Dzięki rewolucji obyczajowej coraz lepiej rozumiemy, jak przyjemne i cenne mogą być erotyczne rozrywki. Tymczasem osoby aseksualne odwracają wszystko do góry nogami, mówiąc: skoro można nie lubić audiobooków, stylu hygge albo jesieni, to można też nie lubić seksu. Dlatego to jest artykuł o seksie, a właściwie o jego nieistotności. Jednak najpierw rozważmy paprykę.
Jeśli lubię to kolorowe warzywo, to pożeram je z przyjemnością. Jeśli moje upodobanie jest umiarkowane, wówczas jadam ją co kilka dni, a jeśli jest naprawdę ogromne, to papryka towarzyszy mi na śniadanie, obiad i kolację. Swoje szczęście mierzę w skali Scoville'a, moje dzieci nazywają się Carolina i Reaper, ciężko mi też wyobrazić sobie dzielenie lodówki z kimś, komu papryka nie daje radości. Mogę lubić konkretny gatunek, mogę lubić każdą odmianę.
Jeśli natomiast papryki nie lubię, to po prostu jej nie jem. Gdy jakaś koleżanka dowie się o mojej niechęci i zacznie mnie nękać pytaniami w stylu: "Czy nie martwi cię, że omija cię tyle wspaniałego ajwaru i leczo?", odpowiem: "I całe szczęście, że mnie omija!". Bo tak w sumie to nie leczo mnie omija, tylko ja omijam leczo, gdyż nie rozumiem jego fenomenu. Jeśli ta sama koleżanka zapyta: "Kiedy zdiagnozowano twoją antypapryczność? Czy nawet filmy z Robertem Makłowiczem nie są w stanie cię przekonać? A może postaraj się bardziej wgryźć w tę białą igołomską?", to zapewne musiałabym szybko jechać na okulistyczny SOR, bo nie ma szans, żebym nie nadwyrężyła sobie czegoś od przewracania oczami na tak głupie pytanie. Chyba lepiej wiem niż moja pełna dobrych chęci koleżanka, jakie warzywa lubię.
Papryczna fantazja brzmi osobliwe? Tak, bo bez trudu rozumiemy, że papryka nie jest niezbędna do bycia szczęśliwym człowiekiem. Być może pora zaryzykować myśl, że tak samo jest z seksem. Szczególnie że "siostrzaną" orientacją aseksualności jest aromantyczność, czyli brak pociągu romantycznego – a 21 lutego rozpoczął się Tydzień Świadomości Aromantyczności.
Osoby aseksualne i aromantyczne przy niemal każdym wyjściu z szafy (czyli coming oucie, ujawnieniu swojej orientacji) są stawiane przed Komisją ds. Zaglądania w Majtki i pod Kołdrę. Czasem odpowiedzią na deklarację asa - czyli osoby aseksualnej - jest ciekawość, czasem lekceważenie. Oni sami mówią, że najgorsze bywa współczucie.
Jak podkreśla Anna Niemczyk, psycholożka i aktywistka, autorka książki "Aseksualność – czwarta orientacja", te reakcje często nie są powodowane złą wolą (co nie zmienia faktu, że sprawiają asom przykrość), a raczej brakiem wiedzy.
Sam się lecz
Zjawisko aseksualności jako pierwszy nagłośnił amerykański działacz społeczny David Jay. Według jego definicji, przyjętej przez założone przez niego Asexual Visibility and Education Network (AVEN), aseksualność to "trwały brak pociągu seksualnego do jakiejkolwiek płci, który nie wynika z zaburzeń fizjologicznych, uwarunkowań fizycznych ani też nie jest spowodowany traumą lub inną niedyspozycją psychiczną". Nie jest przejściowy, nie jest chorobą i nie jest celibatem. Reszta ludzi, dla których seks jest czymś ważnym, to alloseksualni. Osoby aseksualne, jak podawał w 2014 roku "Journal of Sex & Marital Therapy", stanowią od jednego do pięciu procent społeczeństwa. A zatem, jeśli znasz sto osób - znasz co najmniej jednego asa.
Dyskryminację osób aseksualnych nazywa się asfobią. Bardziej inkluzywne określenie, obejmujące też osoby aromantyczne, to afobia.
Inaczej niż dla reszty społeczeństwa, dla asów seks mógłby zwyczajnie nie istnieć i byliby tak samo zadowoleni z życia. A może i trochę bardziej, bo wtedy alloseksualna większość nie zasypywałaby ich dociekliwymi pytaniami, dlaczego, jak i czy to się leczy.
Bo nie, nie leczy się.
- Aseksualność nie jest żadną odmiennością, niczym nienaturalnym ani niczym, co trzeba by było leczyć, absolutnie nie ma takich wskazań. Osoby, które deklarują, że nie odczuwają pociągu seksualnego, po prostu go nie odczuwają – stwierdza Patrycja Wonatowska, seksuolożka z Grupy Edukatorów Seksualnych "Ponton".
Jak zauważa Wonatowska, czasami uznawanie aseksualności za skutek traumy (co jest jednym z częstszych stereotypów na temat asów) to dla osób normatywnych sposób radzenia sobie z niepojętym dla nich brakiem zachwytu nad seksem. - To jakiś sposób ogarnięcia rzeczywistości i chęć uporządkowania niezrozumiałych dla nas rzeczy – wskazuje seksuolożka. Dla osoby posiadającej normatywny pociąg jedynym "racjonalnym" powodem, by zrezygnować z seksu, wydaje się trauma, więc projektuje to podejście na innych, w tym na asów.
