"Z wielkim smutkiem muszę ogłosić". Jak nieuczciwi sprzedawcy wykorzystują nasze współczucie

e-handel, zakupy w internecie, vinted, olx, allegro, DAC7
Oszuści telefoniczni często podają się za pracowników banków. "Tendencje są rosnące". Jak się chronić?
Źródło: Renata Kijowska/Fakty TVN
Załamana właścicielka sklepu, która wyprzedaje asortyment, staruszek-artysta, który ręcznie maluje szkło, ale martwi się, bo nikt nie wie o jego pasji, jubilerka przegrywająca walkę z wielkimi korporacjami - to bohaterowie popularnych wpisów w mediach społecznościowych. Za łzawymi historiami kryją się jednak oszuści. Wzbudzając współczucie próbują zachęcić do zakupu produktów, które jednak nie mają nic wspólnego z małymi, rodzinnymi firmami i rzemiosłem.
Artykuł dostępny w subskrypcji

Zacznijmy od smutnej historii. Pani Krystyna Borowik przez dwadzieścia lat prowadziła sklep z ubraniami. Niestety, sytuacja na rynku (rywalizacja z wielkimi korporacjami) i życiowe zmiany (narodziny wnuków) sprawiły, że zdecydowała się zamknąć sklep. Ale nie ma tego złego, bo pani Krystynie można pomóc, kupując asortyment z jej sklepu z olbrzymimi rabatami. O wszystkim informuje na Facebooku, ilustrując wpis swoim zdjęciem w sklepie. Żebyśmy nie mieli wątpliwości, gdzie się on znajduje, w środku powiesiła polską flagę.

Wzruszyliście się? Już sięgacie po portfel? Niepotrzebnie, bo pani Krystyna i jej sklep nie istnieją.

"Pani Krystyna" i jej sklep
"Pani Krystyna" i jej sklep
Źródło: Facebook

Nie znaczy to jednak, że nie można kupić produktów "jej marki". Np. czarna sukienka jest mocno przeceniona - kosztowała wcześniej 600 zł, a teraz - 190 zł. Prawdziwa okazja! Wystarczy jednak kilka kliknięć, by przekonać się, że taką samą sukienkę można znaleźć na chińskiej platformie sprzedażowej Temu za... 47 zł. Nie do końca zgadza się to z filozofią marki: "Tworzymy odzież z historią, stylem i misją. Tutaj znajdziesz ubrania, które pozwolą Ci poczuć się autentycznie, pewnie i w harmonii ze światem".

Na górze: sukienka "polskiej marki". Na dole ta sama sukienka na chińskiej platformie sprzedażowej
Na górze: sukienka "polskiej marki". Na dole ta sama sukienka na chińskiej platformie sprzedażowej
Źródło: zrzut ekranu

Podobnych wpisów w mediach społecznościowych można znaleźć mnóstwo. Schemat zazwyczaj jest ten sam. Potrzebna jest wzruszająca historyjka, np. dotycząca zamknięcia małego, rodzinnego biznesu po latach walki z korporacjami. Do tego w miarę realistyczny obrazek, wygenerowany przez sztuczną inteligencję (AI). Dzieło wieńczy link do sklepu internetowego, sprzedającego produkty z "rodzinnego sklepu" - a tak naprawdę przedmioty z chińskich platform sprzedażowych, tylko kilkukrotnie droższe.

Zanim kupisz - przemyśl

- Myślę, że takimi sprzedawcami powinien zająć się UOKiK - stwierdza Piotr Konieczny, założyciel serwisu o bezpieczeństwie cybernetycznym Niebezpiecznik.pl. - Mamy do czynienia z cwaniackimi metodami nakłaniania do zakupów, żerującymi na naszym strachu przed przegapieniem okazji. Sprzedawcy liczą, że uda się nakłonić nas do impulsywnych zakupów - dodaje.

I rzeczywiście. "Prawie wyprzedana"; "Ograniczony zapas: zostało tylko 6 (sztuk)"; "Zapasy prawie się wyczerpały" - czytamy na stronie sklepu "pani Krystyny". Przekaz jest jasny - możliwość kupna produktu po okazyjnej cenie zaraz się skończy. Trzeba klikać jak najprędzej, bo ktoś będzie szybszy. 

To metody sprzedażowe do perfekcji opanowane przez chińskie platformy. Przed rokiem Ministerstwo Rozwoju i Technologii ostrzegało, że Temu stosuje komunikaty "mogące powodować presję u konsumentów". Wyjaśniono, że chodzi o "liczniki" mierzące czas pozostały do skorzystania np. z darmowej dostawy, czy komunikaty nacechowane pośpiechem np. "Popularne! Prawie wyprzedane". - Ważna jest edukacja konsumentów - wskazuje Piotr Konieczny. 

