Pracownikom przebijał ręce długopisem, zamykał ich w firmie i głodził. Zatrudniane kobiety wielokrotnie zmuszał do stosunków płciowych. Od kilku lat ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. W piątek Marka W. zatrzymali policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych KWP w Poznaniu.
- Nigdy nie spotkałem się z osobą o tak daleko posuniętych skłonnościach sadystycznych, która w tak okrutny sposób wykorzystywałaby sytuację zależnych od siebie ludzi. Była tym groźniejsza, że dzięki majątkowi i powiązaniom rodzinnym wykorzystywała słabości polskiego wymiaru sprawiedliwości - podkreśla Michał Fuja, autor reportażu o Marku W.
48-letni biznesmen jest właścicielem licznych działek i lokali na terenie Nowej Soli i okolic. Jest też wspólnikiem dziewięciu spółek zajmujących się między innymi administrowaniem nieruchomościami i uprawami rolnymi.
Zatrzymany w ferrari
Sześć lat temu zatrzymali go funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Akurat jechał swoim ferrari. Jego majątek był wówczas wart około 40 milionów złotych.
Biznesmena obciążyły zeznania 25 pracowników. 44 prokuratorskie zarzuty dotyczyły głównie uporczywego znęcania się i łamania praw pracowniczych. W aktach sprawy napisano o drastycznych przypadkach sadyzmu: przebiciu dłoni długopisem czy zmuszaniu pracownika do biegania nago wokół siedziby firmy.
Jak opowiadał reporterowi "Superwizjera" były pracownik Marka W., "była przemoc i psychiczna, i fizyczna. Było kopanie, duszenie, bicie". - Sprawiało po prostu temu człowiekowi przyjemność, że się znęcał, że bił - podkreślał.
- Z takich najgorszych rzeczy to było zamykanie mnie w pakamerze na terenie firmy. Łańcuch na drzwiach, zamknięte, zero wyjścia. Przez sobotę i niedzielę nie zrobiłem zakupów, siedziałem, ja to nazywam, za przeproszeniem, o suchym pysku - relacjonował były kierownik budowy.
Kilkadziesiąt wymuszeń seksu
Marka W. o gwałty oskarżyły dwie kobiety. Pierwsza z nich miała być siłą zmuszana do stosunków płciowych co najmniej 11 razy. Kiedy odmawiała, pracodawca miał grozić jej pozbawieniem życia oraz skrzywdzeniem dziecka. W przypadku drugiej pracownicy chodziło o kilkadziesiąt stosunków w ciągu dwóch lat. Kobieta miała być szantażowana kompromitującymi zdjęciami, które Marek W. przechowywał w swoim sejfie.
W sprawie gwałtów Marek W. usłyszał wyrok ośmiu lat więzienia. Na kolejne pięć lat sąd w Zielonej Górze skazał go za wyłudzenie czterech milionów unijnych dotacji.
Marek W. dotąd odwlekał wykonanie kary. Zasypywał sądy coraz to nowymi wnioskami, przedstawiał zwolnienia lekarskie, zmieniał adresy zamieszkania i zameldowania, utrudniając w ten sposób dostarczenie pism sądowych.
W końcu w 2017 roku sąd i prokuratura z Zielonej Góry wydały za nim dwa oddzielne listy gończe. W tym czasie Marek W. wyjechał już z Polski. A za jego poszukiwania zabrali się "Łowcy głów", czyli policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych KWP w Poznaniu, ci sami którzy na Malcie odnaleźli podejrzanego o makabryczną zbrodnię Kajetana P.
Fobia na punkcie dwójek
W 2018 roku policjanci dostali sygnał, że W. wrócił do Polski i prawdopodobnie ukrywa się w okolicach Leszna. Dzięki pokaźnemu majątkowi mężczyzna co chwila zmieniał mieszkania, zmienił styl ubierania się, zapuścił brodę i wąsy. Ale policjantom udało się go w końcu odnaleźć w miejscowości Góra obok Leszna.
- Marek W. miał fobię na punkcie cyfry dwa. Bał się jej, zakazał posługiwania się nią we własnej firmie. A tak się złożyło, że zatrzymaliśmy go 22 lutego o godzinie 2. Taki przypadek - mówi jeden z wielkopolskich policjantów.
Obecnie Marek W. przebywa w areszcie w Poznaniu. Śledczy chcą mu postawić kolejne zarzuty: w 2010 roku miał groźbami śmierci próbować wymusić zwrot 1,1 mln złotych długów, miał też próbować wymusić zeznania na świadkach w sprawie swoich nieujawnionych dochodów.
Autor: Szymon Jadczak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24