Ci, którzy wciąż chcą traktować aseksualność jak zaburzenie, chorobę, efekt traumy lub w gruncie rzeczy cokolwiek innego niż po prostu orientację seksualną, powinni po pierwsze przestać opowiadać farmazony, a następnie czym prędzej zapoznać się z ostatnią klasyfikacją zaburzeń Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, czyli DSM V, opublikowaną w 2013 roku. – Tam jest jednoznacznie napisane, że osoba nieodczuwająca pociągu seksualnego nie może być diagnozowana pod kątem zaburzeń seksualnych, jeżeli identyfikuje się jako aseksualna. Krok dalej idzie Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, które w zaleceniach dla osób zajmujących się działalnością pomocową mówi, aby traktować aseksualność jako równoprawną orientację – wskazuje Anna Niemczyk.
Już samo sugerowanie, że aseksualność powinna być "diagnozowana", jest dla asów krzywdzące. - O tym, czy ktoś jest danej orientacji świadczy jego wewnętrzne przekonanie. Przecież nie diagnozuje się homoseksualności ani heteroseksualności i nie sugeruje się takim osobom, że powinny się przebadać, bo być może są innej orientacji – przekonuje psycholożka.
- Przed jednym znajomym zdarzyło mi się zrobić coming out. Zapytał, czy mam zbadane hormony. Ja mu mówię: chłopie, ale mi to jest niepotrzebne. Już nie mam kontaktu z tą osobą – wspomina Rony Ariel, aseksualna i aromantyczna osoba, zaangażowana w działania na rzecz aromantycznej społeczności.
Czy w takim razie każdy, kto nie uprawia seksu, jest z automatu aseksualny? Niekoniecznie: osoby alloseksualne mogą w różnych okolicznościach utracić libido, na przykład w skutek zażywania leków, podeszłego wieku lub wspomnianej wcześniej traumy. Wówczas, jak podkreślają przedstawiciele Stowarzyszenia Asfera, skupiającego osoby ze spektrum aseksualności i ich sojuszników, mają pełne prawo prowadzić satysfakcjonujące życie bez współżycia lub spróbować z pomocą specjalistów na powrót czerpać przyjemność z seksu. Istotne jest jednak, by pomoc - ani ze strony ekspertów, ani ze strony postronnych "dobrych samarytan" - nie była im narzucana.
- Osoby, które mają zaburzenia pociągu seksualnego, spowodowane traumatycznymi wydarzeniami, nie są orientacji aseksualnej. Jednak jeśli nie życzą sobie pomocy i wolą pozostać w wymuszonej traumą lub innym czynnikiem fizycznym bądź psychicznym abstynencji seksualnej i pragną przynależeć do asowej społeczności i zawierać tam przyjaźnie, nikt ich z tej społeczności nie będzie wykluczał – zaznacza Anna Niemczyk.
Zespołu obniżonego popędu seksualnego nie należy mylić z aseksualnością – to krzywdzi zarówno osoby alloseksualne, które cierpią na zanik popędu, jak i asów. Ci pierwsi mogą oczekiwać pomocy, drudzy żadnej pomocy nie potrzebują.
Nie tylko seks to zdrowie
Rewolucja seksualna, której wiele z nas (zwłaszcza kobiet) zawdzięcza prawo do cieszenia się własną cielesnością, asom wyrządziła niedźwiedzią przysługę. Bo jeśli z każdej strony zalewają nas komunikaty w rodzaju: "seks jest dobry i zdrowy", "seks jest ważny w związku", "w ten sposób rozwiążesz problem z osiągnięciem orgazmu", może być trudno zakomunikować sobie i innym "nie potrzebuję tego" lub "to nie jest problem".
- Myślę, że trudno jest w dobie częstego podkreślania wagi życia seksualnego zrobić kolejną kategorię w głowie i dopuścić do siebie tę opcję, że ktoś może po prostu nie odczuwać z takich zachowań przyjemności. Teraz przyszedł czas, że trzeba zrobić miejsce i zaufać, że jeśli ludzie mówią, że nie mają ochoty na seks, to po prostu nie mają ochoty i już – mówi Wonatowska. Bo aseksualność zazwyczaj nie oznacza galopującego obrzydzenia na myśl o pocałunkach i penetracji. Jest raczej brakiem zrozumienia, po co ktoś miałby takie osobliwe rytuały praktykować.
Asom i aromantykom nie pomagają też media, które, pisząc o seksie, kierują przekaz do allowiększości. Anna Niemczyk w książce "Aseksualność – czwarta orientacja" zwraca uwagę na przykład na artykuł przedstawiający wyniki raportu "Seksualność Polaków", zamieszczony na jednym z portali. Jego autor donosi, że "niestety, z roku na rok spada liczba osób uprawiających seks". "Wygląda na to, że martwienie się owym spadkiem to jedyna słuszna perspektywa" – sarkastycznie zauważa autorka książki.
- Na ogół myśli się o wyzwoleniu spod patriarchalnych norm dotyczących seksualności głównie w kategoriach zaprzestania stygmatyzowania osób, które seksu uprawiają dużo i z wieloma partnerami. Raczej niewiele mówi się o tym, że z drugiej strony potrzeba dopasowania się do pewnego wzorca "wyzwolenia" w tej sferze życia może w jakiś sposób krzywdzić asy. Przynajmniej tak było w moim wypadku, kiedy, dorastając, nie miałam w kulturze, którą konsumowałam, żadnych pozytywnych przykładów osób, dla których seks jest obojętny albo go unikają. Gdybym miała takie przykłady, pewnie nie zgodziłabym się na wiele rzeczy, na które się godziłam, myśląc, że bez nich nie jest się wartościową osobą – wspomina rysowniczka Aleksandra Herzyk, która w październiku zeszłego roku wyoutowała się jako osoba aseksualna.
