"Tandetna farsa hotelowa Romana Polańskiego to najgorsza impreza w mieście" pisze po premierze pozakonkursowego filmu "The Palace" krytyk dziennika "The Guardian". Wtórują mu w zasadzie wszyscy, także polscy recenzenci obecni na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Film wciąż nie ma polskiego dystrybutora ani daty premiery.
W sobotę na podweneckiej wyspie Lido odbyła się oficjalna premiera nowego filmu Romana Polańskiego "The Palace". Dzieło polskiego reżysera było pokazywane poza konkursem. Recenzenci z branżowej prasy za oceanem i Wielkiej Brytanii jednogłośnie piszą, że film jest najgorszym obrazem w jego karierze, a znany krytyk dziennika "The Guardian" Xan Brooks dał mu jedną na pięć możliwych gwiazdek.
Trudno wyrokować, co sprawiło, że Polański, który w zasadzie nie ma w karierze obrazów nieudanych, a poprzedni jego obraz "Oficer i szpieg", który także był pokazywany na festiwalu w Wenecji zdobył Wielką Nagrodę Jury, tym razem "przestrzelił".
To słowo obok opinii, że to najgorszy film Polaka, pojawia się w większości recenzji, które dopiero spływają. Sam reżyser, podobnie jak w ubiegłym roku, nie był obecny na projekcji we Włoszech.
Wypadek przy pracy mistrza?
"The Palace" w materiałach promocyjnych jest przedstawiany jako prowokacyjna czarna komedia, o bogatych i ekscentrycznych gościach luksusowego hotelu oraz obsługującego ich personelu próbujących spełnić ich zachcianki. Akcja rozgrywa się w Sylwestra 1999 roku.
Zdaniem wszystkich krytyków piszących o filmie, akcja napisanego wspólnie z Jerzym Skolimowskim i Ewą Piaskowską scenariusza szyta jest zbyt grubymi nićmi, a film przekracza granice dobrego smaku. Ponoć też zupełnie nie jest śmieszny.
"To upiorna, wiotka, hotelowa farsa, która zaczyna się od rozmowy o armageddonie, a kończy na seksie psa z pingwinem" - pisze Brooks w "Guardianie". O niesmaku jaki pozostawia ta właśnie, ostatnia scena donoszą wszyscy recenzenci.
Krytyk "Guardiana" chwali poprzedni obraz reżysera i jest bezlitosny dla nowego. "Poprzedni obraz reżysera 'Oficera i szpiega' to było solidne i wartościowe rozliczenie epoki, której bolączki uwydatniała sprawa Dreyfusa. Ale 'Pałac" jest okropny: tandetny i pozbawiony radości, mylący wstręt seksualny z podnieceniem".
Równie dosadny jest krytyk "The Hollywood Reporter", który pisze wprost: "Pałac, nie pozostawia miejsca na dwuznaczności. To najgorsza rzecz, jaką reżyser kiedykolwiek nakręcił". Dalej dezawuuje dosłownie każdy żart, jaki pojawia się w filmie, mocno spoilerując i zauważa: "Gdyby 'Pałac' okazał się ostatnim filmem Polańskiego, to bardzo przykro pomyśleć, że artysta, który ma w swojej filmografii wybitne dzieła, kończy karierę tak złym, ponurym obrazem".
Polscy recenzenci obecni na festiwalu na wyspie Lido również piszą o poczuciu niesmaku i żenady. Krzysztof Kwiatkowski w "Gazecie Wyborczej" już w tytule recenzji pisze o "oceanie mizoginii, ksenofobii i prymitywizmu". Barbara Hollender w "Rzeczpospolitej" ma nadzieję, że "płytka i wulgarna satyra, to jedynie wypadek przy pracy".
W filmie oglądamy międzynarodowy zespół aktorów odpowiadający międzynarodowej grupie gości hotelu – Francuzkę Fanny Ardant, Niemca Olivera Masucciego, Amerykanina Mickeya Rourke’a, Anglika Johna Cleese’a i Portugalczyka Joaquima de Almeidę.
Nie jest też tajemnicą, że reżyserowi odmówiło wiele gwiazd francuskiego kina, (podobno m.in. Catherine Deneuve), choć akurat na brak wielkich nazwisk filmie Polański narzekać nie może.
Trudna produkcja i nadzieje producenta
Okoliczności pracy nad filmem "The Palace" od początku dalekie były od komfortowych. W wywiadzie dla magazynu Stowarzyszenia Filmowców Polskich przeprowadzonym na 90. urodziny reżysera, Roman Polański przyznawał, że film powstawał za szybko. Przygotowania do niego zamiast kilku miesięcy zajęły zaledwie kilka tygodni, a plan w hotelu, który jest prawdziwym, funkcjonującym hotelem Gstaad Palace, okazał się nie lada wyzwaniem.
Obecny na Lido producent filmu, Włoch Luca Barbareschi, przyznał na sobotniej konferencji prasowej, że po raz pierwszy francuskie firmy odmówiły udziału w produkcji Polańskiego. Wyraził jednak nadzieję, że obraz zostanie kupiony do Francji. (Poprzedni zdobył trzy Cezary, choć ich przyznanie odbywało się na tle protestów francuskich organizacji kobiecych).
Barbareschi wraził też też nadzieję, że "Pałac" trafi też do kin w USA i Wielkiej Brytanii. Skrytykował przy tym amerykańskich streamerów za to, że nie zainwestowali w film. (To chyba jednak płonne nadzieje zważywszy na fakt, że świetny "Oficer i szpieg" nie został kupiony do żadnego z anglojęzycznych krajów). - "Nie rozumiem, dlaczego wszystkie platformy: Paramount, Amazon, Netflix, które mają starsze filmy Polańskiego w swojej bibliotece i zarabiają na nich miliony, nie wyprodukują nowego?" - pytał Włoch na konferencji.
Dyskusja wokół filmu Polańskiego toczyła się od momentu włączenia go do programu przez dyrektora Alberto Barberę, który wczoraj potwierdził swój pogląd, że należy oddzielać życie od sztuki. Wystrzelił wręcz "z grubej rury", powołując się na Caravaggia, skazanego za morderstwo, którego obrazy wciąż są obiektem analiz i zachwytu.
Mimo tak krytycznych recenzji na Lido Barbareschi robił wrażenie zadowolonego z produkcji, a nawet wzniósł okrzyk "Vivat Polański". Dodał, że nowy film Polańskiego i jego obecność na festiwalu w Wenecji to "symbol artystycznej wolności".
Oprócz Włoch, gdzie film trafi do kin 28 września, obraz został już sprzedany m.in. do Niemiec, Izraela, Szwajcarii, Czech, Słowacji, Grecji czy Bułgarii.
Źródło: "The Guardian", "The Hollywood Reporter", "Variety", "Gazeta Wyborcza", "Rzeczpospolita", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CLAUDIO ONORATI/EPA/PAP