30-letni diler wiedząc, że po piętach depcze mu już policja, jesienią uciekł z kraju. Rynek jednak nie znosi pustki, dlatego "interes" przejęła jego 64-letnia mamusia. Wpadła. W więzieniu może posiedzieć nawet do 74. urodzin.
Funkcjonariusze z Gliwic i Rybnika rozpracowywali dilera, który od jesieni objął rejon ulicy Chorzowskiej. Namierzyli mieszkanie. Zobaczyli wchodzących potencjalnych klientów i zapukali do drzwi "sklepiku".
Sklepik starszej pani
Zdziwili się, gdy drzwi otworzyła im starsza pani, ale weszli. Po przeszukaniu mieszkania byli już pewni swego, znaleźli torebkę zawierającą ponad 40 gram amfetaminy oraz sprzęt do rozważania, porcjowania i pakowania "towaru". Oprócz 64-letniej kobiety, która zajmowała się handlem, zatrzymali też 31- latka i 24-latka, którzy dokonywali zakupu narkotyków. Młodszy zdążył już się "zaopatrzyć" w 7 gramów "amfy".
Rodzinny interes
Okazało się, że kobieta przejęła biznes po swoim 30-letnim synu, który uciekł za granicę, bojąc się zatrzymania. Portal tvn24.pl dowiedział się nieoficjalnie, że starsza pani była z synem w stałym kontakcie telefonicznym. To synek "kierował" poczynaniami seniorki śląskich narkodilerów. Podpowiadał jej zarówno zaopatrzeniowców jak i kupców. Teraz starsza pani może nawet 10 lat spędzić za kratkami. Za posiadanie narkotyków odpowie również jej 24-letni klient. Starszy z zastanych w mieszkaniu panów może mówić o dużym szczęściu, nie zdążył nic kupić, przy sobie też nic "złego" nie miał i poszedł do domu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: policja