Rewolucję w kształceniu wojskowych zapowiada Ministerstwo Obrony Narodowej. By zostać oficerem nie będzie potrzebny tytuł magistra.
MON chce, żeby przyszli oficerowie szybciej trafiali do zawodowej służby. Ma im do tego wystarczyć licencjat - dowiedziała się "Rzeczpospolita". Otóż resort chce, żeby do służby zawodowej w jednostkach młodzi ludzie trafiali nie po pięciu latach studiów (tak jest najczęściej teraz), tylko już po trzech z tytułem licencjata. Jednak żeby awansować, będą musieli się dalej kształcić. "Wojsko będzie kierowało młodych oficerów na studia. Niektórych szybciej, np. kryptologów, którym wiedza z zakresu nauk matematycznych jest niezbędna do pracy. Innych trochę później, m.in. pilotów" - mówi "Rz" gen. Bogusław Smólski, jeden z twórców reform. Dziś przepisy każą, żeby każdy oficer miał magisterium. MON zamierza to zmienić i wprowadzić zasadę, że bez stopnia magistra nie będzie można awansować na majora i wyżej. Resort zapewnia, że w ramach reform nie zostanie zlikwidowana żadna uczelnia wojskowa. Trzy - dęblińska Szkoła Orląt, wrocławska Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych i Akademia Marynarki Wojennej - będą kształciły wyłącznie oficerów. Cykl kształcenia będzie trwał tam trzy lata (wyjątkiem może być AMW). Nauka ma koncentrować się na przedmiotach typowo wojskowych. Przyszli oficerowie będą uzyskiwali w nich licencjat - dowiedziała się "Rz". Wojskowi uzupełnią wykształcenie - na studiach magisterskich, doktoranckich i kursach specjalistycznych - na dwóch uczelniach: Wojskowej Akademii Technicznej (kierunki techniczne) i Akademii Obrony Narodowej (kierunki humanistyczne). Obie uczelnie, a szczególnie AON, czeka jednak gruntowna reorganizacja. Obie pozostaną natomiast otwarte na studentów cywilnych. Szczegółowe plany reformy mają być gotowe na przełomie kwietnia i maja. Żeby weszły w życie, trzeba będzie znowelizować kilka podstawowych dla wojska przepisów, m.in. ustawę pragmatyczną, która mówi o awansach w wojsku. MON planuje, że pierwsze "zreformowane" roczniki zaczną studia w 2008 roku - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Źródło: Rzeczpospolita