Pod koniec maja prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów postawił zarzuty irlandzkiej spółce Whaleco Technology Limited, odpowiedzialnej za sprzedaż z serwisu Temu w Polsce. Chodzi o prezentowanie cen promocyjnych w sposób sprzeczny z prawem. Analiza UOKiK wykazała, że spółka podaje różne ceny na różnych etapach, a niespójności pojawiają się nawet różnych wariantów tego samego produktu, np. promocja widoczna jest tylko przy niektórych rozmiarach lub kolorach.

- Usłyszałem kiedyś taką radę: jeśli chcesz kupić coś za 200 zł, przemyśl to przez dwa dni, a jeśli kupujesz za 400 zł to przez cztery. Nie zawsze to jest możliwe, ale co do zasady myślę, że kierunek jest słuszny. Po kilku dniach większości osób przechodzi chęć na zakup tej kolejnej pary butów "z wyprzedaży", a często w ogóle o takiej chęci zakupowej nie pamiętają i problem rozwiązuje się sam - stwierdza.

Polska manufaktura z Chin

Jak to się dzieje, że kupujemy produkt z "polskiego sklepu", "rodzinnej manufaktury" czy od "właściciela małego biznesu", a dostajemy go z chińskiej platformy?

- Te sklepy korzystają z tzw. dropshippingu, czyli techniki sprzedażowej wypromowanej m.in. na TikToku, gdzie przekonuje się, że można w ten sposób bardzo wiele zarabiać robiąc bardzo niewiele - opisuje Konieczny. - Tacy sprzedawcy wystawiają produkt na przykład na Facebooku, a dopiero gdy ktoś go kupi, zamawiają go z Chin. W ten sposób oszczędzają np. na magazynie i praktycznie niczego nie inwestują w swój biznes. Konsument myśli, że kupuje coś od polskiego sprzedawcy, a tak naprawdę dostaje produkt chiński, do tego z kilkukrotnie droższy niż u źródła i po kilku tygodniach oczekiwania - dodaje.

Paulina Górska, ekoedukatorka i dziennikarka, która walczy z dezinformacją w sieci, w mediach społecznościowych pokazuje przykłady sklepów tego typu. Wymienia, co łączy te ogłoszenia. - Zdjęcia wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Żerowanie na emocjach, sprzedaż produktów, np. ubrań poprzez komunikację, że sklep bankrutuje, zamyka się po latach, stąd wielka promocja, która potrwa jeszcze "tylko 24 godziny" - mówi.

Kreatywność naciągaczy nie zna granic. - Ostatnio sklepy działające na zasadzie dropshippingu korzystają z wygenerowanych przez AI wizerunków starszych osób, które miałyby wykonywać ręcznie produkty, których nikt nie chce kupić - opowiada Górska.

Reklama sklepu z kieliszkami
Reklama sklepu z kieliszkami
Źródło: zrzut ekranu

Przykłady? Starszy mężczyna, który tworzy kieliszki inspirowane bajkami Disneya. Manufakturę reklamuje córka, która pisze: "Nasz tata otworzył sklep z kieliszkami Disney... Ale nikt o tym nie wie". Ile osób dało się złapać na historię uroczego, niedocenionego staruszka? Nie wiadomo, ale stronę na Instagramie obserwuje prawie 10 tys. osób. - Po zamówieniu okazuje się, że produkty są z Chin i nie mają nic wspólnego z pracą polskich rękodzielników - podsumowuje Górska.

700 zgłoszeń

O nieuczciwych sprzedawców zapytaliśmy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Otrzymujemy skargi na podobnie działające strony - mówi Kamila Guzowska z Biura Prasowego UOKiK. - Wpływają na infolinię konsumencką, do UOKiK i Europejskiego Centrum Konsumenckiego. Patrząc całościowo, takich sygnałów było dotąd kilkaset, około 700. Konsumenci są zdziwieni tym, że kupili od podmiotu z Chin, skoro nazwa i treści na stronie sugerowały, że mają do czynienia z polską firmą. To budzi uzasadnione obawy konsumentów o terminy dostaw i ewentualne procedury reklamacyjne - wyjaśnia.

- Działaniami, które wskazują na oszustwo, powinny zająć się prokuratura i policja oraz, ze względu na działalność w internecie, CERT (Computer Emergency Response Team, zespół powołany do reagowania na zdarzenia naruszające bezpieczeństwo w sieci) - kontynuuje Guzowska. - Konsumenci mogą zgłaszać nieuczciwych przedsiębiorców pod adresem: https://incydent.cert.pl/. Widzimy problem i co do zasady przekazujemy wpływające do nas sygnały do CERT. Analizujemy obecnie sygnały pod kątem kompetencji UOKiK - dodaje.