Społeczeństwo patriarchalne, w którym wciąż mamy nieprzyjemność żyć, wbrew pozorom krzywdzi nie tylko kobiety. Rykoszetem szkodliwych stereotypów płciowych w postaci toksycznej męskości obrywają też nasi krewni i koledzy. Są im narzucane role społeczne i cechy, które na dłuższą metę nie służą żadnemu człowiekowi – jak na przykład dążenie do dominacji i nieumiejętność wyrażania emocji innych niż agresja. Toksyczną męskość i związane z nią lekceważenie własnego zdrowia i brawurę wskazuje się też jako przyczynę statystycznie krótszego życia mężczyzn, a problemy emocjonalne spowodowane brakiem narzędzi do wyrażania uczuć mogą mieć coś wspólnego z faktem, że wśród samobójców więcej jest osób płci męskiej.
No i jest jeszcze seks. Tu aseksualni mężczyźni odczuwają dodatkową presję. Jeśli chce się obrazić kobietę, to insynuuje się, że miała wielu partnerów seksualnych. Jest też oczywiście zestaw obraźliwych skojarzeń z kobietą seksu odmawiającą ("zimna suka z bólem głowy"), ale to mężczyzna ma być tym, który seksu nie odmawia. Nawet poczciwy "ruchacz", używany jako przytyk, zazwyczaj jest podszyty szacunkiem dla "osiągnięć" delikwenta. A jedna z popularniejszych w internecie obelg wobec mężczyzn to "incel", od słów "involountary celibacy" – "celibat wbrew woli". Ten gagatek, co prawda, aseksualny raczej nie jest, bo seks bardzo by chciał uprawiać i jest przekonany, że mu się on należy, ale nie zmienia to faktu, że wciąż popularne jest przeświadczenie, że męska duma nie zna dotkliwszego ciosu niż słowa "jesteś prawiczkiem".
Jak w tym wszystkim ma odnaleźć się as, który tak w gruncie rzeczy nie rozumie, dlaczego ktoś miałby nie chcieć być prawiczkiem? Którego koledzy z dumą i zachwytem opowiadają o swoich doświadczeniach seksualnych?
– Cierpią na tym i kobiety, i mężczyźni, wszyscy jesteśmy uwięzieni w tej narracji. Bo jeśli ona jest chętna na seks, a on odmówi, to w powszechnym przekonaniu coś jest z nim nie tak – zauważa badaczka języka dr Małgorzata Majewska.
Nikt nie zaprzecza, że prawidłowo uprawiany seks może przynosić pewne korzyści zdrowotne (jak chociażby obniżenie ciśnienia krwi albo zmniejszenie ryzyka raka prostaty), ale przecież horyzontalne tango nie jest jedynym środkiem do osiągnięcia tego celu. Papryka też ma wiele wspaniałych mikroelementów – a mimo to nie załamujemy rąk nad jej antyfanami, martwiąc się, czy przez swoje upodobanie nie nabawią się awitaminozy. Zjedzą jabłko i też będzie dobrze.
A romantyczność?
Jak tłumaczy Patrycja Wonatowska, wśród naukowców panuje konsensus – aseksualność jest pełnoprawną orientacją. Asy wciąż jednak jeszcze czekają na to, by ten fakt został formalnie uznany przez Światową Organizację Zdrowia. - Takie rozmowy miały miejsce, natomiast ostatecznej decyzji jeszcze nie ma chyba wyłącznie z tego względu, że są osoby aseksualne, które wchodzą w związki romantyczne, a tym samym wykazują chęć relacji z jakąś określoną płcią i to w jakimś stopniu miałoby je definiować jako osoby homo, bi czy hetero – wskazuje nasza rozmówczyni.
Tu znowu warto zatrzymać się na krótki przewodnik po teorii randkowania. Nie jesteśmy "jacyś" wyłącznie pod względem preferencji seksualnych, ale też w aspekcie romantycznym. Mężczyzna, który chce uprawiać seks z wyłącznie kobietami, jest heteroseksualny. Ten, który w analogicznej sytuacji preferuje mężczyzn, jest homoseksualny. Kolejny, dla którego idealnym rozwiązaniem jest brak seksu, jest aseksualny.
Jednak wbrew temu, co próbują nam wmówić książki i ich ekranizacje z dużymi liczbami w tytułach, związek nie oznacza wyłącznie seksu. Relacje mają też aspekt romantyczny – i tu sytuacja zaczyna się komplikować.
Jeśli wcześniej wspominany hipotetyczny mężczyzna jest w stanie stworzyć romantyczną relację tylko z kobietą, to jest heteroromantyczny. Jeśli z kobietą lub mężczyzną – biromantyczny. Ten, którego w ogóle nie interesuje emocjonalny związek, jest aromantyczny. I tak heteroromantycznosć nie przychodzi wyłącznie w pakiecie z heteroseksualnością. Można pożądać wyłącznie kobiet lub wyłącznie mężczyzn – ale potrafić zbudować czułą, romantyczną relację z każdą płcią… lub żadną. Albo odwrotnie.
Również osoby aseksualne wiążą się z różnej płci partnerami, w zależności od swojej hetero-, bi-, pan- lub homoromantyczności. – Osoby aseksualne często słyszą pytanie: "To po co ci partner? Rodzina?", które ktoś zadaje, mając w domyśle brak aktywności seksualnej. Pomijając ten szczegół, że niektóre asy uprawiają seks, chociaż nie odczuwają pociągu seksualnego, związki między ludźmi mogą być budowane przecież na innych fundamentach, jak na przykład więzi romantycznej, fascynacji osobowością lub inteligencją drugiej osoby czy wspólnych zainteresowaniach. Te dwa ostanie kryteria mają zastosowanie również w przypadku osób aromantycznych. Natomiast osoby aseksualne, które odczuwają pociąg romantyczny, zakochują się w taki sam sposób jak osoby allo. Odczuwają emocje, miłość, chęć bycia razem, czasem potrzebę przytulania lub pocałunków, również doświadczają boleśnie poczucia straty – wylicza autorka książki "Aseksualność – czwarta orientacja".
