Lewy silnik samolotu piper navajo nie pracował w momencie katastrofy - wynika z ustaleń biegłych, którzy badają sobotni wypadek spod Częstochowy. Zginęło wówczas 11 osób, ocalała jedna. Przyczyny katastrofy wyjaśnia prokuratura, swoje dochodzenie prowadzi Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
- Przyczyną zdarzenia był niepracujący lewy silnik, o czym wiemy już w stu procentach - powiedział Andrzej Pussak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jak zaznaczył, specjaliści nie wiedzą jednak jeszcze dlaczego ten silnik nie pracował.
- Co do prawego silnika mamy też jeszcze wiele, wiele wątpliwości, ale to jest jeszcze hipoteza (czy pracował w momencie katastrofy - red.), którą będziemy jeszcze wnikliwie badać - dodał.
Pussak powiedział, że we wtorek rano na miejsce dojechali biegli z zakresu silników lotniczych Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Przypominamy, że prawidłowo załadowany i skonfigurowany samolot dwusilnikowy wznosi się także po awarii jednego z silnków.
— PKBWL (@PKBWL) lipiec 8, 2014
Silnikami maszyny, wraz z przekładniami i śmigłami, specjaliści PKBWL zainteresowali się już na początku prac. Już w niedzielę oddzielili je od wraku. W poniedziałek ze szczątków samolotu wydobyto też i zabezpieczono elementy jego wyposażenia elektronicznego, z których być może uda się odczytać informacje o przebiegu i parametrach lotu. We wtorek oddzielone od wraku silniki i inne urządzenia mają być przewożone do specjalistycznych badań.
- Mamy nadzieję, że uda się z tych elementów pozyskać jakieś informacje, ale na efekty na pewno trzeba będzie poczekać – powiedział Pussak.
Transport o godz. 13
Pussak dodał, że części samolotu, m.in. silniki, elementy napędowe trafią do specjalistycznych laboratoriów, gdzie będą poddane dalszym oględzinom. - Na razie jednak określone elementy złożone będą w miejscu wyznaczonym przed prokuraturę - sprecyzował.
Transport części samolotu zapowiedział na godz. 13. Wtedy też eksperci PKBWL udadzą się na lotnisko w Rudnikach, gdzie będą prowadzić "wnikliwy rekonesans". Chodzi m.in. o kwestie związane z prawidłowością stosowanych tam wobec pipera procedur lotniczych. Pussak zapewnił też, że PKBWL szczegółowo analizuje wszystkie informacje mogące dotyczyć katastrofy i jej przyczyn.
Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych ma 30 dni na sporządzenie pierwszego raportu. Na miejscu katastrofy prace trwają od kilku dni. Prowadzone są oględziny, wydobywane są urządzenia, które mają dać wiedzę nt. zdarzenia. Równolegle pracuje kilka zespołów ekspertów.
Pomogą nagrania z kamer?
Bardzo ważnym dowodem mogą być nagrania z kamer, które były zamontowane na kaskach skoczków. Nie wiadomo jednak jeszcze, czy przetrwały pożar, który miał miejsce na pokładzie samolotu. Oprócz przedstawicieli PKBW sprawą zajmuje się także prokuratura. Dziś na miejscu katastrofy miał pojawić się biegły z zakresu silników lotniczych.
Śledztwo
Śledztwo pod kątem przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym prowadzi częstochowska prokuratura. Główne kierunki postępowania dotyczą możliwości: awarii maszyny, błędu ludzkiego oraz nieprawidłowości przy organizacji i kontroli lotu.
Stan jedynego ocalałego w katastrofie 40-letniego instruktora, który przebywa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie, jest stabilny. Mężczyzna doznał w wypadku urazu klatki piersiowej i kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, ma tez złamaną rękę. We wtorek rano nadal przebywał na oddziale intensywnej opieki medycznej.
Jak podała rzeczniczka szpitala Beata Marciniak, być może we wtorek lekarze zdecydują, czy może zostać przewieziony do szpitala w Krakowie, gdzie mieszka. Rodzina pacjenta nie życzy sobie jednak informowania opinii publicznej na ten temat.
W poniedziałek przesłuchali go prowadzący śledztwo prokuratorzy, w przesłuchaniu uczestniczył też przedstawiciel PKBWL. Według prokuratury 40-latek szczegółowo opisał moment wypadku i okoliczności, które poprzedzały lot. Pussak mówił we wtorek, że przekazane przez niego informacje wpisują się w jedną z hipotez dotyczących przyczyn wypadku.
Katastrofa lotnicza
Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach. Samolot spadł niedługo po starcie, w pewnej odległości od zabudowań, w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Był to dwusilnikowy Piper PA-31 Navajo o rejestracji N11WB – niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową Omega. Po katastrofie wrak palił się. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza samolotem znajdowały się trzy osoby, które zdołał wyciągnąć z wraku mieszkający w pobliżu b. strażak.
Choć pożar został szybko ugaszony, ciała dziewięciu ofiar, które znajdowały się we wraku zostały zwęglone. Sekcje zwłok miały być wykonywane od poniedziałku. W przypadku ofiar, które po katastrofie pozostały w maszynie, konieczne będą badania DNA. Choć prokuratorzy mają wiedzę nt. tożsamości ofiar, nie ujawniają o nich bliższych informacji.
Autor: nsz,pk//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24