Jak zorganizować pewne wydarzenie medialne a następnie zaprzepaścić szansę promocyjną? Dziś krótki kurs dla pracowników działów marketingu firm niezwiązanych z mediami, ale chcących w mediach zabłysnąć. A że nie ma to jak przykład, to nasz kurs oprzemy właśnie na przykładzie z życia.
Firma Canon. Co produkuje? Aparaty fotograficzne, drukarki, kopiarki. Sprzęt biurowy, który ciężko służy na pierwszej linii walki nerwów z pracownikami biur. Kto w życiu nie obsobaczył Bogu ducha winnej kopiarki co zacięła papier, kto nie cisnął komputerową myszą zawieszonego komputera, kto nie huknął komórką o podłogę (bo było zajęte), dalej niech nie czyta. No więc nasza firma Canon postanowiła zabłysnąć i przygotowała prezentację a na niej własny bardzo ciekawy raport o przyczynach biurowej agresji - właśnie tej, której ofiarą padają jej produkty. Co za piękny zbieg okoliczności! Aż się prosi, żeby go wykorzystać. Ale gdzie tam. Może by przy takiej okazji przypomnieć kilka celnych anegdotek z własnego działu serwisu – na przykład o drukarce, na której menedżer ćwiczył ciosy sztuki frustrat-karate? E, po co. Wystawimy gadającą głowę. Co najfajniejsze, firma badanie przeprowadziła na własnych pracownikach. Dzwonię więc do działu PR Canona i pytam uprzejmie, czy możemy tych ankietowanych pokazać przy pracy? Toż to przecież znakomita promocja dla firmy: patrzcie, sami pytamy naszych pracowników, co im przeszkadza i jeszcze nie wstydzimy się ich szczerości, gdy narzekają na stres, stosunki w pracy i nudne zebrania. To przecież rzeczywistość każdej firmy. No być może. Ale w nie w Canonie. W kanonie pokazywania Canona mieści się co najwyżej dyrektor. Uff. Po ciężkich walkach i wydatnej pomocy YouTube'a udało mi się w końcu przygotować story o biurowej agresji (Państwo ocenią jakość) ale tak się tylko zastanawiam - po co wydaje się pieniądze na badania, organizuje spotkanie z dziennikarzami, płaci za te wszystkie reklamówki i kawę, aby najciekawszą rzecz - pracowników biura - tak koncertowo przegrać? Przy okazji brawa za najnowszą kampanię McDonalds zachęcającą do podejmowania pracy w sieci. (Facet wspomina, jak koledzy śmiali się, gdy powiedział, że pracuje w McDonaldzie a potem ci sami koledzy sprzedają hambuksy i "frytki do tego" u niego w barze.) Odwaga, aby przyznać, że na młodzieżowym rynku pracy smażenie hamburgerów w fastfoodzie nie jest jednak zbyt prestiżowe, zasługuje na docenienie. Podobnie jak wysiłek, aby to zmienić. Właśnie tego mogliby się nauczyć menedżerowie firmy Canon. Mają przecież do tego odpowiednie urządzenie. Ksero.