Niemczyk zaznacza ponadto, że, mówiąc o aseksualności, należy rozróżnić dwa pojęcia – popęd i pociąg. Ten pierwszy to libido, energia, która czasem wymaga rozładowania i z którą asy radzą sobie na przykład masturbacją, mechanicznie wywołując odpowiednie reakcje ciała. Pociąg to potrzeby seksualne nakierowane na inną osobę, na akt płciowy – dla asów terra incognita.
Seksuolożka Patrycja Wonatowska wskazuje, że wbrew popularnemu przekonaniu osoby aseksualne nie tylko budują trwałe i satysfakcjonujące związki, ale też nie zawsze rezygnują z seksu w stu procentach.
– Niektóre z nich w relacji romantycznej są w stanie zgodzić się na seks bardzo rzadko, na przykład po jakimś umówionym okresie, ze świadomością, że robią to wyłącznie dla tej drugiej osoby, której bardzo na tym zależy, ale same nie czerpią z tego przyjemności – wyjaśnia Wonatowska. Podkreśla jednocześnie, że sam fakt, że as uprawia seks wyłącznie dla przyjemności partnera, nie jest niczym alarmującym – tak długo, jak robi to dobrowolnie, nie odczuwając żadnej presji ani emocjonalnego szantażu ze strony drugiej osoby.
– Tutaj kluczem jest to, że to się nie odbywa pod namową. Jest obopólna zgoda, konsensualność, na którą tym bardziej kładzie się nacisk. Osoby się umawiają i nie ma tego elementu przekonywania, proszenia, wymuszania – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Specjaliści podkreślają, że aseksualność to całe spektrum zachowań i upodobań, dlatego jest ona nazywana pojęciem parasolowym. Może oznaczać absolutne zero seksu lub uprawianie go w celu sprawienia przyjemności partnerowi. Istnieje również demiseksualność, czyli odczucie pożądania dopiero po nawiązaniu silnej więzi emocjonalnej z partnerem.
– Jak w każdej innej orientacji jest całe spektrum tego, co się lubi i czego się nie lubi. Są osoby aseksualne, które będą lubiły się przytulać, i będą asy, które absolutnie nie będą wymagały i oczekiwały, żeby inne osoby je przytulały. Wręcz przeciwnie, ten dotyk będzie raczej czymś nieprzyjemnym niż przyjemnym – wskazuje seksuolożka.
Ta zawiłość ludzkiej natury leży u podstaw tego, co przedstawiciele Asfery nazywają "krępującym milczeniem" ze strony WHO.
- Na decyzje WHO zawsze trzeba było dłużej czekać. Tak też było w przypadku uznania homoseksualności i biseksualności. Na pewno błogosławieństwo od WHO wiele by zmieniło. Osoby deprecjonujące aseksualność (co nadal zdarza się, również niektórym specjalistom w mediach, w trakcie wystąpień publicznych) nie miałyby już ani argumentu, ani przyzwolenia społecznego, na taką postawę – podkreśla Anna Niemczyk.
Miejsce w akronimie
LGBT to lesbijki, geje, osoby biseksualne oraz transpłciowe. Jednak od powstania tego akronimu w latach 60. XX wieku wiemy znacznie więcej o ludzkiej seksualności i identyfikacji płciowej – więc sam skrót też ewoluuje. Obecnie za najbardziej inkluzywne jego warianty uważa się LGBT+ lub LGBTQIAP. Q (od "queer") i "+" oznaczają wszystkie osoby, które nie wpasowują się w heteroseksualną, heteroromantyczną i cispłciową "normę". W tym także asy, chociaż one też już mają swoją literkę, między osobami interpłciowymi (to osoby urodzone z dowolną liczbą różnic w zakresie cech dotyczących płci) a panseksualnymi (czyli tymi, które mogą rozwinąć pociąg do osób niezależnie od ich tożsamości płciowej).
Ponieważ jednak, ku zaskoczeniu fanów teorii spiskowych, wciąż nie udało się stworzyć zhierarchizowanego "lobby LGBT", na czele którego stanąłby queerowy CEO (a geje używający zwrotu "yes queen!" to jeszcze nie monarchia), to nieheteroseksualna mniejszość nie jest jednorodna w swoich poglądach i stosunku do składowych swojego akronimu. Mamy do czynienia na przykład z wymazywaniem (czyli odmawianiem im przynależności do grupy) osób transpłciowych, biseksualnych lub właśnie asów. Bo skoro – rozumują zwolennicy "ace erasure", wygodnie zapominając na przykład o istnieniu związków nieopartych na seksie – asy nie muszą walczyć o prawo do ślubów albo legalizację swoich związków, to nie doświadczają tej samej stygmy, co na przykład lesbijki lub geje, którym w niektórych krajach grozi kara śmierci.
– Większość asów, z którymi rozmawiałam, nie chce być wykluczana z LGBT+ i myślę, że słusznie, bo w końcu "tęczowa społeczność" obejmuje osoby, które w jakiś sposób nie odnajdują się w cisheteronormie – mówi Aleksandra Herzyk. Rysowniczka przyznaje, że przez długi czas czuła się jedynie sojuszniczką osób LGBT+, a nie jedną z nich. Po pierwsze dlatego, że żyła w wywołanym przez społeczeństwo przeświadczeniu, że "jeszcze jej się zmieni", że jeszcze pozna osobę, która obudzi w niej zainteresowanie seksem. Drugi powód był bardziej prozaiczny. - Seks (poza momentami, kiedy byłam w związkach i musiałam aktywnie myśleć, jak by go tu uniknąć) był dla mnie tematem tak głęboce nieistotnym, że nie przyszło mi do głowy, że mogę przynależeć do jakiejś grupy, która jakoś tam przez odniesienia do seksualności się definiuje – wspomina nasza rozmówczyni.
(To na swój sposób ironiczne – osoby kompletnie niezainteresowane seksem są definiowane na jego podstawie. Można przypuszczać, że w alternatywnej rzeczywistości świat jest podzielony na osoby cyklistyczne, czyli lubiące jazdę rowerem i dla rozluźnienia myślące o płynnie chodzących przerzutkach, i acyklistyczne, które kompletnie nie rozumieją, jak ten środek transportu w ogóle zrobił taką karierę).
- Społeczności LGBT+ powoli oswajają się z tym, że wśród nich są osoby aseksualne. Asfera otrzymuje dużo wsparcia z ich strony. Chociaż oczywiście zdarzają się osoby – zarówno w społecznościach LGBT+, jak i w społeczności asów – które nie widzą aseksualności w tęczowym świecie. Jednakże trendy społeczne są jednoznaczne. Aseksualność to orientacja, podobnie jak homo czy biseksualność i jej miejsce jest wśród LGBTQIA – przekonuje Anna Niemczyk.
Rewolucja jest cicha, ale trwa. Rzeczywistość stale się zmienia. W 1995 roku amerykański "Newsweek" zamieścił okładkę, która do dziś budzi śmiech w społeczności queer – ujawniała ona istnienie "nowej" orientacji… biseksualizmu. "Ani homo, ani hetero. Nowa tożsamość seksualna wyłania się" – dziwili się dziennikarze, którzy przypuszczalnie nigdy nie słyszeli ani o raportach biologa Alfreda Kinseya z 1948 i 1953 roku i których uwadze umknął David Bowie.
Outujmy się na zdrowie
Zmiany widać też w bardziej profesjonalnych źródłach. - Ostatnio zajrzałam do podręcznika "Seksuologia polska" z 2010 roku, nie było tam ani słowem wspomniane o aseksualności. Myślę, że to obrazuje, jak dynamiczna jest ta dziedzina, szczególnie na gruncie polskim – zauważa Wonatowska. W nowszych tekstach naukowych (jak chociażby we wspominanej już klasyfikacji Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego) aseksualność jest co najmniej wspominana. W Polsce doczekała się osobnej publikacji pod tytułem "Aseksualność – czwarta orientacja" Anny Niemczyk. Autorka przeplata w niej informacje na temat aseksualności i aromantyczności z historiami polskich asów i aromantyków.
- Tworzenie nowych definicji i używanie tych, które już istnieją w języku, jest dobre, bo kształtuje światopogląd i podejście, a także daje przynależność do grupy. A to jest bardzo naturalne, że ludzie chcą do jakiejś grupy przynależeć – podkreśla Wonatowska.
Podobnego zdania jest badaczka języka dr Małgorzata Majewska. – Każde określenie uruchamia w naszej głowie coś, co nazywamy "obrazem mentalnym", taki gotowiec. To jest warunkowane po pierwsze tym, jak sami siebie postrzegamy, a po drugie, co w przypadku osób aseksualnych jest bardzo ważne, ma na to wpływ cała siatka wartości uważanych w danej kulturze za istotne. Jeśli osoba nie odnajduje się w żadnej z istniejących kategorii (tak jak kiedyś nie było kategorii "aseksualność"), to ma takie poczucie zagubienia. A jednocześnie potrzeba przynależności każe nam się zdefiniować. Często takie osoby definiują się słowem "ale", na przykład: "jestem osobą hetero/homoseksualną, ale nie lubię seksu". A w momencie, gdy pojawia się nowe słowo, nowa kategoria pojęciowa, to w naszej głowie pojawia się nowa szufladka. Język sankcjonuje prawo do bycia – tłumaczy językoznawczyni.
Dlatego, jak zauważa Majewska, tak istotna jest widoczna reprezentacja mniejszości seksualnych w przestrzeni publicznej. Dzięki temu osoby przynależące do nich są w stanie określić się i poczuć częścią społeczności, a normatywna większość oswaja się z "obcym" i powoli przestaje próbować określić innych swoimi kategoriami. – Dlatego bardzo kibicuję osobom aseksualnym, by walczyły o swoje miejsce w przestrzeni publicznej, by coraz głośniej o tym mówiły, bo jeśli ich sprzeciw będzie dostatecznie głośny medialnie, to zostaną uchwycone przez system pojęciowy i nasz przeciętny Kowalski będzie wiedział: "aha, to jest taka osoba, która w ogóle nie chce się definiować poprzez seks".
Coming outy są ważne – dla przyjmującego swoją tożsamość przedstawiciela mniejszości, dla jemu podobnych, którzy wciąż szukają słów na określenie siebie, wreszcie dla normatywnej większości, by nauczyła się mówić i myśleć o swoich sąsiadach i krewnych w sposób, który ich nie rani.
Ktoś, kto czuje, że nie wpisuje się w otaczającą go "normę", prędzej czy później to zauważy i zacznie poszukiwania swojej tożsamości. – Moja sytuacja jest dość specyficzna, bo wychowałam się w środowisku bardzo katolickim. Dlatego mój brak pociągu nie dziwił mnie wcale, myślałam, że każde dobre chrześcijańskie dziecko tak ma. Zastanawiałam się, o czym oni mówią, przecież to wcale nie jest takie trudne, to zachowanie czystości – śmieje się Marta Graca, aktywistka i youtuberka związana z Asferą. Wspomina, że początkowo zakładała, że jest heteroseksualna, a swoją aseksualność uświadomiła sobie dopiero, gdy pierwszy raz usłyszała to pojęcie. I poczuła ulgę, że jednak nie będzie musiała "kiedyś" zakładać rodziny i uprawiać seksu.