UOKiK radzi zwracać uwagę m.in. na regulaminy sklepów, adresy siedziby firmy i politykę zwrotów. Chodzi o to, by dokładnie wszystko sprawdzić, zanim zdecydujemy się wydać pieniądze. - Podstawą jest wiedza od kogo kupujemy i dokąd należy odesłać produkt, gdy zdecydujemy się na zwrot. Sprawdzając te informacje, możemy zauważyć, że coś się nie zgadza lub brakuje danych. A to dobry powód do zastanowienia się, czy dany sklep jest wiarygodny. Pomocne mogą być też opinie o sklepach w sieci, np. na forach internetowych - podpowiada Guzowska.

I rzeczywiście, niekiedy wystarczy chwila, by przekonać się, że coś jest nie w porządku. Czego możemy się dowiedzieć, po dokładnym obejrzeniu strony sklepu "pani Krystyny"? Odkryjemy na przykład, że część informacji o "polskim biznesie z tradycjami" jest w języku łotewskim. W dodatku sklep nie ma fizycznego adresu, a jedynie adres email.

Bezpieczniej płacić kartą

"Taaa... Kuku na muniu, oszuści". "Nie kupujcie. To jest g... z Chin" - takie komentarze można znaleźć pod wpisami "pani Krystyny", która żegna się ze sklepem. Ktoś inny zwraca uwagę, że stronę sklepu na Faceboku - rzekomo działającego od dwudziestu lat - założono 10 czerwca. Ale tylko niektórzy konsumenci są na tyle czujni, że sprawdzają takie informacje.

- Niestety, wszystko wskazuje na to, że dopóki platformy social mediowe nie będą lepiej weryfikować reklam, to możemy mieć coraz większy problem z odróżnieniem prawdy od fałszu - stwierdza Paulina Górska. - Mam wrażenie, że wiedza o tym, jak bronić się przez dezinformacją zasilaną przez AI nie nadąża za jej rozwojem. Brakuje konkretnych narzędzi, ale i systemowych rozwiązań do badania, czy zdjęcia lub wideo w sieci są prawdziwe - mówi.

- Trzeba mieć świadomość, że w internecie są nieuczciwi sprzedawcy, którzy stosują ciosy poniżej pasa - mówi Piotr Konieczny. - Sztuczek jest więcej. Czasami w grupach na Facebooku pojawiają się wpisy, w których ktoś oferuje jakieś produkty po kosztach: bo produkt jest lekko wadliwy, gdyż spadł z tira, bo ciocia pracuje w fabryce i dostała coś za darmo. To nie zawsze musi być oszustwo, ale wszelkie tego typu okazje powinny dawać nam do myślenia - tłumaczy.

Według danych Komisji Europejskiej w latach 2004-2012 w UE odsetek konsumentów robiących zakupy przez internet wzrósł ponad dwukrotnie
Według danych Komisji Europejskiej w latach 2004-2012 w UE odsetek konsumentów robiących zakupy przez internet wzrósł ponad dwukrotnie
Źródło: Shutterstock

Jak można się bronić przed takimi nieuczciwymi sprzedawcami? - Są grupy na Facebooku, jak Bezpieczny Sklep - Legalniewsieci.pl, gdzie społeczność dzieli się doświadczeniami na temat konkretnych sklepów - podsuwa Paulina Górska.

- Najlepszym zabezpieczeniem jest robienie zakupów przy pomocy karty płatniczej, a nie przelewu czy bardzo wygodnego skądinąd BLIKA. Bo tylko karta płatnicza daje nam dodatkowe ubezpieczenie od oszustwa - sugeruje Konieczny. - Jeśli produkt będzie niezgodny z opisem albo w ogóle nie dotrze, zawsze możemy skorzystać z procedury Chargeback (obciążenie zwrotne) udostępnianej przez obu popularnych w Polsce wystawców kart. Wtedy to wystawca karty w naszym imieniu walczy o nasze prawa ze sprzedawcą, ale najczęściej po prostu od razu zwróci nam środki za felerny zakup po zapoznaniu się z dowodami, np. fotografią produktu, który wygląda inaczej niż w ofercie - opisuje.

- My odzyskujemy pieniądze, a dodatkowo trochę też mścimy się na sprzedawcy, bo procedura Chargeback wiąże się z opłatą w wysokości kilkudziesięciu euro, która jest pobierana właśnie od sprzedawcy. A co, jeśli sprzedawca nie pozwala na płatność kartą? To powinien być dla nas mocny sygnał alarmowy - podsumowuje Piotr Konieczny.

Na co uważać podczas zakupów internetowych?
Na co uważać podczas zakupów internetowych?
Czytaj także: