Jeden z gadżetów polskiej prezydencji w Unii Europejskiej może okazać się plagiatem – donosi "Newsweek". Okazało się, że na pomysł wystylizowania "bączka" tak, by przypominał ludową tancerkę, wpadła już w latach 50. plastyczka Maria Veltuzen.
Monika Wilczyńska, która zaprojektowała niemal identycznego "bączka" zapewnia jednak "Newsweek", że zabawka to jej autorski pomysł i dopiero od dziennikarza tygodnika dowiedziała się, że podobny gadżet pojawił się już wcześniej.
- Widać, że ktoś miał to samo skojarzenie z wirującymi tancerkami – stwierdza Wilczyńska i dodaje, że sam strój lalek bardzo się różni, więc nie ma sobie nic do zarzucenia.
Plagiat, czy nie plagiat?
Okazuje się jednak, że sprawa wcale nie jest taka prosta. - Sąd może uznać, że ubranie bączka w strój ludowy jest utworem autorskim i podlega ochronie prawnej. A jeśli zabawki mają ten sam ubiór, np. łowicki, mógłby zakazać produkcji nowej zabawki – mówi "Newsweekowi" prof. Ewa Nowicka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspertka w dziedzinie prawa autorskiego.
Właśnie nad zgłoszeniem do sądu sprawy ewentualnego naruszenia praw autorskich zastanawia się Maria Veltuzen-Nehrebecka, córka projektantki. Jej zdaniem podobieństwo jednych i drugich bączków jest wystarczająco duże na podjęcie takich działań.
Źródło: "Newsweek"
Źródło zdjęcia głównego: PAP