Chociaż pracownik jednego z łódzkich hoteli znalazł w jednym z pokoi 30 tys. zł, nie ma podstaw domagać się znaleźnego. Jak tłumaczyła we "Wstajesz i wiesz" adwokat Małgorzata Supera, nie przysługuje ono za rzeczy znalezione w budynkach publicznych.
Zgodnie z kodeksem cywilnym znalazca może żądać znaleźnego w wysokości 1/10 wartości rzeczy. Jednak nie w każdym przypadku.
- Znaleźne to uprawnienie, które należy się znalazcy, ale nie zawsze. Są bowiem miejsca, w których, jeśli coś znajdziemy, to znaleźne nam się nie należy. To budynki publiczne lub pomieszczenia udostępnione dla publiczności, a w więc hotel czy teatr, podobnie jest w pociągu. Mamy obowiązek oddać wtedy rzecz i nie mamy uprawnienia do znaleźnego - powiedziała mec. Supera.
Dodała, że inaczej wygląda sprawa w przypadku miejsc publicznych, czyli terenu przed budynkiem, np. przed hotelem czy teatrem. Wtedy za znalezioną rzecz należy się nam znaleźne.
Poza tym, jak wyjaśniła Supera, w przypadku hotelu zastosowanie mają także przepisy mówiące o jego odpowiedzialności za rzeczy wniesione przez gości. - A te pieniądze były przecież wniesione - zaznaczyła.
Bez znaleźnego i podziękowań
W styczniu pracownik łódzkiego hotelu znalazł w pokoju 30 tys. zł. Znajdowały się w saszetce tkwiącej między łóżkiem a ścianą. Po nagłośnieniu sprawy, pieniądze trafiły w końcu do właścicieli.
Mężczyzna, wbrew oczekiwaniom, nie jednak otrzymał znaleźnego ani podziękowań. Kierownictwo hotelu poinformowało, że zamierza się go domagać w imieniu swojego pracownika.
Autor: MAC/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Hotel "Boss"