Odnoszę wrażenie, że polskie życie publiczne byłoby daleko jaśniejsze i zrozumiałe, gdyby nie pewne, rozpowszechnione nieporozumienie.
Wbrew powszechnemu przekonaniu, prawdziwą alternatywną dla komunizmu nie jest antykomunizm, ale liberalizm.
Antykomunizm jest formą komunizmu, tylko z przeciwnym znakiem. Komuniści i antykomuniści opierają się na tym samym elektoracie: ludziach, których Marx nazywał „proletariatem”. I jedni i drudzy zyskują poparcie, karmiąc „proletariat” (od łacińskiego „proles” – potomstwo) tą samą romantyczną „wizją Robin Hooda”: wystarczy zabrać bogatemu i dać biednemu, a wszystko będzie dobrze. Bogaci – tłumaczą jedni i drudzy – wiadomo: są bogaci, bo kradną biednym (ale skoro biedni są biedni, to cóż można im ukraść?), a odebranie bogatym ich bogactwa będzie aktem sprawiedliwości. Proletariat jest biedny – utrzymują komuniści i antykomuniści - dlatego, że jest uczciwy i nie kradnie. Dodatkowo, obie formacje polityczne wyrabiają w swoim elektoracie przekonanie, że wykształcenie, z punktu widzenia interesów społeczności jest zbędne, a nawet szkodliwe: wszak proletariusz może zrobić to samo, co człowiek wykształcony, tylko moralniej i lepiej. Prześladują więc bogatych i wykształconych, tolerując powszechne wykraczanie poza normy kodeksów przez przedstawicieli „proletariatu”. Zazwyczaj proletariatowi antykomuniści są niepotrzebni: wystarczą komuniści. Potrzeba antykomunistów pojawia się dopiero wówczas, gdy komuniści zniszczą doszczętnie wszystko, co można zniszczyć w państwie i społeczeństwie. Po krótkiej przerwie na jakie-takie naprawienie katastrofy przez liberałów, władzę przejmuje formacja identyczna z komunistami, tylko określająca się jako „antykomunistyczna”. Opiera się na tym samym elektoracie i prowadzi tę samą politykę gospodarczą i społeczną, co komuniści, a na dodatek stosuje identyczne prymitywne zabiegi socjotechniczne, jak wmawianie proletariatowi, że wykształceni i bogaci to przyczyna wszelkiego zła gospodarczego i społecznego i że antykomuniści, tak jak niegdyś komuniści, już dawno stworzyliby wspaniały, sprawiedliwy świat, gdyby nie byli otoczeni wrogami, wewnętrznymi (wspomniani bogaci i wykształceni - wykształciuchy) i zewnętrznymi (sąsiednie państwa, organizacje międzynarodowe).
Jak wspomniałem, alternatywą dla komunistów i ich negatywnych klonów – antykomunistów – jest liberalizm, czy jakkolwiek inaczej nazwiemy koncepcję społeczno-gospodarczą, która nie opiera się na najmniej wykształconych i najmniej produktywnych warstwach społecznych, lecz na najbardziej wykształconych i produktywnych. Marks nazwałby ich burżuazją (od francuskiego bourgeoisie - mieszkańcy miast), ale dzisiaj ta nazwa nie odzwierciedla już rzeczywistości społeczno-gospodarczej.