Z funkcji dyrektora Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Najwyższej Izbie Kontroli zrezygnował generał Marek Bieńkowski – dowiedział się tvn24.pl. To współautor najgłośniejszych i najważniejszych kontroli izby w ostatnich latach, dotyczących m.in. katastrofy w Smoleńsku, wykrycia nieprawidłowości w gospodarowaniu Funduszem Sprawiedliwości czy funduszem aktywizacji więźniów.
Według naszych źródeł Bieńkowski decyzję o rezygnacji podjął w ubiegłym tygodniu, po osobistym spotkaniu z prezesem NIK Marianem Banasiem. O tym, że do zmiany doszło, świadczy strona NIK, na której jako pełniący obowiązki dyrektora departamentu widnieje Michał Jędrzejczyk – do niedawna asystent prezesa Banasia. Bieńkowski ma zostać w Izbie jako szeregowy kontroler.
Szef działu prasowego NIK Zbigniew Matwiej pytany przez tvn24.pl o powody rezygnacji dyrektora Departamentu Porządku i Bezpieczeństwa Wewnętrznego odpowiedział lakonicznie, że "była to decyzja generała Bieńkowskiego".
Kontrolujący kontrolujących
Zgodnie z prawem do zadań tego departamentu należy kontrola policji, służb specjalnych, prokuratury, a także sądów oraz Instytutu Pamięci Narodowej.
- W świecie służb często pada pytanie, kto kontroluje kontrolujących. Otóż kontrolą kontrolujących zajmuje się właśnie dyrektor tego departamentu NIK wraz z podległymi mu kontrolerami – wyjaśnia Marek Biernacki, poseł opozycji i m.in. były minister koordynator służb specjalnych.
Były już dyrektor departamentu bezpieczeństwa nadzorował w przeszłości kontrolę dotyczącą katastrofy w Smoleńsku. Szefem NIK był wtedy bliski współpracownik i przyjaciel prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jacek Jezierski. Raport był powszechnie uznany za rzetelny, przedstawiał m.in. nieprawidłowości w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Wojskowego, który odpowiadał za przewożenie najważniejszych osób w państwie.
Ostatnie głośne kontrole, które nadzorował Bieńkowski, wykryły m.in., że Centralne Biuro Antykorupcyjne sfinansowało zakup izraelskiego systemu do inwigilacji "Pegasus" z Funduszu Sprawiedliwości, którym dysponuje minister sprawiedliwości. Resort finansów od osiemnastu miesięcy rozstrzyga, czy szef CBA Ernest Bejda złamał dyscyplinę finansów publicznych, przyjmując pieniądze z innego źródła niż bezpośrednia dotacja z budżetu.
Głośna jest również kontrola dotycząca wydawania środków - 115 mln złotych - z Funduszu Aktywizacji Zawodowej Skazanych, który nadzorował wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. NIK złożył kilkanaście doniesień do prokuratury w związku z tą kontrolą, gdyż zamówienia były udzielane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych.
- Złożenie doniesień to nie wszystko. Ta kontrola dopiero się skończyła, została przyjęta przez kolegium Najwyższej Izby Kontroli i jej ustalenia są bardzo poważne. Raport dopiero ma ujrzeć światło dzienne – usłyszeliśmy w NIK.
Najmłodszy generał
Sam Bieńkowski ma bogate CV, a także niekłamany autorytet w polskim świecie ludzi służb. Przed 1989 rokiem był zaangażowany w działalność opozycyjną w Szczecinie. Po upadku PRL rozpoczął służbę w Straży Granicznej, najszybciej w historii dochodząc do stopnia generalskiego i funkcji szefa tej formacji.
W czasach pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości objął funkcję komendanta głównego policji. Doprowadził wtedy do pełnego ujawnienia okoliczności tragicznej historii "blue taxi". Przypomnijmy, że para policjantów z komisariatu na stołecznym Dworcu Centralnym otrzymała wtedy polecenie od swojego przełożonego, aby odwieźć do domu w Siedlcach dyrektora z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wracał on z zakrapianego spotkania, spóźnił się na ostatni pociąg. Gdy policjanci wracali radiowozem, wpadli w poślizg, zjechali do przydrożnego zbiornika wodnego i utonęli.
Bieńkowski z funkcji komendanta głównego policji został odwołany w 2007 roku, gdy z rządu odchodził wicepremier i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. Obydwaj nie chcieli się zgodzić na zmiany personale w policji, na których zależało ówczesnemu ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. Wykryli również dwa nielegalne przypadki zastosowanie inwigilacji przez policjantów wobec przeciwników politycznych Prawa i Sprawiedliwości.
Byli policjanci i koledzy syna prezesa
Rezygnacja Bieńkowskiego jest kolejną już zmianą kadrową w NIK, do której dochodzi pod rządami Mariana Banasia. Co ciekawe, odchodzą również ludzie, którym on sam najpierw powierzał kluczowe stanowiska.
Tak się stało w przypadku dyrektora biura organizacyjnego Wojciecha Jadackiego. Wrócił on z emerytury na prośbę Banasia. Pracę zakończył jednak przed ponad miesiącem, rozsyłając do wszystkich pracowników maila, w którym napisał, że nie bierze odpowiedzialności za zmiany kadrowe.
W tym czasie na wysokich stanowiskach w izbie pojawiło się kilku byłych policjantów, którzy swoje mundurowe kariery kończyli w atmosferze skandali. Chodzi m.in. o byłego komendanta policji z Ostrołęki Janusza Pawelczyka, który został radcą prezesa. Jego karierę w policji przerwał materiał z 2012 roku, wyemitowany przez program "Uwaga!" TVN, w którym reporterzy pokazali, jak po jednej z towarzyskich imprez ostrołęccy policjanci rozwożeni są radiowozami do domów.
Przez ostanie lata Pawelczyk pracował w centrali banku PEKAO SA jako dyrektor pionu audytu, jednak stracił swoje stanowisko. Współpracował tutaj z Jakubem Banasiem, synem prezesa NIK.
Wysokie stanowisko dyrektora biura organizacyjnego objął w NIK również inny były policjant Dariusz Błachnia, który dwa lata temu odszedł na policyjną emeryturę z funkcji wiceszefa biura kadr Komendy Głównej Policji. Gdy policja walczyła z problemem braku chętnych do służby, rozesłał on pismo do komendantów wojewódzkich narzucające im niskie limity przyjęć kandydatów.
Karuzela kadrowa
Obowiązki dyrektora Departamentu Prawnego objęła natomiast Renata Szczęch, która przez ostatnie lata była wiceministrem w trzech resortach: spraw zagranicznych, rodziny pracy i polityki społecznej, a także w ministerstwie spraw wewnętrznych. W pierwszym z nich funkcję straciła, gdy media ujawniły kontrowersyjny projekt dotyczący zmian kadrowych w służbie dyplomatycznej. Podobnie się stało w przypadku MSWiA, gdy Szczęch odeszła po tym, jak do mediów przeciekł raport, którego była współautorem. Zakładał on m.in. wprowadzenie wyższych podatków dla bezdzietnych.
- Trwa karuzela kadrowa, przychodzą ludzie z zewnątrz, którzy nie mają pojęcia o NIK i specyfice pracy. O sytuacji najlepiej mówi struktura organizacyjna izby, którą każdy może zobaczyć na naszych stronach: spośród 18 departamentów aż dwunastoma kierują jedynie pełniący obowiązki dyrektora – mówi dziennikarzom tvn24.pl jeden z kontrolerów.
Źródło: tvn24.pl