Równie płynna jak nasza wiedza o seksualności jest seksualność we własnej osobie. To, że przez 15, 40, lub 60 lat życia w konkretny sposób określaliśmy swoje upodobania, nie odbiera nam prawa do przyjrzenia się ponownie temu aspektowi życia. Heteroseksualny 55-latek ma prawo stwierdzić: "Staszek z drugiej zmiany to niezły przystojniak", 20-letnia lesbijka nie naraża się na śmieszność, deklarując, że seks jej wcale nie interesuje i ewentualnej partnerce może zaoferować najwyżej trzymanie się za ręce. Albo w ogóle ani partnerki, ani partnera nie chce. Tak długo, jak wszystkie zaangażowane osoby są świadome sytuacji i wyrażają na nią zgodę, odkrywanie własnej seksualności to niezbywalne prawo każdego z nas.
– Kiedy pracuję na telefonie zaufania, to zdarza się, że młodzi ludzie dzwonią i mówią "jestem facetem i właśnie masturbowałem się z kolegą, czy to oznacza, że jestem bi albo gejem?" i następuje takie przerażenie. A ja zawsze powtarzam: to, że podejmujesz jakiś kontakt, to kwestia tego, że siebie poznajesz. Warto się zatrzymać i zapytać siebie, czego ja tak właściwie chcę – podkreśla Patrycja Wonatowska.
Pytania to też przemoc
"Nie naprawiaj mnie". Tak brzmiało hasło, pod którym w 2020 roku odbył się w Międzynarodowy Tydzień Osób Aseksualnych.
- Asy komunikowały z bilbordów oraz reklam internetowych i filmu (nakręconego na potrzeby kampanii), że nie chcą być diagnozowane ani naprawiane, że nie potrzebują współczucia. Jedyne czego pragną, to społecznej akceptacji ich aseksualnej orientacji – opisuje kampanię Anna Niemczyk.
Bo chociaż asy nie wymagają "naprawienia", to wciąż z takimi próbami się spotykają. - Wiele się mówi o wykluczeniu, wyśmiewaniu, stygmatyzowaniu aseksualności – to są podstawowe negatywne reakcje, które pojawiają się dość często. Jednak paradoksalnie taką trudną emocją dla asów, którą okazują inni, jest współczucie – tłumaczy psycholożka. Zdarza się, że asy są "zabijane dobrocią" przez osoby, które nigdy świadomie nie chciałyby im sprawić przykrości.
Jak mówi Marta Graca, idealną dla asów reakcją na deklarację "jestem aseksualna/y" jest "w porządku, cieszę się, że mi powiedziałaś/eś". – W środowisku queerowym jest to w zasadzie już standard – zauważa Graca. Poza nim jednak asy i aromantycy muszą mierzyć się z mniej wyważonymi reakcjami. Oprócz lekceważenia ("włącz sobie porno to ci przejdzie!") i kłopotliwej troski ("może przegadaj to z psychologiem?") zdarzają się całe serie coraz bardziej intymnych pytań.
- Reakcja, która mnie najbardziej dotknęła, to "jeszcze nikt cię porządnie nie wy*uchał". Może dlatego, że to było sprowadzenie całej gamy moich odczuć do tego jednego aktu, jeszcze nazwanego tak okropnie – wspomina Graca.
Czy pytanie outującego się geja "rozrysuj mi proszę mechanikę waszego stosunku z Andrzejem" lub "zawsze byłam ciekawa, jakie to uczucie…" wydaje się stosownie? W większości przypadków nie. A jednak zdarza się, że od asów wymagana jest cała spowiedź: czy próbowały tego lub tamtego, bo może jeszcze nie znalazły swojej "niszy"? Co robią, kiedy boli je głowa (ale nie na tyle, żeby łykać ibuprofen)? A co czujesz na widok porno?
Tymczasem dla asów najważniejsza jest akceptacja ich wyznania, bo świadomość własnej "inności" sama w sobie potrafi spędzać sen z powiek, przynajmniej na początku. – Znajomi wiedzą, że jestem aro, ale przed rodziną jakoś nie za bardzo to widzę. Tym bardziej że oni nie zaakceptowali mojej niebinarności – mówi Rony Ariel. Na pytanie, czy da się porównać uświadomienie sobie swojej niebinarności z aseksualnością i aromantycznością, odpowiada: – To było dla mnie porównywalnie trudne. Ale łatwiej mi chyba było z niebinarnością. A najtrudniej z aseksualnością, o dziwo.
– W sumie to moi bliscy, rodzina i przyjaciele od dawna słyszeli ode mnie, że jestem aseksualna, miałam momenty, kiedy starałam się jakoś to w sobie zmienić, bo myślałam, że nie uprawiają seksu tylko osoby, które są jakimiś życiowymi przegrywami, ale wątpię, żeby byli moim coming outem zdumieni. Zawsze czułam się dość komfortowo w otoczeniu najbliższych, mówiąc o tym, nawet jeżeli rodzice do pewnego czasu uważali to za jakieś dziwactwo, które mi przejdzie, jak dorosnę – wspomina Aleksandra Herzyk.
Anna Niemczyk wskazuje, że początkowa dociekliwość najczęściej wynika z faktu, że dla wielu osób aseksualność jest nowym pojęciem. - Można wybaczyć takie pytania, o ile nie są zadawane publicznie, tylko padają z ust zaufanej bliskiej osoby w zaciszu domowym - ocenia nasza rozmówczyni.
Podobnego zdania jest Patrycja Wonatowska z Grupy "Ponton". - Ja to trochę z mojej perspektywy zawodowej rozumiem. Myślę, że to trochę przypomina sytuację sprzed kilku lat, w takiej sytuacji były na przykład lesbijki. Pojawiały się te absolutnie obrzydliwe określenia w rodzaju: "to wy się tylko tak pocieracie?" – wspomina Wonatowska.
