Rząd nie jest od opowiadania o tym, jak jesteśmy bezpieczni na kampanijnych piknikach, tylko od tego, żeby rzeczywiście tego bezpieczeństwa pilnować - powiedział w TVN24 Patryk Michalski z Wirtualnej Polski. W ocenie Kastora Kużelewskiego z Polityki Insight reakcja strony polskiej była "bardzo słaba i opóźniona". - Jeśli to był test naszych zdolności obronnych, to my ten test oblaliśmy - stwierdził. Dziennikarze komentowali sprawę na antenie TVN24.
We wtorek doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie - poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej. Szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe. O incydencie zostało poinformowane NATO. Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w trybie natychmiastowym wezwana została chargé d’affaires ambasady Białorusi - poinformował resort dyplomacji.
Incydent komentowali w środę w programie "Wstajesz i wiesz" na antenie TVN24 dziennikarze - Patryk Michalski z Wirtualnej Polski oraz Kastor Kużelewski z Polityki Insight.
"Gdzie byli wojskowi odpowiedzialni za ochronę polskiej granicy?"
- Już z pierwszego komunikatu wojska wiemy, że strona białoruska uprzedzała o tym, że w terenie przygranicznym będą prowadzone ćwiczenia. Białoruś to nie jest nasz sojusznik. To jest państwo, które wspiera Rosję, które pośrednio bierze udział w agresji na Ukrainę. W związku z tym sam komunikat o tym, że takie ćwiczenia będą prowadzone, to powinna być taka czerwona lampka dla polskich służb - ocenił w TVN24 Patryk Michalski.
Zwrócił uwagę, że kiedy pojawiły się pierwsze relacje mieszkańców Białowieży, którzy donosili, że widzieli nad swoimi głowami białoruskie śmigłowce, polskie wojsko "próbowało przekonywać, że być może to ze względu na dobrą widoczność, że tylko im się wydawało, że to było na terytorium Polski, a w rzeczywistości było po stronie białoruskiej". - Uważam, że to jest skandaliczne, dlatego że jeśli mieszkańcy widzieli te śmigłowce, to gdzie byli wojskowi odpowiedzialni za ochronę polskiej granicy? Uważam, że to jest coś, co wymaga wyjaśnienia, w jaki sposób wygląda ten nadzór - powiedział dziennikarz.
Michalski zauważył, że Prawo i Sprawiedliwość o zagrożeniu ze Wschodu opowiada stale na swoich piknikach rodzinnych. - Pikniki rodzinne może i mają jakąś wartość ostrzegawczą, o ile nie jest to sianie strachu, ale jednak to w takim rzeczywistym działaniu powinna być weryfikowana sprawność polskich służb. A tutaj trwało to 10 godzin, zanim MON oficjalnie potwierdził, że doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej - powiedział dziennikarz. Według niego ta sytuacja powinna zostać jak najszybciej wyjaśniona.
Zwrócił uwagę, że białoruskie śmigłowce, które wleciały na terytorium Polski "mogły sfotografować ważne punkty, mogły międzylądować, mogły prowokować". - Rząd nie jest od opowiadania o tym, jak jesteśmy bezpieczni na kampanijnych piknikach, czy wydarzeniach partyjnych, czy ministerialnych, tylko od tego, żeby rzeczywiście tego bezpieczeństwa pilnować - oznajmił.
Reakcja Polski "bardzo słaba i opóźniona"
- Nie mamy bezpośredniego wpływu na to, co robi wrogie nam państwo przy naszej granicy. Naruszenia przestrzeni powietrznej państw to jest coś, co się generalnie zdarza, nie jakoś często, ale się zdarza. To, na co my jako państwo polskie mamy wpływ, to jest nasza reakcja - powiedział Kastor Kużelewski. Jak ocenił, reakcja strony polskiej była tymczasem ponownie "bardzo słaba, opóźniona" i pojawiła się dopiero po tym, jak "mieszkańcy, cywile zwrócili uwagę na problem służbom".
- Jeśli to był test naszych zdolności obronnych albo informacyjnych, to my ten test oblaliśmy - powiedział dziennikarz.
Jego zdaniem incydent w Białowieży jest problematyczny dla Prawa i Sprawiedliwości, które często wykorzystuje temat bezpieczeństwa na swoją korzyść. - Nawet jeśli to bezpieczeństwo nie jest jakoś bardzo obecne w tej kampanii, to nie jest wykluczone, że Prawo i Sprawiedliwość zostawiało sobie przestrzeń do tego, żeby w końcu po te tematy bezpieczeństwa sięgnąć. W momencie, gdy po raz kolejny mamy pokazaną słabość działania naszych instytucji, słabość systemów informowania, ten argument Prawa i Sprawiedliwości robi się coraz słabszy, wymyka się z rąk - mówił Kużelewski.
"Skoro mieszkańcy widzieli te śmigłowce, to nie wierzę w to, że żołnierze ich nie zauważyli"
Pytany o narrację polskich władz w sprawie incydentu w Białowieży i ewentualnego wykorzystania go do celów politycznych, Patryk Michalski powiedział, że według niego "ten przekaz jeszcze nie jest gotowy".
- Rano w programie "Tłit" moim gościem był Radosław Fogiel, szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Jego konstatacja była taka, że to nie jest amerykański film i nie da się przewidzieć wszystkich sytuacji. Szczerze mówiąc, no nie spodziewałem się takiej odpowiedzi - wyznał Michalski.
W jego ocenie Prawo i Sprawiedliwość "pracuje nad przekazem". - Kiedy opowiada się, że jesteśmy bezpieczni, kiedy PiS próbuje przekonywać, że oni są jedynym gwarantem bezpieczeństwa, to jest oczywiście polityczna, kampanijna narracja - trzeba później umieć odpowiadać na sytuacje kryzysowe. Wydaje mi się, że mówienie, że to nie jest amerykański film, gdzie wszystko jest zaplanowane od A do Z i jeszcze powoływanie się na przykład Izraela i tego, że tam również mimo szczególnych środków ochrony przestrzeń powietrzna nie jest w 100 procentach chroniona, to to jednak nie jest coś, co uspokaja wyborców PiS-u, ale też w ogóle wszystkich Polaków - mówił dziennikarz.
Jak dodał, ten region Polski powinien być najbardziej strzeżony. - Są tam strażnicy graniczni, jest tam Wojsko Polskie. Skoro mieszkańcy widzieli te śmigłowce, to naprawdę nie wierzę w to, że żołnierze ich nie zauważyli - stwierdził Michalski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Eliza Kowalczyk