Z cywilnego kontrwywiadu odchodzi "szara eminencja" tej służby, wieloletni dyrektor pionu bezpieczeństwa wewnętrznego - dowiedział się tvn24.pl. Według naszych źródeł nie ma to jednak bezpośredniego związku ze śmiercią doświadczonego funkcjonariusza Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, do której doszło w piątek.
O tym, że dobiega końca kariera w ABW dyrektora pionu bezpieczeństwa wewnętrznego płk Radosława Żebrowskiego, redakcja tvn24.pl dowiedziała się około miesiąca temu. Teraz finalizowane są procedury związane z jego odejściem na emeryturę.
Piłka i kieliszek z ministrem
- Odpowiadał za tropienie nieprawidłowości w służbie, zatem należał do wąskiego kręgu najlepiej poinformowanych osób - mówi nam jeden z funkcjonariuszy.
Według naszych rozmówców odchodzącego dyrektora wiąże prywatna znajomość z ministrem spraw wewnętrznych i administracji, a zarazem koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim.
Konflikt szefów służb
Pułkownik Żebrowski przyszedł do cywilnego kontrwywiadu pięć lat temu ze Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Natychmiast, jak przekazują nasze źródła, stał się przyczyną konfliktu między kierującym wtedy ABW Piotrem Pogonowskim i jego ówczesnym odpowiednikiem w wojskowym kontrwywiadzie, czyli Piotrem Bączkiem.
- Został dyrektorem pionu bezpieczeństwa wewnętrznego ABW i zarazem pełnomocnikiem do spraw informacji niejawnych. Zgodnie z zapisami ustawy, pełnomocnikowi w cywilnych służbach poświadczenie wydaje SKW i na odwrót, czyli pełnomocnikowi w SKW wydaje ABW - wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.
Jednak SKW kierowane wtedy przez Piotra Bączka przekazało, że nie wyda dyrektorowi certyfikatów gwarantujących dostęp do tajemnic państwa. Dlatego też, choć był szefem pionu bezpieczeństwa wewnętrznego, miał zastępcę, który pełnił funkcję pełnomocnika do spraw ochrony informacji niejawnych. W ten sposób on sam, jak wynika z naszych informacji, uniknął postępowania Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
- Już ta sytuacja zbudowała jego pozycję jako niezniszczalnego - mówią nasi rozmówcy ze świata służb.
Samobójstwo bez związku?
Po raz pierwszy o planowanym zakończeniu pracy przez Żebrowskiego dowiedzieliśmy się miesiąc temu. Według naszych źródeł, faktu odejścia nie należy łączyć z tragiczną śmiercią 45-letniego funkcjonariusza ABW, do której doszło w ubiegłym tygodniu. Doświadczony oficer z pionu ochrony informacji niejawnych wypadł z okna toalety na czwartym piętrze gmachu ABW w Warszawie, zmarł mimo podjętej natychmiast reanimacji.
Według kolportowanych wewnątrz służby informacji, ten wysoki rangą oficer miał kłopoty osobiste, do tego wrócił niedawno do pracy po ciężko przebytym zakażeniu koronawirusem.
Jednak kilku z naszych rozmówców wskazuje, że miał on również problemy w pracy. Według informacji podanych we wtorek przez "Gazetę Wyborczą", mężczyzna miał konflikt z przełożonym, bo odmawiał wydania certyfikatu dostępu do informacji niejawnych prezesowi Orlenu Danielowi Obajtkowi. Dziennik wskazuje także, że dlatego mężczyzna mógł popełnić samobójstwo. Według informacji "Wyborczej" oficer miał również mieć w związku ze swoją postawą postępowanie prowadzone przez pion bezpieczeństwa wewnętrznego, czyli kierowanego przez dyrektora Żebrowskiego.
Na publikację zareagował rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. Przekazał mediom oświadczenie, że zmarły funkcjonariusz był "cenionym i nagradzanym" oficerem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Jednak kilka, niezależnych od siebie źródeł tvn24.pl powtarza, że nieżyjący oficer miał problemy w pracy, z przełożonymi.
- Samobójstwo w służbach jest rzadkością. Każde powinno być dokładnie prześwietlone, również dlatego, by znać odpowiedź na pytanie, dlaczego nikt nic nie zauważył - komentuje Marek Biernacki z sejmowej komisji do spraw służb specjalnych.
Poprzednia taka sytuacja miała miejsce w 2016 roku. Wtedy życie odebrał sobie pułkownik kontrwywiadu wojskowego, również zajmujący się "certyfikatami bezpieczeństwa". Według relacji jego znajomych i kolegów z pracy, był poddawany szykanom i mobbingowi ze strony przełożonych. Jednak śledztwo prokuratorskie skończyło się bez postawienia komukolwiek zarzutów.
Taka kwalifikacja nie oznacza zarazem, że śledczy mają dowody lub silne poszlaki wskazujące, iż nie było to samobójstwo - to rutynowo stosowana podstawa śledztwa w takich sytuacjach.
Źródło: tvn24.pl