19 października minie 29 lat od uchwalenia ustawy, na mocy której zostały zlikwidowane Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR). W tę rocznicę rusza akcja "Your story, my voice, Twoja historia, mój głos", która ma zwrócić uwagę na problemy ludzi z byłych PGR-ów. Ich historie czytają znane osoby. To między innymi Maja Ostaszewska, Cezary Harasimowicz, Grażyna Wolszczak, Mariusz Szczygieł czy Wojciech Malajkat. Choć od czasu zlikwidowania PGR-ów minęły prawie trzy dekady, problem dziedziczonego wykluczenia pozostał. Z Joanną Warechą, inicjatorką akcji "Your story, my voice, Twoja historia, mój głos" rozmawia Adrianna Otręba, reporterka programu "Polska i Świat" TVN24.
Joanna Warecha - dziennikarka, dokumentalistka, działaczka społeczna, Superbohaterka Wysokich Obcasów 2017 roku. Od wielu lat walczy o przywrócenie godności ludziom z byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych. Sama pochodzi z tego środowiska.
Gdy słyszy Pani PGR, jakie jest Pani pierwsze skojarzenie? Pierwsza myśl?
No przede wszystkim miejsce, w którym się urodziłam, w którym dorastałam, w którym się wychowywałam, w którym miałam pierwsze doświadczenia. Takie społeczne, ale też i pierwsze miłości, uniesienia. Szkoła podstawowa, szkoła średnia. To wszystko oczywiście kojarzy mi się. PGR to także mój rodzinny dom. OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE>>>
W takim razie jaki obraz pojawia się w Pani głowie, jeden konkretny obraz, który pani widzi, gdy myśli Pani sobie PGR?
To nie jest jeden konkretny obraz. Dlatego, że te obrazy się przenikają, one właściwie są w jakimś ciągłym takim konflikcie. Bo z jednej strony to jest okres dzieciństwa i można powiedzieć, że okres dzieciństwa dla większości osób jest okresem beztroski. Ja zawsze mówię, że myśmy trochę żyli w PGR-ach tak, jak dzieci w Bullerbyn. Gdzie się nie pojawię na spotkaniach w byłych PGR-ach, to moi rówieśnicy mówią, że byli przekonani, że książka "Dzieci z Bullerbyn" była napisana o nich. Dlatego, że większość z nich po prostu po dwa-trzy kilometry musiała przemierzać taką drogę do szkoły pieszo. Trochę byłam i Lasse, i Bosse, i Olle. A potem oczywiście to, co zdarzyło się już w momencie, może nie w samym 1991 roku, kiedy została uchwalona ustawa 19 października o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa, która jakby rozpoczęła ten proces przemian w Polsce i samą likwidację PGR, ale wszystko to, co w kolejnych latach działo się ze społecznością i z całą degradacją społeczną, która dotknęła blisko dwa miliony.
Gdzie dokładnie Pani historia się rozpoczęła?
Rozpoczęła się na Warmii. Moi rodzicie poznali się na stażu w miejscowości Kwitajny. Od tego miejsca się wszystko zaczęło. Potem było Zielno, potem były Grużajny, potem przez moment było miasto, potem było Sakówko, i tak dalej, i tak dalej. I to są bardzo dobre wspomnienia. Natomiast nie czuje się absolutnie pogodzona z tym, co stało się po likwidacji PGR-ów, szczególnie, że dotknęło to wielu moich przyjaciół, moich znajomych. Ktoś może powiedzieć, no tak, że mnie się udało, ale nigdy nie pogodziłam się z tym, że nie dano szansy innym ludziom, że 500 tysięcy pracowników byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych zostało wspólnie z rodzinami pozostawionych po prostu w sierocińcu transformacji. Ten sierociniec transformacji trwa w Polsce już 29 lat. Wykluczenie społeczne przechodzi z pokolenia na pokolenie. Nie było żadnego systemowego rozwiązania, żeby tym ludziom pomóc. Po prostu polityka, cała polityka, bo ja mówię tu o całej klasie politycznej, uznała, że problem ten zostanie rozwiązany przez śmierć, zwyczajnie, biologicznie, że ludzie poumierają i problem się rozwiąże. Natomiast ten problem przechodzi z pokolenia na pokolenie, dzieci nie mają równych szans, wciąż te miejscowości są wykluczone.
Czym tak naprawdę były PGR-y? PGR-y były miejscem życia tysięcy, setek tysięcy polskich rodzin, były przedsiębiorstwami, które produkowały żywność. Były organizmami społecznymi. Było przedszkole, była świetlica. Do PGR-u przyjeżdżało kino objazdowe. To też ludzie często wspominają, że mieli dostęp do kultury. Był fundusz socjalny, więc ludzie mogli wyjechać czy też teatru czy do kina. Na ten temat jest mnóstwo dowcipów, mniej śmiesznych lub właśnie stereotypowych. Tam było życie, po prostu był rytm. O godzinie 5 rano zaczynały się prace w oborze, czy o godzinie 4:30. O godzinie 7 był tak zwany dzwonek, czyli spotykała się cała załoga takiego przedsiębiorstwa rolnego. I normalnie ludzie zaczynali swoją pracę. To, o której był fajrant, to też wyznaczały pory roku. Dla wielu ludzi to był cały świat i niestety został on odebrany.
To były gospodarstwa na najwyższym poziomie. Zresztą to jest też ciekawe, że dzisiaj jedną ze spółek skarbu państwa, największą spółką skarbo-rolną, jest właśnie kombinat w Kietrzu. Jest chlubą właściwie od lat wszystkich rządów. To tylko pokazuje, że cały ten proces mógł zupełnie inaczej przebiegać, że można to było robić z rozwagą.
Ja, tyle lat upominając się o tę społeczność, stałam się takim społecznym konfesjonałem. Bo coraz więcej osób pisze do mnie. Na przykład napisała do mnie dwa lata temu pani, która była jedną z likwidatorek Państwowych Gospodarstw Rolnych i ona mówi, że to ciąży jej całe życie, że ona ma to na sumieniu. Pamięta dokładnie, jak jechała, żeby powiedzieć ludziom o godzinie 7 rano, że ich świat się już skończył, gdzie oni absolutnie do tego nie byli przygotowani. Powiedziała tylko kierowcy: Proszę nie domykać drzwi, nie gasić silnika, ja tylko powiem, że to jest koniec i odjeżdżamy. To ciąży jej do tej pory. Powiedziała, że odwracała się za siebie i widziała ludzi tak pozostawionych i zagubionych, bo nikt nie wiedział, że PGR przestaje istnieć.
19 października minie 29 lat od uchwalenia ustawy, na mocy której zlikwidowano Państwowe Gospodarstwa Rolne. Jaki jest największy problem tych ludzi? Czy oni nadal po tych 29 latach mają problem?
Po pierwsze to jest społeczność, która została bardzo mocno dotknięta, chociażby ze względu na problem zdrowotny. Dziś wiemy, czym jest depresja. Dwa, problem mieszkań. Proszę pojechać i zobaczyć, co się dzieje z blokami poPGR-owskimi. Domy, mieszkania, które ludzie sami sobie wybudowali, musieli je wykupić. Kończyła się komuna i powiedziano: no to teraz musicie wykupić te mieszkania. Proszę sobie wyobrazić, że to były czasami sytuacje bardzo mocno dramatyczne, bo oczywiście była ulga w wykupie takiego mieszkania, ale ludzi nie było stać. Mieszkali w jednym pokoju, wielopokoleniowa rodzina. Ja pamiętam, jak jeden z sąsiadów przyszedł i powiedział, że on po prostu nie ma pieniędzy na kupienie tego mieszkania. Były zrzutki, żeby ludzie mogli wykupić, bo inaczej zostaliby bez niczego. Dzisiaj te mieszkania wymagają remontów. KOWR, jako Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa powinien przekazywać ludziom bezpośrednio te pieniądze na remonty mieszkań. Kolejnym problemem jest to, że młodzi, którzy wyjechali, chcą wracać, mają sentyment. Wracają, żeby na przykład kupić działkę i wybudować w takim miejscu dom. Przecież wszyscy powinni bić brawo, że młodzi ludzie chcą tam wracać. Podczas gdy działka, tysiąc parę metrów, nieuzbrojona, w miejscowości daleko od świata, KOWR wycenia ją na 60 tysięcy? Ta ziemia powinna być przede wszystkim dana tym ludziom w dzierżawę lub sprzedana za symboliczną kwotę.
Cała ta grupa nie otrzymała złotówki odszkodowań, rekompensat. Po prostu zostawiono ludzi samych sobie. Powiedziano: teraz się skończyło, wiec teraz musicie zrobić sobie wędkę sami i zacząć łowić ryby. Tylko wszyscy podkreślają, zostały zabrane wszystkie narzędzia do stworzenia tej wędki. A nawet tam, gdzie udało się na przykład powołać spółki pracownicze, bo jest też trochę takich przykładów, gdzie załoga się zebrała, wystartowała do przetargu, to dzisiaj właściwie ci ludzie są wykluczani po raz drugi. Proszę sobie wyobrazić, że na mocy ustawy z 2011 roku o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa, która została jeszcze bardziej znowelizowana i "ulepszona", dzisiaj te spółki tracą ziemię i ludzie trafiają na bruk.
Jak poszczególne rządy próbowały pomóc osobom mieszkającym na terenach byłych PGR? Czy ustawy, które proponowano, działały i były skuteczne?
