W Białymstoku na osiedlu Dziesięciny stoją obok siebie dwa bloki. Jeden budynek z terenem wokół należy do spółdzielni, a drugi do wspólnoty. Mieszkańców podzielił płot, który miesiąc temu postawiła administracja spółdzielni, zarzucając wspólnocie wydeptywanie trawy czy wyrzucanie śmieci na terenie należącym do jej lokatorów.
Płot ze stalowych segmentów pojawił się w grudniu minionego roku. Na własny koszt zamontowała go administracja osiedla Dziesięciny, którym zarządza białostocka spółdzielnia "Rodzina Kolejowa".
Wniosek mieszkańców spółdzielni
Na początku września 40 lokatorów spółdzielczego bloku przy ulicy Dziesięciny 3 w Białymstoku zawnioskowało do zarządu administracji o skuteczne zlikwidowanie nielegalnego przejścia w ogrodzeniu z sąsiadującym blokiem numer 7, który należy do wspólnoty. Uzasadnili, że sąsiedzi ze wspólnoty nagminnie niszczą zieleń, bo wydeptują ścieżki, skracając sobie drogę. A do tego parkują samochody na ich parkingu, czy trzepią dywany na trzepaku spółdzielni.
- Sprawa ciągnie się od kilku lat, odkąd został wybudowany blok wspólnoty mieszkaniowej. Wspólnota ogrodziła się i po jakimś czasie jej mieszkańcy zdemontowali sobie jedno przęsło płotu, aby skrócić sobie przejście na ulicę Hallera - mówi Barbara Wiesław, kierownik administracji zarządzającej blokiem nr 3.
Wspomina, że między mieszkańcami obu bloków zaczęły się też scysje i kłótnie, bo mieszkańcy wspólnoty wyprowadzali psy na teren zielony spółdzielni. - Mało tego, mieszkańcy wspólnoty korzystali też z naszych śmietników, podrzucając niekoniecznie segregowane śmieci, za które lokatorzy spółdzielni nie chcieli płacić zwiększonej składki - dodaje.
Wspawana bariera
Jak tłumaczą mieszkańcy odgrodzonej wspólnoty, kiedy powstał ich blok, mieli jedno przejście na swój teren. Z otwartej furtki korzystali, chodząc do kościoła, sklepu, szkoły, czy na przystanek autobusowy.
- Jednak od samego początku było ono zagradzane stosami gałęzi, śmieciami, w sposób utrudniający komunikację. W 2016 roku spółdzielnia "Rodzina Kolejowa” wspawała tam metalową barierę od ogrodzenia do ściany garażu, blokując na stałe możliwość przechodzenia. Dokonano tego bez powiadomienia nas i na terenie należącym do wspólnoty - mówi Paweł Miniuk, mieszkaniec bloku przy ulicy Dziesięciny 7.
Jak tłumaczy Miniuk, furtka ta była dla mieszkańców wspólnoty niewystarczająca i niewygodna, bo wychodziła bezpośrednio na parking spółdzielni. Dlatego też skracając sobie drogę, przechodzili przez płot kilkadziesiąt metrów dalej. - Dodatkowo deptano trawnik należący do spółdzielni - przyznaje i dodaje, że zarząd kilkukrotnie zwracał się pisemnie i telefonicznie do spółdzielni z prośbą o zgodę na wykonanie dodatkowego przejścia w ogrodzeniu oraz chodnika na terenie spółdzielni na koszt wspólnoty. Jednak zarząd bloku numer 7 nie dogadał się z administracją bloku numer 3. W grudniu 2019 roku spółdzielnia postawiła metalowy płot bez furtek.
- Ogrodzenie zostało postawione bez powiadomienia wspólnoty. Część płotu została pokryta lepką i tłustą substancją, niewiadomego pochodzenia. Na słupie zamontowano kamerę, która została skierowana na teren wspólnoty, w miejscu dotychczasowego przejścia - mówi Miniuk.
"Złośliwe ogrodzenie"
Po odgrodzeniu terenu między budynkami, mieszkańcy bloku wspólnoty muszą chodzić naokoło przez – jak twierdzą - całkiem spory odcinek drogi. - Do sklepu musimy iść naokoło, więc jest to pewien problem. Nie wydaje mi się, żeby chodzenie przez czyjąś posesję komuś tak bardzo przeszkadzało. Jeśli chodzi o śmieci, to mamy własne kontenery - odpiera zarzuty Piotr, który mieszka w bloku przy ulicy Dziesięciny 7.
- Ten płot jest złośliwie postawiony, bo on nie powinien tu stać. Od czego mieszkańcy spółdzielni chcą się odgrodzić? Co tam, są składowane jakieś nieczystości, czy coś szkodliwego? Nie. Tam mieszkają ludzie - denerwuje się Halina, która mieszkała na Dziesięcinach przez wiele lat, a teraz odwiedza tu swego syna. - Mój syn cierpiał przez złośliwość mieszkańców tego bloku, kilka mandatów musiał na dwa tysiące zapłacić, za to, że parkował tu samochód - dodaje kobieta.
"Tak nie może być"
Kierowniczka administracji podkreśla, że płot stoi na działce, która jest własnością mieszkańców spółdzielni.
- Koszty rekultywacji tego terenu plus naprawy zniszczonych rzeczy niestety obciążają naszych mieszkańców. Tak nie może być - podkreśla i dodaje, że mieszkańcy spółdzielni nie chodzą do wspólnoty i nie korzystają z jej urządzeń.
Administracja spółdzielni nie widzi też wyjścia w wybudowaniu chodnika na swoim terenie, by mogli z niego korzystać sąsiedzi ze wspólnoty. Twierdzi, że potrzebne są pozwolenia budowlane, a przede wszystkim zgoda właścicieli terenu.
Montaż płotu trwał kilka dni. Kamera wisi dlatego, że - jak twierdzi kierownictwo - po dwóch dniach okazało się, że mieszkańcy wspólnoty zaczęli go niszczyć.
- W naszej opinii ogrodzenie powoduje odseparowanie społeczności od siebie. Jest odzwierciedleniem barier społecznych. Podziałem na "my" i "oni”. Uniemożliwia naturalną komunikację. Wydłuża drogę do sklepu, kościoła, szkoły. Powoduje fragmentaryzację miasta, tworząc "wyspy" - mówią mieszkańcy odgrodzonego bloku numer 7.
Źródło: TVN24 Białystok
Źródło zdjęcia głównego: tvn24