Na chwilę zatrzymajmy się w naszym codziennym politycznym biegu i pomyślmy, o jaką stawkę za wschodnią granicą toczy się walka. Gdyby nie zwycięstwo Majdanu w 2014 roku, Ukraina dzisiaj mogłaby być jak Białoruś Łukaszenki - pisze Jacek Stawiski, gospodarz programu "Horyzont" w TVN24.
Białoruś: miesiące brutalnych bezwzględnych represji, aresztowań, morderstw politycznych, wyrzucenie z kraju tych, którzy ośmielili się sprzeciwić kołchozowej dyktaturze. Z każdym tygodniem realizowany jest scenariusz wchłaniania Białorusi przez Rosję, bez formalnej - jeszcze - aneksji. I ostatni weekend, gdy białoruski reżim, według wszelkich znaków na niebie i ziemi wspierany albo wręcz inspirowany przez Kreml, uprowadza pasażerski, europejski samolot, porywa i wtrąca do więzienia młodych opozycjonistów. Młodym ludziom, dzisiaj więźniom politycznym, wali się w ciągu paru minut świat – czuli się bezpiecznie, czuli się wolni, przecież nikt nie mógł sobie wyobrazić, że mogą zostać przemocą wyciągnięci z pasażerskiego samolotu, lecącego od stolicy unijnej do unijnej. A teraz więzienie, tortury, proces, samotność.
Te wszystkie zdarzenia pokazują tragedię Białorusi. Białorusi niezależnej, samodzielnej, która w pokojowy sposób próbowała zrzucić z tronu autokratę i dołączyć do wolnych narodów europejskich. Nie wiemy, kiedy jej zryw przyniesie owoce. Być może jesteśmy świadkami klęski powstania białoruskiego, klęski tak często przerabianej w polskiej historii. 40 lat temu w Polsce po zrywie Solidarności wprowadzono stan wojenny i musiało minąć jeszcze 8-9 lat, zanim Polacy w pokojowy sposób zaczęli przekształcać dyktaturę późnego PRL-u w rodzącą się demokrację. Oby białoruski zryw wydał owoce wcześniej. Choć nie jest to wcale przesądzone. Niestety.
Pokojowe odejście od komunizmu w Polsce i w krajach Europy Środkowej było możliwe wtedy, gdy załamywała się potęga radzieckiego imperium. Związek Sowiecki w połowie lat 80. całkowicie wyczerpał moce rozwojowe i nie był już w stanie ani utrzymywać w podległości Europy Środkowo-Wschodniej, ani rywalizować z Zachodem o dominację globalną. Moskwa zorientowała się, że wyścig jest przegrany i zaczęła zwijać swoje imperium. Polacy, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Niemcy, Litwini, Łotysze, Estończycy oraz inne narody wykorzystały szansę i zdążyły wyskoczyć z zepsutego pociągu na zardzewiałych torach. Białorusini też próbowali wyskoczyć, ale nie udało im się to zupełnie. Mimo upadku sowieckiego modelu państwa, akurat na Białorusi, w nowym wydaniu i nowych okolicznościach, pozostały liczne elementy sowieckiego i postsowieckiego systemu. Kilka lat po formalnej niepodległości Białorusi do władzy dorwał się Łukaszenka i przekształcił kraj na swoją modłę, usuwając odwołania do narodowej tradycji białoruskiej i jednocześnie eksponując postsowiecką symbolikę i model państwa.
Kilkanaście lat sprawowania autokratycznej władzy sprawiło, że Białoruś pod rządami Łukaszenki dawała nieśmiałe oznaki, że owszem, jest to państwo autorytarne, dyktator jest bezwzględny, ale on osobiście gwarantuje, że między Rosją a Zachodem, Rosją a UE i NATO będzie istnieć jakieś państwo odrębne, niezależne od obydwu stron. Zachód dostrzegał to i choć robiono to nieco mimochodem i ze wstydem, to jednak podtrzymywano kontakty z Białorusią Łukaszenki po to, by utrwalić jej odrębność od państwa rosyjskiego i nie dopuścić do anschlussu.
Dzisiaj ta delikatna gra straciła kompletnie sens. Społeczeństwo białoruskie odrzuciło dyktatora, on z kolei odpowiedział przemocą, represjami, morderstwami, torturami czy wypędzaniem z kraju swoich obywateli. Prześladowania dotykają także liderów społeczności polskiej na Białorusi. Rosja okazała się być jedynym ratunkiem dla kołchozowego dyktatora. Rosyjskie służby, siły porządkowe, wojsko i inne macki putinowskiego państwa oblepiły Białoruś, która nie jest w stanie z nich się wyrwać. Tragizm sytuacji jest tym większy, że im więcej Europa i Ameryka nakładają sankcji na Białoruś, które są oczywiste dla wielu z nas, tym łatwiej i taniej resztki białoruskiej odrębności są usuwane i tłamszone przez Rosję. Opozycjoniści białoruscy słusznie obawiają się o życie, wiedzą, że są na celowniku służb Rosji, tak jak Aleksiej Nawalny czy kiedyś Siergiej Skripal.
Rosja objęta sankcjami od lat nie zmienia swojego zachowania. Nie ma mowy o demokratyzacji. Na Kremlu zasiada Władimir Putin, a nie Michaił Gorbaczow. Nie ma mowy o dialogu Rosji z opozycją białoruską. Putin wyciągnął lekcję z końca XX wieku i dzisiaj przypomina, że nie dopuści do powtórki z rozpadu Związku Sowieckiego. Białoruś nie może iść polską drogą, ponieważ Moskwa nie demokratyzuje się jak za Gorbaczowa, ale stała się agresywną siłą, która by utrzymać swój mocarstwowy status, potrafi w polityce światowej zrobić wiele potwornych rzeczy. Świadczą o tym ruiny stadionu w Doniecku i ruiny syryjskiego Aleppo.
Niech to będzie dla nas jasne: białoruska tragedia pokazuje dobitnie, jak wielkie zwycięstwo odniosła w ostatnich latach Ukraina i naród ukraiński. Obroniona została niepodległość państwa, a ukraińscy obywatele odwrócili się od autorytarnej Rosji i zdecydowali się na związki z Europą i Ameryką. "Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy" – mówili znakomici Polacy, którzy po II wojnie światowej uczyli nas, jak kolosalne, nadrzędne dla naszej przyszłości znaczenie ma istnienie i przetrwanie ukraińskiego państwa. Przypomnijmy te nazwiska: Jerzy Giedroyć, Jan Nowak-Jeziorański, Zbigniew Brzeziński. I wielu innych. Na chwilę zatrzymajmy się w naszym codziennym politycznym biegu i pomyślmy, o jaką stawkę za wschodnią granicą toczy się walka. Gdyby nie zwycięstwo Majdanu w 2014 roku, Ukraina dzisiaj mogłaby być jak Białoruś Łukaszenki. Wyobraźmy to sobie na chwilę. To byłaby więcej niż katastrofa. Gdyby nie udało się obronić niepodległej Ukrainy, na naszych granicach od Bieszczad po Białystok odrodziłby się Związek Sowiecki z Putinem jako jego zarządcą. Nie zapominajmy o tym.
Widzimy tragedię Białorusi. Widzimy też zwycięstwo Ukrainy.
Źródło: tvn24.pl