Pułkownik Ryszard Bieszyński, były szef Departamentu Postępowań Karnych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, mógł popełnić przestępstwo, broniąc przed amerykańskim sądem Edwarda Mazura. Nie został bowiem zwolniony z tajemnicy służbowej - pisze "Rzeczpospolita".
Bieszyński, zeznając w środę na procesie ekstradycyjnym Edwarda Mazura, powoływał się na wiedzę, którą zdobył, kiedy jako oficer Urzędu Ochrony Państwa, a potem ABW, rozpracowywał zabójstwo generała Marka Papały. Zapewniał, że Mazur jest niewinny. Z ustaleń "Rz" wynika, że aby mógł składać zeznania przed sądem, powinien zostać zwolniony z tajemnicy przez szefa Agencji. Takiej zgody nie miał, bo o nią nie występował. "Do ABW nie wpłynął wniosek pana Ryszarda Bieszyńskiego o zwolnienie z zachowania tajemnicy" - napisała rzecznik Agencji Magdalena Stańczyk w odpowiedzi na pytania "Rz". "Zgoda szefa ABW na zwolnienie funkcjonariusza (byłego lub obecnego) z obowiązku zachowania tajemnicy jest każdorazowo konieczna, kiedy zeznania obejmują treści stanowiące informacje niejawne, uzyskane w trakcie pełnienia służby". Gdyby się okazało, że Bieszyński ujawnił tajemnicę służbową, groziłyby mu trzy lata więzienia. Według informacji "Rz" Mazur od wielu lat był współpracownikiem służb specjalnych, w tym UOP. W 2006 r. Gazeta ujawniła, że był zarejestrowany jako współpracownik polskiego kontrwywiadu o pseudonimach Glad i Szczęśliwy. Przekazywał m.in. informacje o firmie Bakoma, w której miał udziały razem z politykiem PSL Zbigniewem Komorowskim. Urząd bronił Mazura już w 2001 r., gdy policjanci i prokuratorzy zebrali przeciwko niemu dowody. Podczas tajnej narady prokurator Jerzy Mierzewski powiedział, że trzeba Mazurowi zarzucić zlecenie zabójstwa. Bieszyński był przeciwny. - Mazur nie ma nic wspólnego ze zleceniem zabójstwa i znajduje się pod kontrolą służb - przekonywał.
Źródło: "Rzeczpospolita"