Sześć lat temu jadącego na rowerze mężczyznę potrącił samochód. Pół roku później poszkodowany dowiedział się, że musi zapłacić 2 tys. zł za odholowanie rozbitego roweru i trzymanie go na policyjnym parkingu przez pół roku. Sprawa skończy się w sądzie.
W 2006 roku na warszawskiej Woli Jan Kocoł jechał na rowerze. Został potrącony przez samochód. Leczenie i rehabilitacja potrwały dwa miesiące. Wówczas, jak sam przyznaje, nie zastanawiał się, co stało się z jego rowerem.
Pół roku później otrzymał wezwanie do zapłaty za odholowanie i przechowywanie roweru na policyjnym parkingu. Koszt - prawie 2 tys. zł.
Wszystko przez to, że policjanci zastosowali artykuł 130 a Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym. Zgodnie z nim, rower uznano za "pojazd utrudniający ruch i zagrażający bezpieczeństwu". - Zawsze w takim przypadku pojazd musi być usunięty, czyli odholowany - tłumaczy Maciej Karczyński z Komendy Stołecznej Policji.
Po wypadku - złom, nie rower
Ale Jan Kocoł płacić nie zamierza. Nie tylko dlatego, że nie ma takiej kwoty, ale również dlatego, że podczas składania zeznań na policji napisał oświadczenie o zrzeczeniu się roweru. Wówczas przyjęto je bez zastrzeżeń, teraz nikt nie chce go uznać.
Walka z policją trwała ponad trzy lata. W końcu sprawa trafiła do sądu. - Rower po wypadku to był złom. Ekspert stwierdził, że przed wypadkiem był wart 100 złotych. A po wypadku, można sobie wyobrazić, ile - dziwi się Kocoł. Jak udało się ustalić w punkcie skupu złomu, za 15-kilogramowy rower możemy dostać... około 10 zł.
Policja zapewnia, że obecnie rowerzyści, którzy znajdą się w podobnej sytuacji, nie będą musieli przechodzić przez to, co Jan Kocoł, bo zmieniły się przepisy. Rowery są teraz zabezpieczane przez policjantów i przechowywane na komendzie, skąd można je odebrać. - My też wyciągamy wnioski - mówią policjanci.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24