Bił rękoma, kijem, a wszystko to nagrywał na telefon komórkowy - nie wiadomo jak długo 14-letni Patryk znęcał się nad swoim dziadkiem. O dramacie mężczyzny, który jest opiekunem prawnym chłopca, nie wiedziałby nikt, gdyby nie przypadkowo ujawniony film. Kurator sądowy i pomoc społeczna, pod nadzorem których znajduje się rodzina, nie dostrzegali nic podejrzanego.
Sprawa ujrzała światło dzienne, kiedy telefon na którym chłopak nagrywał, jak znęca się nad dziadkiem, trafił w ręce dalszej rodziny. - Były wcześniej jakieś sygnały, że coś się tam dzieje niedobrego. Teraz potwierdziło się wszystko, co wcześniej było przypuszczeniami, że faktycznie nad dziadkiem ktoś się znęca i bije go. Tylko dziadek jest chory na Alzheimera i nie pamięta, co się dzieje, a nikt wcześniej nie widział tego lub, ukrywano to. Dopiero materiały, które zostały nagrano komórką potwierdziły, że to się dzieje - mówi kuzyn Patryka i jego dziadka, który chce pozostać anonimowy.
"Coś tam się szarpali"
Nagranie trafiło do Centrum Pomocy Rodzinie w Gliwicach, którego pracownicy w swoich obowiązkach mają nadzorowanie rodzin zastępczych. A właśnie taką rodziną są od trzeciego roku życia dla Patryka jego dziadkowie. Anna Pawla z CPR mówi, że z panem Lucjanem nie ma kontaktu i na pytania o jego stanie odpowiada jego żona i babcia Patryka - pani Helena. Ekipie TVN24 ten kontakt udało się jednak złapać. Na pytani, dlaczego ma taką posiniaczoną rękę, odpowiada: Może wnuczek mnie uderzył.
Pani Helena tym, co zobaczyła na nagraniu, jest zaskoczona. - O Boże, kiedy to było? Wczoraj? To on cię tak bił? Patryk? - pyta męża. - Płakałeś, wołałeś mnie podobno: Helenka, pomocy, wołałeś. Ja byłam może w kuchni, obiad gotowałam. Ja ci pomogłam później się podnosić, bo leżałeś tam - mówi panu Lucjanowi i łlumaczy, że mężowi zdarza się przewrócić. - Może go uderzył, może. Ale żeby tak go bić, to ja tego nie widziałam - dodaje.
Coś więcej, choć niewiele, wie inny lokator tego mieszkania - pan Mieczysław, który przedstawia się jako "były zięć". - Coś tam się szarpią - mówi oglądając naganie. - Krzyki słyszałem, ale nie widziałem, że bije. Powiedziałem: Patryk, zostaw dziadka no i zostawia, odchodzi.
W izbie dziecka czeka na decyzję sądu
Wydaje się więc, że takie sceny nie wydarzyły się raz pierwszy, co potwierdza policja. - Przyjęliśmy kwalifikację taką, że to zachowanie nie było incydentem, tylko jakimś procesem rozłożonym w czasie i to będzie przedstawione w sądzie. To sąd będzie decydował - mówi Marek Słomski z policji w Gliwicach.
Na razie chłopak został zatrzymany. Przebywa w policyjnej izbie dziecka. Czeka na decyzje sądu.
Głuchy telefon miedzy Centrum a sądem
Pracownicy Centrum Pomocy Rodzinie sprawą są zdziwieni. - To, co tu widać, to jest szok. To jest jakby inny obraz chłopca, którego my nie znaliśmy i myślę, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Pracownicy często byli w kontakcie, dawali wsparcie pani Lewandowskiej. Dawaliśmy też wsparcie psychologiczne, był nadzór i to nie tylko formalny - mówi Barbara Terlecka, dyrektor Centrum.
Ale 7 stycznie br. CPR wysyłało jednak do sądu rodzinnego, obowiązkowe sprawozdanie i zalecało ustanowienie nowej rodziny zastępczej dla małoletniego Patryka. - Sąd o tych problemach wiedział, dlatego też nie uchylił nadzoru kuratora. Pomoc kuratora jest kontynuowana, natomiast nie było jakiegoś wniosku, który byłby osobnym pismem ze wskazaniem jakiś innych kandydatów i z propozycją kompleksowego rozwiązania tej samej sytuacji - twierdzi Tomasz Pawlik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Co teraz? - Będziemy cały czas w kontakcie sądem - zapewnia dyrektorka Centrum. - A na razie trzeba jakoś dziecko zabezpieczyć - dodaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24