Na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze - powiedział w rozmowie z Onetem Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej. - Ja już w areszcie zrozumiałem, że sprawiedliwy wyrok w mojej sprawie może wydać tylko niezawisły, niezależny od polityków sąd - dodał.
Bartłomiej Misiewicz (wyraża zgodę na publikowanie w mediach swojego wizerunku i pełnego nazwiska), były rzecznik MON i były szef gabinetu politycznego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, jest podejrzany o przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
28 stycznia w Warszawie został zatrzymany wraz z pięcioma innymi podejrzanymi przez Centralne Biuro Antykorupcyjne na polecenie tarnobrzeskiej prokuratury. Od 30 stycznia tego roku przebywał w areszcie. Wyszedł z niego pod koniec czerwca za poręczeniem majątkowym w wysokości 100 tysięcy złotych.
Misiewicz pytany w wywiadzie opublikowanym w piątek przez Onet, czy jest winny, zaprzeczył.
"I udowodnię to przed sądem" - zapewnił. Dopytywany, czy prokuratura się na niego "uwzięła", były rzecznik MON odparł: "Ja już w areszcie zrozumiałem, że sprawiedliwy wyrok w mojej sprawie może wydać tylko niezawisły, niezależny od polityków sąd". - Jeśli taki będzie, to jestem o siebie zupełnie spokojny - dodał.
"Jak człowiek mówi prawdę i jest niewinny, to nie powinien się o nic martwić" - powiedział Misiewicz, pytany, czy również będzie spokojny, jeśli jego sprawa trafi do sądu, w którym prezes został obsadzony przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.
"Na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze" - powiedział.
Sprawa "jest dziwna, od samego początku"
Misiewicz ocenił też, że sprawa wszczęta przeciwko niemu "jest dziwna, od samego początku". Zaprzeczył jakoby zawierał niekorzystne umowy w PGZ.
"To jest teoria podobna do tych, które ostatnio na mój temat formułuje pan Patryk Vega. Czysta fantastyka. Co więcej, ja wtedy nawet nie byłem w PGZ zatrudniony. A pracując w MON, nie miałem nad Polską Grupą Zbrojeniową żadnego nadzoru" - powiedział.
Na uwagę, że członkiem Rady Nadzorczej PGZ został we wrześniu 2016 roku, odparł: - "a zarzut dotyczy umowy podpisanej w czerwcu 2016 roku".
"Chciałbym opowiedzieć o tym więcej, ale dziś jeszcze nie mogę" - dodał.
Misiewicz: jestem wdzięczny Rzecznikowi Praw Obywatelskich
Misiewicz podkreślił też, że "chciałby bardzo podziękować zespołowi Rzecznika Praw Obywatelskich".
"Ponadpolitycznie stanął w obronie moich podstawowych praw konstytucyjnych" - zaznaczył.
"Prokuratura do ostatniego momentu robiła wszystko, aby uniemożliwić mi opuszczenie aresztu, mimo decyzji sądu. Doszło wręcz do bezprecedensowej sytuacji: przez pewien czas stosowano wobec mnie zarówno areszt, jak i poręczenie majątkowe. Mój tata wpłacił wymaganą, decyzją sądu, kaucję 100 tysięcy złotych, a prokurator odmawiał mojego zwolnienia z aresztu. To było niezgodne z prawem. Rzecznik Praw Obywatelskich objął to śledztwo swego rodzaju kuratelą. Zainterweniował. Bez jego pomocy i bez wsparcia moich prawników zapewne nie byłbym dziś na wolności" - tłumaczył.
Były rzecznik MON przyznał, że jest "wdzięczny", że RPO potraktował go "jak normalnego obywatela, którego prawa są, delikatnie rzecz mówiąc, naginane".
"Może prokuratura zacznie mnie tak traktować" - powiedział.
Śledztwo w sprawie niegospodarności
Bartłomiej Misiewicz oraz były poseł Mariusz Antoni K., były członek zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej SA Radosław O., dwaj byli dyrektorzy PGZ SA i była pracownica Ministerstwa Obrony Narodowej zostali zatrzymani w związku z prowadzonym od grudnia 2017 roku przez prokuraturę w Tarnobrzegu śledztwem dotyczącym niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez spółkę PGZ SA.
Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuciła Misiewiczowi oraz byłemu posłowi K. "powoływanie się wspólnie i w porozumieniu na wpływy w instytucji państwowej i podjęcie się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tysięcy złotych".
Były rzecznik MON i była pracownica MON Agnieszka M. usłyszeli zarzuty przekroczenia swoich uprawnień jako funkcjonariuszy publicznych i działania na szkodę spółki PGZ w związku z zawartą przez nią umową szkoleniową. "Tym samym doprowadzili do wyrządzenia spółce szkody w wysokości 491 964 zł" - podano w komunikacie rzecznika prokuratury po ogłoszeniu zarzutów. Pozostali z sześciorga zatrzymanych 28 stycznia przez CBA również usłyszeli zarzuty. Byłemu członkowi zarządu PGZ Radosławowi O., byłemu dyrektorowi biura marketingu PGZ Robertowi K. oraz byłemu dyrektorowi wykonawczemu firmy Robertowi Sz. zarzucono działania na szkodę spółki i wyrządzenia jej szkody majątkowej w wielkich rozmiarach. Wobec byłej pracownicy MON prokuratura zastosowała środki wolnościowe. Natomiast do wniosku prokuratury o zastosowanie aresztu dla Mariusza Antoniego K. Sąd Rejonowy w Tarnobrzegu w styczniu tego roku się nie przychylił. Zastosował wobec podejrzanego poręczenie majątkowe w wysokości 50 tysięcy złotych oraz zakaz opuszczania kraju z jednoczesnym zatrzymaniem paszportu.
Autor: js//kg / Źródło: PAP, Onet
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24