W grudniu przed szkołą w Cekcynie w woj. kujawsko-pomorskim 9-letniego chłopca potrącił samochód. Gdy kierowca zaniósł poturbowane dziecko do szkoły, jej dyrektor nie zadzwonił nawet po pogotowie. Chłopiec trafił pod opiekę lekarza dopiero później, po interwencji rodziców. Sprawę już bada kuratorium.
19 grudnia na oznakowanym przejściu dla pieszych kilkadziesiąt metrów od szkoły podstawowej w Cekcynie doszło do wypadku. Samochód potrącił dziecko, które wbiegło na jezdnię. Kierowca natychmiast się zatrzymał i wybiegł, by mu pomóc. Obok znaleźli się też uczniowie idący w kierunku szkoły.
Wszystko, łącznie z momentem, w którym kierowca bierze dziecko na ręce i niesie do szkoły, widać na nagraniu monitoringu. Policja przeanalizuje je i stwierdzi, czy wina leży po stronie dziecka, które wbiegło na jezdnię, czy też leży częściowo lub w całości po stronie kierowcy.
Nie wezwano karetki
Po dziecko po wypadku nie przyjechała karetka. Dyrektor placówki nie wezwał jej, bo - jak twierdzi - rozmawiał z kierowcą i ten mu przekazał, że 9-latek tylko się przewrócił.
Dyrektor przyznał, że chłopiec skarżył się na ból głowy i nogi, ale był w szoku i niewiele mówił. Kierowca tymczasem wprowadził go w błąd mówiąc, że był tylko świadkiem upadku dziecka - twierdzi. To dlatego - jak sam mówi - dyrektor wezwał na miejsce tylko rodziców chłopca.
- Normalnie sam chodził, nie kulejąc. Po zbadaniu przez pielęgniarkę wychowawczyni zaprowadziła chłopca do świetlicy, by tam poczekał na rodziców. Ci zjawili się tam bardzo szybko, w ciągu 15 minut i zabrali dziecko do szpitala - relacjonował dyrektor w TVN24.
Sprawę bada kuratorium oświaty pod kątem ewentualnego zaniedbania ze strony dyrekcji szkoły.
"Miał wstrząs mózgu". Policja powoła biegłych
Tego, że nikt z placówki nie wezwał pogotowia, nie mogą zrozumieć rodzice chłopca. Potwierdzenie tego, że 9-letniego Bartka potrącił go samochód uzyskali od pracowników miejscowego warsztatu, którzy udostepnili im zapis video.
- Miał wstrząs mózgu, stłuczenie kolana, ciągle mówi, że go wszystko boli - wylicza dziś jego mama, Hanna. Na szczęście lekarze mówią, że chłopcu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo i jego stan fizyczny jest dobry.
Gorzej z psychiką. - Mówi, że po tym wszystkim boi się chodzić do szkoły, ma po tym uraz, moczy się - podkreśla mama.
Tymczasem policja bada sprawę pod kątem spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa na drodze. W kolejnych dniach wypowiedzą się lekarz medycyny sądowej i biegły od rekonstrukcji zdarzeń, który zdecyduje, kto jest winny zdarzenia.
Funkcjonariuszka komendy powiatowej policji w Tucholi powiedziała na antenie TVN24, że o tym, czy telefon na pogotowie był w tej sytuacji "obowiązkowy" zdecyduje właśnie opinia biegłych. - Jeżeli zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako kolizja drogowa, wtedy nie ma obowiązku powiadomienia pogotowia. Jeżeli będzie to wypadek - wtedy należało zadzwonić - stwierdziła.
Autor: adso//bgr / Źródło: TVN 24