Sejmie wspólny klub parlamentarny. - Po wyborach będzie jedność - dodał.
as
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24