Przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka przed kolejnymi tak zwanymi wyborami prezydenckimi ułaskawił 15 skazanych, co w propagandowym przekazie określane jest mianem "miłosierdzia". Za kratami białoruskich więzień wciąż przebywa 1254 więźniów politycznych, w tym znany dziennikarz i działacz mniejszości polskiej Andrzej Poczobut. Rzeczywista liczba osób więzionych z powodów politycznych może być znacznie wyższa, a opozycja informuje o wzroście represji. "Wybory" odbędą się w najbliższą niedzielę. Są określane przez opozycję "bez-wyborami".
Propagandowa białoruska agencja BiełTA poinformowała w piątek, że Alaksandr Łukaszenka ułaskawił 15 osób. Dekret został podpisany przez niego w tym samym dniu. "Pięć kobiet i trzech mężczyzn, którzy dopuścili się przestępstw ekstremistycznych, zostało ułaskawionych. Pięcioro skazanych ma dzieci, jedna kobieta jest w ciąży" - podała BiełTA.
Siedem kolejnych osób (w tym trzy kobiety) skazano za handel narkotykami. Sześć z nich popełniło przestępstwa będąc nieletnimi. U jednej z nich zdiagnozowano raka - dodała propagandowa agencja, podkreślając, że w ciągu ostatniego roku "prezydent Białorusi, kierując się zasadami humanitaryzmu, ułaskawił 293 osoby (w tym 89 kobiet i 17 osób, które popełniły przestępstwa jako nieletnie). "Każde ułaskawienie jest aktem miłosierdzia i szansą na powrót do normalnego życia" - brzmi propagandowy przekaz BiełTY na Telegramie.
Cele wciąż pełne więźniów politycznych
Łukaszenka ułaskawił kolejnych więźniów tuż przed wyborczą farsą. W najbliższą niedzielę w tym kraju odbędzie się zorganizowane przez reżim głosowanie, w którym rządzący od 31 lat 70-letni polityk najprawdopodobniej sięgnie po siódmą kadencję rządów. Opozycja nazywa to głosowanie "bez-wyborami".
W ciągu ostatniego roku Łukaszenka ułaskawił 293 osoby (w tym 89 kobiet i 17 osób, które popełniły przestępstwa jako nieletnie) - przypomniała białoruska sekcja Radia Swoboda. Zaznaczyła jednak, że za kratami białoruskich więzień wciąż przebywa 1254 więźniów politycznych (w tym znany dziennikarz i działacz mniejszości polskiej Andrzej Poczobut - red.). Rzeczywista liczba osób więzionych z powodów politycznych może być znacznie wyższa.
Białoruska organizacja praw człowieka Wiasna informowała w listopadzie 2024 roku, że siedmiu Białorusinów zmarło w więzieniach. Znane są co najmniej trzy przypadki śmierci osób przebywających na wolności w wyniku nacisków lub nieludzkich warunków w ośrodkach detencyjnych. Ponadto co najmniej trzy osoby zginęły na skutek użycia siły przez władze w odpowiedzi na pokojowe protesty po wyborach prezydenckich w 2020 roku - informowała Wiasna.
Po ogłoszeniu daty nowych wyborów prezydenckich na Białorusi represje w kraju się nasiliły, od października zeszłego roku białoruscy obrońcy praw człowieka odnotowują masowe zatrzymania w całym kraju - poinformowało Radio Swoboda.
Pięcioro kandydatów
Formalnie do walki o urząd prezydenta ma stanąć pięcioro kandydatów, jednak wszyscy oprócz Łukaszenki pełnią w nich funkcję formalną. Wśród "kandydatów" są liderzy proreżimowych partii oraz Hanna Kanapacka, była członkini opozycyjnej (zlikwidowanej już) Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (AHP).
- Ta kampania elektoralna jest anormalna i wyjątkowa nawet dla Białorusi, gdzie do wyborów zawsze były zastrzeżenia. Jednak, mimo wszystko, w poprzednich kampaniach brali udział kandydaci opozycji i chociaż nie mieli oni szansy na wygraną, to przynajmniej w trakcie kampanii można było usłyszeć alternatywne opinie i programy - ocenił w rozmowie z PAP Alaksandr Kłaskouski, analityk związany z działającym na emigracji niezależnym portalem Pozirk.
