- Nie chcę, by dziś na twoim pogrzebie panował przede wszystkim smutek i żebyśmy pogrążyli się w rozpaczy - powiedziała na mszy pogrzebowej Magdalena Adamowicz, wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska Pawle Adamowiczu. Mówiła, że ze swoimi córkami "została sama, ale nie samotna". - Są z nami tysiące gdańszczan i gdańszczanek, Polacy w innych miastach, przyjaciele z zagranicy, wspaniali, kochani ludzie - wyliczała.
W gdańskiej Bazylice Mariackiej w sobotę odbyła się msza pogrzebowa zamordowanego prezydenta miasta Pawła Adamowicza.
"Rozumiałam dobrze, że kochasz Gdańsk i potrzebujesz go, tak jak Gdańsk kocha i potrzebuje ciebie"
- "To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani, Gdańsk jest najcudowniejszym miejscem na świecie. Dziękuję wam!". To były twoje ostatnie słowa, Pawle. Po nich odszedłeś ze światełkiem do nieba - powiedziała wdowa po Adamowiczu na mszy pogrzebowej.
- Ale nie chcę, by dziś na twoim pogrzebie panował przede wszystkim smutek i żebyśmy pogrążyli się w rozpaczy. To prawda, jest nam dziś bardzo ciężko, ale chcę właśnie teraz podziękować Bogu, że wiele lat temu skrzyżował nasze drogi, że dzięki niemu poznałam człowieka i że zmieniło się nasze życie. Że miałam wspaniałego męża i cudownego ojca naszych córek - Tuni i Tereski - podkreśliła.
Zaznaczyła, że spędziła ze swoim mężem "wiele naprawdę pięknych lat". - Mamy mnóstwo cudownych wspomnień. W maju miała być nasza 20. rocznica ślubu. Od początku naszego związku wiedziałam, że twoją miłością muszę dzielić się z Gdańskiem. Dzieliłam się, ale nie byłam zazdrosna. Rozumiałam dobrze, że kochasz Gdańsk i potrzebujesz go, tak jak Gdańsk kocha i potrzebuje ciebie. Teraz zostałyśmy same, ale to nie znaczy samotne, bo są z nami tysiące gdańszczan i gdańszczanek, Polacy w innych miastach, przyjaciele z zagranicy, wspaniali, kochani ludzie - wyliczała. - Dziękuję wam za płynące zewsząd ciepłe myśli, oddaną przez was krew, spływające po policzkach łzy, za wasze nocne czuwanie pod szpitalem, za serce ze zniczy i pełne prawdziwej żałoby milczenie i pożegnanie, za wasze współczucie - mówiła. Podkreśliła, iż "jeśli prawdą jest, że pamięć jest nieśmiertelnością, to w nas Paweł będzie zawsze".
"Dzisiaj potrzebna jest nam cisza, ale cisza nie może oznaczać milczenia"
- Wierzę, że twoje idee, myśli, twoja twórczość, nie umrą razem z Tobą, że twoi przyjaciele zadbają o kontynuację twojego dzieła i że zostaniesz oczyszczony ze wszystkich pomówień - powiedziała Magdalena Adamowicz. Jak mówiła, jej zmarły mąż "uczył otwartości, miłości, empatii, zachęcał do czynienia dobra tu, w małej ojczyźnie, w Gdańsku". - Ja wierzę, że to dobro rozleje się dalej na inne miasta, na cały świat, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści - dodała.
- Nadchodzi trudny czas, by się pozbierać, by na nowo uporządkować opustoszały nagle świat, odnaleźć się w nim, oswoić osierocone miejsce przy stole, biurko, przy którym ręcznie pisałeś swoją książkę i wszystkie myśli, pusty fotel. Pawle, wiem, że to będzie dla nas bardzo trudne. Bo jak odnaleźć się w świecie, kiedy już nie można ufnie przytulić się do twojego dużego ramienia, poczuć ciepła twoich dłoni, usłyszeć twojego dobrego głosu, wspomóc się twoim serdecznym słowem, radą, twoją troską. Musimy nauczyć się żyć bez ciebie powoli, krok po kroku, dzień po dniu. Chociaż jak można otrzeć łzy, skoro wciąż nowe napływają do oczu - powiedziała. Wskazywała, że "dzisiaj potrzebna jest nam cisza". - Ale cisza nie może oznaczać milczenia, bo milczenie jest bliskie obojętności. Paweł nigdy nie był obojętny, nigdy nie był oportunistą. Dzisiaj wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia, co robiliśmy, gdy obok nas działo się zło, niesprawiedliwość, niegodziwość, gdy padały złe słowa - podkreśliła Adamowicz.
Autor: ads//kg/kwoj / Źródło: TVN24, PAP