Czasem, jak wskazuje seksuolożka, jest to powodowane czymś więcej niż zwykłą ciekawością. – Nagle może się okazać, że dana osoba sama mogłaby się zaklasyfikować jako aseksualna, bo seks naprawdę nie sprawia jej przyjemności. Dlatego dopytuje, by dowiedzieć się, "czy ja tak mam". Czy to stosowne, czy nie, to zupełnie inna kwestia, ale myślę, że to może być jedna z takich motywacji – wskazuje ekspertka.
– Każde pytanie dotyczące sfery intymnej, bez uzgodnienia w relacji, że możemy o to pytać, jest przemocą – zaznacza z kolei Małgorzata Majewska. W podobny sposób językoznawczyni ocenia nieproszone rady. – Bo czym tak właściwie jest taka rada? Tam zawsze w tle jest założenie, że wiem, co jest dla ciebie lepsze niż ty sam/a. Ludzie w ogóle nie widzą tego w kategoriach przemocy, że oni nam projektują swoje pomysły na życie.
Jednocześnie Majewska zauważa, że, mówiąc otwarcie o naszej seksualności lub jej braku, umieszczamy ją w przestrzeni publicznej, co pozwala innym osobom na wejście w interakcję. Czym innym jest jednak pytanie: "kiedy się zorientowałeś?", a czym innym urządzanie przesłuchania na temat intymnych doświadczeń. – Ale tak naprawdę to jest taki sam wybór jak: czy być alkoholikiem upijającym się tanim piwem, czy drogim winem. Z punktu widzenia choroby alkoholowej nie ma to żadnego znaczenia. Może jedno pytanie osobę aseksualną boli mniej niż inne, ale, tak czy inaczej, boli.
To nie czarne charaktery
Inną kłopotliwą reakcją, o której czasem wspominają osoby aseksualne, jest idealizowanie ich orientacji i traktowanie jej jako panaceum na całe zło tego świata. Rozumując prosto (i mylnie): jeśli nie będziemy borykać się z całym bagażem seksualnych i romantycznych relacji, będziemy mogli stworzyć zdrowsze i bardziej skupione na osiąganiu celów społeczeństwo. Takie naiwne podejście niektóre osoby aseksualne zarzucają między innymi piosence "Without Love You Can Save The World" z musicalowego serialu "Crazy Ex-Girlfriend" (a inne nazywają ją aseksualnym hymnem). Wynalezienie leku na białaczkę, uchronienie nastolatków przed bulimią, badanie energii odnawialnej, wyprowadzanie psów ze schroniska i jakaś nieokreślona pomoc udzielana niewidomym – to tylko niektóre aktywności, którym bohaterowie serialu z całą pewnością byliby gotowi się oddać, gdyby nie miłosne trójkąty i czworokąty. A ponieważ piosenkę napisała i skomponowała przekorna Rachel Bloom, to fantazja o tym, jak wspaniały byłby świat bez romansów, jest umieszczona w hipisowskiej konwencji. Bloom zresztą rehabilituje się rozwojem swojej bohaterki, której ostatnia kwestia w serialu brzmi: "Miłość romantyczna nie jest wszystkim. Ani dla mnie, ani dla nikogo innego. To tylko część waszej historii, część waszej tożsamości".
Chociaż ta hiperbola nie wszystkim asom przypadła do gustu, to nie sposób zaprzeczyć, że prawidłowa reprezentacja jest dla przedstawicieli wszystkich mniejszości niezwykle istotna. Jak jednak oceniają przedstawiciele Asfery, wciąż w popkulturze brakuje postaci, z którymi asy i aromantycy mogą się utożsamiać.
James Bond ma biegać po jadącym pociągu i sprowadzać do parteru wrogów Jej Królewskiej Mości – ale jego misja nie byłaby kompletna bez przynajmniej jednego namiętnego (heteroseksualnego!) obścisku, kompletnie zbędnego z punktu widzenia fabuły. To, co alloseksualiści przyjmują jako oczywistość, dla asa może być sporym zaskoczeniem.
"Kiedy byłam jeszcze w gimnazjum obejrzałam kiedyś w telewizji "Błękitną lagunę" - film o dwójce dzieci, które rozbiły się na bezludnej wyspie. W pewnym momencie zaczęło dochodzić między nimi do różnych zbliżeń, i pamiętam jaką zagadką było dla mnie przez wiele lat to, skąd przyszło im do głowy bez żadnej instrukcji robić coś tak dziwacznego i kontrintuicyjnego. To pewnie brzmi absurdalnie dla kogoś, kto nie jest aseksualny, jednak gdyby nie to, że na pewnym etapie w szkole dowiedziałam się o co chodzi, to samej pewnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy podejmowanie jakichkolwiek prób uprawiania seksu, bo zwyczajnie nigdy nie czułam takiej potrzeby" – napisała w swoim coming outowym wpisie na Facebooku Aleksandra Herzyk.
Rysowniczka przyznaje, że obecnie przyzwyczaiła się do "obowiązkowych scen seksu" w tekstach kultury i ich obecność jej nie frustruje. – Wyobrażam sobie jednak, że dla osób aseksualnych pragnących kontaktów romantycznych, przedstawianie ich tylko jako relacji, w których obecny jest seks, może być frustrujące i pogłębiać wewnętrzne przekonanie asów, że coś jest z nimi nie tak – zauważa artystka.
– Reprezentacja aseksualności pozostawia wiele do życzenia, ale od czasu do czasu można spotkać bohatera asa jak chociażby w ostatnim sezonie serialu "Sex Education", gdzie aseksualna bohaterka, choć pojawia się jedynie epizodycznie, zostaje obsadzona w roli Julii w szkolnym przestawieniu na podstawie dzieła Szekspira – wskazuje Anna Niemczyk. Innym ważnym bohaterem asem jest Todd w serialu "Bojack Horseman". Chłopak nie tylko powoli odkrywa swoją aseksualność (co pozwala widzom towarzyszyć mu w tym procesie), cieszy się nią, informując o swoim odkryciu przyjaciół, ale też na przekór stereotypowi o asie wiecznym singlu tworzy aplikację randkową swojej orientacji. – To najlepsza reprezentacja aseksualności, na jaką się natknęłam – ocenia Marta Graca.
