Bałagan w resorcie Anny Kalaty woła o pomstę do nieba. Ministerstwo unieważniło przetarg, bo podpisał się pod nim urzędnik... który dzień wcześniej stracił stołek! W błoto poszło już 8 tys. złotych, a koło nosa może nam przejść nawet 4,5 mln zł z Unii Europejskiej! Te pieniądze można jeszcze uratować. Tylko po co trzymać taką minister? - stawia pytanie "Super Express".
Gazeta informuje, że Ministerstwo Pracy rozpisało przetarg na kampanię medialną dla projektu „Między rodziną a pracą...”. Pieniądze dała Unia. Miały być spoty telewizyjne i billboardy promujące kobiety które chcą godzić macierzyństwo z pracą zawodową.
I co? Przetarg rozstrzygnięto i od razu... unieważniono! Dlaczego? Dyrektor, który złożył podpis na stosownym dokumencie dzień wcześniej... stracił stanowisko. Zwycięzca przetargu zaskarżył ministerstwo do Urzędu Zamówień Publicznych, a ten po stwierdzeniu błędu kazał mu zapłacić koszty postępowania (8 tys. zł). Pod znakiem zapytania stanął cały projekt i środki, jakie wyłożyła na niego Unia.
Jan Krzysztof Mazurkiewicz z biura promocji resortu przekonuje, że mimo perypetii z przetargiem, unijnych pieniędzy nie należy uważać jeszcze za stracone. Inaczej widzą to uczestniczy przetargu. - Kampania medialna miała być na przełomie czerwca i lipca. 15 lipca miał się zakończyć pierwszy etap. Opóźnienie jest więc faktem - twierdzi jeden z rozmówców "SE" . Czy stracimy wszystko? - Niestety jest takie ryzyko - ucina.
Źródło: Super Express