Jest piątek wieczór, w mojej skrzynce e-mail pojawiła się już pierwsza wiadomość "Newsweek.pl - z ostatniej chwili!". Do niedzielnego popołudnia będzie ich jeszcze kilka albo kilkanaście. Dziś kawałek dziennikarsko-promocyjnej kuchni.
Weekend ma to do siebie, że redakcje wypatrują newsów. Prawdziwych newsów, a nie informacji o pięcionożnym kocie czy nowym aucie Dody. I wtedy pojawia się e-mail "Z ostatniej chwili". Tym sposobem działy promocji Newsweeka i Wprost zaczynają przygotowanie artyleryjskie. Co kilka godzin do niedzieli wieczór będą wysyłać zajawki swoich najciekawszych artykułów. Najcięższy ostrzał skrzynki odbiorcze przeżyją właśnie późnym popołudniem w niedzielę.
Sprytnie, bo maile trafiają do wszystkich najważniejszych redakcji, a te przecież nie pogardzą podawanymi w nich newsami - choćby nawet miały to być humbugi, jak zeszłotygodniowe doniesienia "Wprost" o planach likwidacji NFZ. Weekendowy kłopot polega bowiem na tym, że większości z tych informacji nie sposób zweryfikować. Bo jak tu zadzwonić o godzinie 20 w niedzielę do prezesa NFZ i zapytać go, czy mu właśnie nie likwidują posady? I jeszcze nakłonić do porzucenia fotela przed telewizorem, odejścia od rodzinnej kolacji i występu w telewizji?
Nie lubię weekendów w pracy nawet nie dlatego, że wszyscy mają wolne a ja zasuwam, ale właśnie dlatego, że chcąc nie chcąc muszę wydzwaniać do różnych odpoczywających osób i wielokrotnie przepraszając starać się namówić do spotkania z nami. Na szczęście pracuję dopiero w przyszły weekend, ten mam wolny. Życząc wszystkim Państwu miłego wypoczynku namiawiam do obserwacji, jak często w radiu i telewizji będą się pojawiały informacje "jak podaje Newsweek Polska, niesamowite wydarzenie..."
Do poniedziałku. Chyba, że coś mi wpadnie do głowy. W ostatniej chwili.