Gdyby działania były podejmowane i byłyby skuteczne, to dzisiaj nie rozmawiałybyśmy na temat byłych PGR-ów. Właśnie przez to, że nie było żadnych rozwiązań systemowych, były tylko jakieś akcyjne, samorząd jednej czy drugiej gminy podjął decyzję, że na przykład zorganizują jakieś szkolenie, to dziś nie rozmawiałybyśmy o tym pokoleniowym już wykluczeniu całej tej grupy. Skandaliczne jest to, że pomysły na temat byłych pracowników PGR pojawiały się tylko i wyłącznie przy kampaniach wyborczych. One właściwie trwały do 2004 roku. Potem tematem numer jeden, w kraju za miastem, czyli na polskiej wsi, stała się Unia Europejska. To nie jest też tak, że któraś opcja była lepsza, któraś gorsza. To szafowanie sobie tym tematem, ale przede wszystkim, ja to nazywam "złodziejstwem nadziei", czyli wystawianie ludzi na ogromną próbę, bo może tym razem coś się zmieni, trwa do dziś.
Pan premier napisał na Twitterze: "Chcemy, by szarość odziedziczona przez po-PGR-owskie wsie po PRL-u nareszcie została rozświetlona przez nowoczesność. Dlatego do końca 2020 roku powstanie specjalny fundusz inwestycyjny dla gmin, w których funkcjonowały PGR." Jaki Pani zareagowała na tę zapowiedź?
Zareagowałam tak, że napisałam list otwarty do premiera i napisałam o hipokryzji, którą stosuje wobec tego tematu. Napisałam do pana premiera, czy on uważa, że te ich działania skończą się na tym, że zostaną postawione dwie, trzy lampy, które oświetlą ruiny. Tu dzisiaj nie chodzi o zmianę elewacji, tu chodzi o cały sposób zmiany myślenia o byłych Państwowych Gospodarstwach Rolnych i ratowania tego wszystkiego, co da się uratować.
Dlaczego zdecydowała się Pani oddać historie ludzi z byłych PGR-ów w ręce, a raczej "w głos" znanych osób? Stwierdziłam, że człowiek pozbawiony godności chyba nie jest już dla nikogo ciekawy. Jeśli historie tych ludzi przeczytają znane głosy, to może w końcu ktoś to usłyszy, że problem jest, istnieje i należy go rozwiązać, i to rozwiązać jak najszybciej.
Do kogo ma dotrzeć ten głos? Po pierwsze bardzo serdecznie chciałabym podziękować, że tak wspaniali ludzie zechcieli przeczytać te historie mieszkańców byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych. To było dla mnie wzruszające, że zgadzali się właściwie "Tak, proszę pani, chcę w tym brać udział". Cel tej akcji jest dwu-, albo nawet trzytorowy. Po pierwsze chciałabym, żeby ten temat został społecznie zrozumiany. Przez to, że on społecznie nie był rozumiany, to dlatego tak łatwo był bagatelizowany przez polityków. Chciałabym bardzo, żeby dotarł do wszystkich polityków, wszystkich opcji. W ubiegłym roku wysyłaliśmy woreczki z ziemią z byłego PGR-u. Każdy woreczek był spersonalizowany. Wysłaliśmy do wszystkich posłów, europosłów, senatorów, do wszystkich premierów, obecnego i poprzednich, wszystkich prezydentów, obecnego i poprzednich. Biskupów, wojewodów, marszałków, do wszystkich redakcji. Z polityków ani jedna osoba, ani jedna osoba, bez względu na opcję polityczną, nie zareagowała.
Pani wyjechała ze swoich rodzinnych stron. Czy jest jakaś inna historia, która pani szczególnie zapadła w pamięci, dotycząca osoby, która wyrwała się, wyjechała z tych terenów poPGR-owskich i powiedziała: Tak, udało mi się i da się pozbyć tego genu (genu PGR-u) i tej ciągnącej się historii PGR-u?
To nie jest tak, że to można zapomnieć o całej tej historii. To też w tych tekstach, które czytają znane osoby, bardzo często się pojawia, że myśmy właściwie byli tak wychowywani, że no nic tam dobrego nas w sumie w życiu nie może spotkać, że jednak przyjdzie nam tam żyć w tym PGRrze i pewnie, gdyby one nie były zlikwidowane, to wielu nadal wykonywałoby te zawody, które wykonywali ich rodzice. Natomiast jest mnóstwo przykładów. I dlatego ja też w akcji z Onetem w ubiegłym roku #jestemzPGR, chciałam pokazać, że mnóstwo wspaniałych ludzi pochodzi też z takich miejscowości, żeby dać nadzieję tym, którzy tam są. Pan Czesław Lang, wspaniały człowiek, kolarz. Pan pułkownik Przepiórka, cudowny człowiek. Karol Okrasa, który jest znanym, cenionym i lubianym kucharzem i prezenterem telewizyjnym. Tylko problem polegał na tym, że wstydem było już za komuny tam mieszkać. Nikt się nie przyznawał, skąd pochodzi. A po transformacji, kiedy tak ogromny problem wykluczenia społecznego się pojawił, to naznaczenie było jeszcze większe. To, że coraz więcej osób przyznaje się do tego, skąd pochodziło, że pochodziło z byłego PGR-u, jest dla mnie wielką, budującą historią. Ale proszę zobaczyć, ile musiało minąć lat, żeby to człowiek sobie mógł w głowie na nowo poukładać, na nowo tę historię przerobić.
Źródło: TVN24