W Bułgarii od 11 dni rządzi koalicja czterech ugrupowań. W tak krótkim czasie doszło już do pierwszych spięć. Spowodowały je nominacje szefowej MSZ Teodory Genczowskiej, w ekipie której jako doradcy znaleźli się byli współpracownicy służb specjalnych z czasów komunistycznych.
Według porozumienia koalicyjnego stanowisko szefa resortu spraw zagranicznych przypadło populistycznej partii Jest Taki Naród. We wtorek MSZ podało, że na członków swojej ekipy, w tym doradców, Teodora Genczowska mianowała cztery osoby, których nazwiska widnieją na listach byłych agentów, opublikowanych przez komisję badającą archiwa dawnych służb specjalnych reżimu komunistycznego. Wśród nich jest Petko Sertow, pierwszy szef powołanej w 2008 roku Państwowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (kontrwywiadu). Genczowska miała tłumaczyć, że nie znała tych faktów.
Ogłoszenie decyzji szefowej dyplomacji wywołało wielkie niezadowolenie wśród części partnerów koalicyjnych, przede wszystkim centroprawicowej Demokratycznej Bułgarii.
Lider klubu poselskiego Jest Taki Naród Toszko Jordanow w środę oświadczył, że minister wycofała się ze swojej decyzji. - W ministerstwie spraw zagranicznych nie będzie ani jednego doradcy, który miałby agenturalną przeszłość - powiedział Jordanow w parlamencie.
Premier Kirił Petkow poinformował po środowym posiedzeniu gabinetu, że "podjęto szybkie kroki, by ludzie z teczkami (w komunistycznej służbie bezpieczeństwa) nie zostali mianowani, a jeżeli już do tego doszło, by zostali zwolnieni". Wyjaśniono, że do odwołania ich dojdzie na początku przyszłego tygodnia.
Demokraci zażądali wyjaśnień
Mianowania w MSZ spowodowały, że Demokratyczna Bułgaria zażądała wyjaśnień dotyczących ewentualnej agenturalnej przeszłości wszystkich nowo mianowanych wysokich urzędników. Z kolei lewicowa Bułgarska Partia Socjalistyczna stanęła w obronie Sertowa i jego kolegów, przypominając, że nie byli oni donosicielami i pracowali w wywiadzie na rzecz państwa.
Premier, w którego partii przeważają młodsi ludzie, urodzeni po 1973 roku i niepodlegający weryfikacji, próbował zdystansować się od skandalu.
Byli współpracownicy służb specjalnych są deputowanymi w klubach poselskich lewicy, partii GERB byłego premiera Bojko Borisowa i tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód. Bułgarskie ustawodawstwo nie zakazuje byłym agentom pełnienia funkcji publicznych, nakazuje jedynie upublicznienie ich nazwisk.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock