To zagadnienie nabiera pierwszorzędnego znaczenia. Przekonują mnie o tym moje ostatnie pogawędki z taksówkarzami. Twierdzą oni, że w polityce jedni warci są drugich, wszyscy kłamią i tylko łatwowierni dają się na to nabrać, ale oni do takich frajerów nie należą.
Uważam rozpowszechnienie się takiego podejścia za niepokojące. Nie oznacza ono bowiem wcale, że jest coraz więcej mądrych, tylko że jest coraz więcej cynicznych. Albo nawet gorzej: rosną szeregi bezmyślnych, ukrywających bezradność pod pozorami beztroski. Że to niby "bujać to my, ale nie nas". Ale to przecież tylko jeden z wielu sposobów na ukrywanie zniechęcenia i przeświadczenia, że nic się nie da zrobić. A macherzy polityczni tylko czekają, aż zmęczony naród pójdzie na piwo i grilla.
Ostatnio przeczytałem w "Polityce" bardzo ciekawą rozmowę właśnie na ten temat. Rozmówcą Tomasza Targańskiego był weteran brytyjskiego dziennikarstwa Max Hastings. Widać, że Hastings sporo wie, sporo widział i wolny jest od złudzeń.
Na pytanie, "czy wielcy przywódcy, mężowie stanu kłamią inaczej", Hastings odpowiada wprost: "Kłamią jak ci mali i podli. Różnica polega na tym, że częściej mają rację i podejmują trafniejsze decyzje. A zwycięzców, jak wiadomo, się nie sądzi". Odważny człowiek - pomyślałem. Mówi głośno to, o czym nawet pomyśleć nie wypada. Przekładając to na nasze dzisiejsze warunki, to tak, jak powiedzieć, że Kaczyński kłamie i Tusk kłamie, ale Tusk wygrał wybory, więc mu wybaczamy, bo lepiej kombinował. Wybaczamy mu nawet, że tu i ówdzie nałgał. Na szczęście wybiera się nie tego, który jest bardziej prawdomówny, ale tego, który mniej szkodzi.
Niektórzy wybaczają, bo kłamał w słusznej sprawie. Większość Polaków nie była jednak aż tak wyrafinowana i wybierała partie i polityków, którzy wydawali się im mniej szkodliwi. Pamiętam rozmowę z korespondentem "New York Timesa" w Warszawie Michaelem Kaufmanem. Były to późne lata osiemdziesiąte i Kaufman mówił: "Dla opozycji idą trudne lata. Dotąd mówiło się prawdę, szło za to do więzienia i wszyscy bili brawo. Ale jak zacznie się polityka, będzie trzeba zawierać kompromisy. Kręcić i kłamać".
Przypomnę, jak to wyglądało w 1993 roku. Wtedy politycy SLD kłamali jak jeden mąż, że nie mają zamiaru zapisywać Polski do NATO. Wszelako, dosłownie nazajutrz po wyborach, zmienili zdanie i w kilka lat później, kiedy Aleksander Kwaśniewski był prezydentem, znaleźliśmy się w Sojuszu Północnoatlantyckim. Z tym członkostwem w NATO to było kłamstwo - czynione w dobrej wierze, tylko po to, aby wygrać wybory. I do dziś, mam takie wrażenie, nikt SLD nie ma tego za złe. A więc kłamstwo wybaczalne, taktyczne czy może być zakwalifikowane jako grzech śmiertelny polityka - kłamstwo fundamentalne?
Nie znalazłem odpowiedzi ani na to, ani na inne pytanie fundamentalne: czy kandydat Duda, załamując ręce nad Polską w ruinie, kłamał taktycznie czy fundamentalnie? A jeśli taktycznie, to czy można mu te głupstwa wybaczyć? Podobnie jeśli Prezes straszy nas, zabójczym dla narodu, dyktatem Brukseli, to mówi to na serio, czy tylko się wygłupia? Ja myślę, że Prezes czasem wierzy, a czasem nie wierzy. Ale to mniej ważne. Istotne - jak wielu jest wyznawców przekonanych o całkowitej i bezwarunkowej prawdomówności Prezesa. Wierzę też, że ogromną rolę odgrywa w polityce skuteczność. Zwycięża ten, który potrafi skuteczniej przekonywać do swojej wizji. I, co ważne, od czasu do czasu umie przyznać się do błędu. Kiedy Churchill nie obiecywał Brytyjczykom niczego "oprócz łez, krwi, znoju i potu’", mówił prawdę. Te słowa do dziś uchodzą za koronny dowód na to, że w polityce trzeba mówić prawdę. Ale przecież Churchill nie dlatego uważany jest za wielkiego męża stanu, że mówił prawdę, lecz dlatego, że wygrał wojnę. Zaraz potem przestał być premierem. A wygrał, bo umiejętnie przewidywał. A przewidywał, że alianci muszą iść na ustępstwa wobec sowieckiej Rosji, jeśli chcą wojnę wygrać.
Nie chciałbym wyjść na cynika. Wierzę całym sercem, że należy trzymać się zasad. Ale niedobrze jest udawać świętoszka. Popełniają bowiem błąd ci, którzy sądzą, że w politycznych sporach z reguły jest tak, iż wszystkie racje są po jednej stronie. To nie jest wykluczone, ale zdarza się bardzo rzadko.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24