- Teraz opozycyjnych kandydatów nie ma w ogóle. W ostatnich latach, na falach represji po sfałszowanych wyborach w 2020 roku, całkowicie zlikwidowano wszystkie partie opozycyjne i organizacje społeczne. To samo spotkało niezależne media - przypomniał.
Według Kłauskowskiego "te tak zwany wybory odbywają się jak operacja specjalna". - Przestrzeni dla alternatywnych wobec reżimu sił nie ma, za to trwają szkolenia policji i wojsk wewnętrznych, które mają przygotowywać się na ewentualne "zakłócenia" procesu wyborczego w komisjach - zauważył.
Media reżimowe raportują o niezwykłej aktywności obywateli
Zgodnie z białoruskim prawem wyborczym głosowanie przedterminowe zaczęło się na kilka dni przed głównym dniem głosowania, a media reżimowe raportują o niezwykłej aktywności obywateli, którzy "uzyskali odporność na destrukcyjne wpływy" i "są zgodni co do kierunku, w którym powinien pójść kraj".
- To plebiscyt jednego kandydata i myślę, że aby potwierdzić ten propagandowy przekaz, że społeczeństwo otrząsnęło się z błędów 2020 roku, często powtarzanego przez Łukaszenkę - ten kandydat "zdobędzie" wynik na poziomie 85-90 procent - prognozuje Kłaskouski.
W 2020 roku, pomimo wyeliminowania poprzez aresztowania i sfingowane sprawy karne głównych pretendentów po stronie opozycji - Siarhieja Cichanouskiego i Wiktara Babaryki (obecnie odsiadują oni wyroki), wybory stały się okazją do zademonstrowania masowego protestu przeciwko Łukaszence.
Bezprecedensowe fale represji
Pięć lat temu białoruski lider, zdaniem ekspertów – nie doceniając skali niezadowolenia społecznego, dopuścił do wyborów Swiatłanę Cichanouską. Propaganda nazywała ją "kurą domową" i "kotletową wróżką", próbując ośmieszać w oczach wyborców. Pomimo tego, według opozycji i niezależnych wyliczeń (realne wyniki nigdy nie były ujawnione), to właśnie Cichanouska wygrała wybory, a po tym, gdy Łukaszenka został ogłoszony zwycięzcą z wynikiem 81 procent, Białorusini masowo wyszli na ulicę.
Brutalne tłumienie protestów i gwałtowne fale represji politycznych, które były bezprecedensowe dla Białorusi, doprowadziły do zniszczenia lub emigracji opozycji politycznej, mediów, organizacji i aktywistów społecznych, a do więzień wpędziły tysiące ludzi.
Po kampanii i brutalnych represjach 2020 roku kraje zachodnie podjęły decyzję o nieuznaniu ogłoszonych oficjalnie wyników wyborów, a Łukaszenka nie jest od tego czasu uznawany za prawowitą głowę państwa. Zachód utrzymuje kontakty z białoruską opozycją na emigracji, jednak jej realny wpływ i przełożenie na sytuację na Białorusi są znikome.
- Obecna kampania, której elementem jest demonstracja pełnej kontroli politycznej i społecznej, ma być dla Łukaszenki terapią po traumie 2020 roku - ocenił Kłaskouski. "Ceną" za utrzymanie się u władzy jest, jak stwierdził, "oddawanie po kawałku białoruskiej suwerenności Rosji, która stała się ostatecznym gwarantem władzy Łukaszenki".
- Jednocześnie chciałby on wykorzystać te wybory siebie samego jako próbę "przewrócenia strony, zamknięcia rozdziału" w relacjach z Zachodem i sygnalizuje, choć niezbyt aktywnie, gotowość do targów - dodał Kłaskouski. Chodzi m.in. o uwalnianych od lipca niewielkimi grupami więźniów politycznych czy pokazanie przez reżimowe media więźniów politycznych, trzymanych wcześniej w całkowitej izolacji.
- Nie przeceniałbym jednak tych gestów. Najważniejsze jest dla niego utrzymanie kontroli i pełni władzy. Pewne nadzieje Łukaszenka pokłada w Donaldzie Trumpie i jego transakcyjnym podejściu. Wydaje się jednak, że jest pogodzony z tym, że kosztem w tym ewentualnym targu będzie podległość wobec Rosji i że nie może liczyć na powrót do realnej podmiotowości na arenie międzynarodowej - dodał rozmówca PAP.
Źródło: Radio Swoboda, BiełTA, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Vladimir Astapkovich/PAP/EPA