Niestety, jak zaznacza Anna Niemczyk, wciąż nie brakuje rozwiązań fabularnych umacniających krzywdzące stereotypy na temat asów. – W serialu "Ojciec Mateusz" zaistniał aseksualny bohater: niesamodzielny, dorosły człowiek w toksycznej relacji z matką. Bohater ów finalnie zabija swoją żoną, ponieważ nie radził sobie w małżeństwie. Takie pokazywanie aseksualności jest krzywdzące dla społeczności asów – podkreśla nasza rozmówczyni.
Zdaniem Marty Gracy jeszcze słabiej niż aseksualność jest w popkulturze reprezentowana aromantyczość. - O niej w ogóle niewiele się mówi. Niestety, większość postaci, których nie interesuje romans, to złe charaktery, często zimne, okrutne i nieczułe, utwierdzające stereotypowe postrzeganie osób aromantycznych jako osób bez empatii, co oczywiście nie jest prawdą – przekonuje aktywistka.
- O aromantyczności wiedziałum na początku zeszłego roku, ale jeszcze tak nie do końca. Pomyslałum: "dobra jest, rozumiem mniej więcej, o co chodzi", chociaż definicje były trochę rozmyte, nie za bardzo do mnie trafiały. W pewnym momencie chciałum dorzucić coś jeszcze do swojego opowiadania, jakąś postać aromantyczną. Zapytałum, na takiej grupce osoby aromantyczne jak one by opisały siebie, żeby stworzyć sobie jakiś obraz tej postaci. Po skończeniu opowiadania myślę: kurczę, to chyba ja! – opowiada Rony Ariel. I dodaje: - Przez kilka tygodni to do mnie nie docierało, myślę: tyle związków było za mną, to chyba niemożliwe. Ale jak patrzę na te związki, to dla mnie tam nie było nic romantycznego.
(Rony Ariel jest osobą niebinarną i korzysta z neutralnych płciowo form czasowników oraz zaimków onu/jegu).
Cruella DeMon z filmu o dalmatyńczykach nie jest wprost określana jako osoba aseksualna lub aromantyczna, jednak często tak właśnie się ją interpretuje. A zdanie "więcej dobrych kobiet tracimy na rzecz małżeństwa niż przez wojnę, głód, choroby i katastrofy" wypowiadane przez kobietę, której życiowym celem jest skórować małe pieski, to nie jest reprezentacja, która mogłaby się przysłużyć jakiejkolwiek mniejszości. Jeśli postać, określana jako "niezainteresowana romansami", jest w jakimś filmie na pierwszym planie, to zazwyczaj tylko po to, by jej "uczenie się i odkrywanie miłości" stanowiło ważny element fabuły, tak by w finalnej scenie widz zobaczył transformowaną (oczywiście na lepsze) bohaterkę i westchnął: "To miłości, a nie sukcesu zawodowego potrzebowałaś przez cały ten czas!". W "Zakochanej złośnicy" wszystko zmierza do tego, by Katarina "dostała nauczkę" i wpadła w sidła miłości. Alloseksualiści wiwatują, aseksualiści i aromantycy przełączają na "Krainę lodu". Nieobecność księcia to równie wspaniała supermoc, co budowanie zamków typu igloo. Brak problematycznych sposobów okazywania afektu to też miła odmiana. Problematycznych, bo czy całowanie śpiącej lub martwej nieznajomej kobiety jest w porządku? Ktoś mógłby powiedzieć, że tak – i ten ktoś przypuszczalnie ma sądowy zakaz zbliżania się do kogoś innego.
– Brakuje postaci aromantycznych, tej reprezentacji. Brakuje bardzo – przyznaje Rony Ariel. – A nie wszystkie osoby potrzebują miłości, nie wszystkie jej doświadczają.
Dlatego asy i aromantycy biorą sprawy we własne ręce. Rony pisze opowiadania. W jednym z nich pojawia się bohater alloseksualny i aromantyczny. W innym, jak zdradza, aseksualny bohater dowie się o swojej orientacji, dopiero gdy wejdzie w związek ze swoim przyjacielem.
O reprezentację zadbała też Aleksandra Herzyk. – Główna postać w moim komiksie "Wolność albo śmierć", Franciszka Augusta, jest osobą aseksualną i aromantyczną. Akcja toczy się w roku 1792 podczas rewolucji francuskiej, więc nie użyję tych słów do opisu jej orientacji, ale będzie kilka sytuacji, w których będzie dało się to wyczytać z dialogów w różnych sytuacjach, czasem niezręcznych, w których się znajdzie, i które dla każdego asa powinny być "relatable". To nie będzie cecha Franciszki, która będzie na pierwszym planie, i akcja nie będzie się kręcić wokół tego zagadnienia, bo wątki romantyczne nie będą w tej historii specjalnie istotne i rozbudowane, ale nie wyobrażałam sobie ani przez chwilę tej postaci jako alloseksualnej. Chciałabym, żeby było to w komiksie w miarę klarownie zakomunikowane – zapowiada rysowniczka. Nad komiksem pracuje od roku, według planów ukaże się on po wakacjach.
Herzyk wspomina, że jeden z fanów z asowej społeczności zapytał ją kiedyś, czy w takim razie w jej dziele nie będzie scen seksu. - Aż się zaśmiałam na myśl, jakie byłyby drętwe, gdybym miała je sama napisać – wspomina artystka.
Autorka/Autor: Anna Winiarska
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Aleksandra Herzyk