Arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, ostro wmieszał się w świeckie, nie swoje sprawy, określając zapłodnienia in vitro jako "nie do przyjęcia" i "sprzeczne z nauką Kościoła". Metropolita dodał, że małżeństwom, które mają problemy z posiadaniem potomstwa, Kościół proponuje m.in. "adopcję" dzieci poprzez diecezje i parafie - pisze "Trybuna".
W ten sposób duchowny zareagował na deklaracje premiera Donalda Tuska oraz minister zdrowia Ewy Kopacz, którzy opowiedzieli się za możliwością finansowania z budżetu państwa zapłodnienia metodą in vitro. Swoje dołożył wczoraj, a jakże, abp. Życiński - odnotowuje gazeta.
Zdaniem "Trybuny", Nycz użył dyplomatycznego języka kościelnego, mówiąc, że "nie ocenia politycznego wymiaru deklaracji przedstawicieli rządu o finansowaniu przez państwo metody in vitro", niemniej jednak jego wypowiedzi trudno nie uznać za ostrą ingerencję w sprawy zdrowotnej polityki państwa i próbę nacisku na premiera i ministra zdrowia. Tym bardziej trzeba tak ocenić wypowiedź Życińskiego.
Metropolita lubelski, jak na "autorytet" przystało, poszedł na całego. "Katolicy, którzy płacą składki na NFZ, będą dofinansowywać pośrednio zabijanie embrionów, co jest sprzeczne z ich poglądami. Tego typu propozycja nigdy nie może być zaakceptowana" – ogłosił. Oczywiście to, że wszyscy podatnicy, także niekatolicy, zrzucają się na Świątynię Opatrzności Bożej i setki innych kościołów, że bulą na katolickie uczelnie i to więcej niż państwo zobowiązało się w konkordacie, to jest w porządku, bo w tej sprawie arcybiskup Życiński nie grzmi - akcentuje gazeta.
Niepohamowane ambicje hierarchów Kościoła katolickiego, by nie tylko czynnie uczestniczyć w życiu politycznym, ale także, poprzez naciski na władzę wykonawczą i na ustawodawstwo, wpływać na życie prywatne obywateli, stały się już dawno jedną z głównych cech życia publicznego w Polsce. To w dużym stopniu w wyniku presji Kościoła została w 1993 r. uchwalona w Polsce ustawa zakazująca przerywania ciąży ze względów społecznych - pisze "Trybuna".
Według niej, wypowiedzi arcybiskupów Nycza i Życińskiego wpisują się więc w długą już tradycję, która po 1989 r. została oficjalnie usankcjonowana w polskim życiu publicznym. Polega ona na tym, że państwo nie ma prawa w jakimkolwiek stopniu ingerować w życie Kościoła, ale Kościół może wściubiać nos nie tylko w sprawy państwa, ale także w życie prywatne obywateli, wśród których są nie tylko katolicy. Tych ostatnich nikt zresztą nie zmusza do korzystania z in vitro. Słowa arcybiskupów są przejawem niezrozumienia problemu i braku rzeczywistego współczucia dla ludzi, dla których brak własnego biologicznie dziecka jest wielkim dramatem osobistym.
Źródło: Trybuna