W czwartek około godziny 8.40 na 183. kilometrze trasy S3 na odcinku Sulechów-Zielona Góra marszałek województwa lubuskiego Marcin Jabłoński doprowadził do zderzenia kierowanej przez siebie skody z bmw.
Zdarzenie zostało zarejestrowane przez wideorejestrator samochodowy zamontowany w bmw. Jak widać na nagraniu, które opublikował portal NewsLubuski.pl, marszałek najpierw podjeżdża blisko poprzedzającego go auta, a następnie wyprzedza je prawym pasem. Potem z ujęcia z przodu widać, jak skoda przy powrocie na lewy pas ma kontakt z wyprzedzanym autem, po czym ociera się o bariery energochłonne po lewej stronie jezdni, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Policjanci zatrzymali marszałkowi prawo jazdy. Ten odmówił przyjęcia mandatu. Jak ustalił Robert Zieliński z tvn24.pl, zrobił funkcjonariuszom awanturę, uważając, że policja źle przeprowadza interwencję. Sprawa zakończy się w sądzie.
Polityk przyznał TVN24, że brał udział w kolizji i sam kierował autem. Jak przekazał, jej przyczyny i przebieg wyjaśni policja. W piątek poinformował swoich partyjnych kolegów, że zawiesił swoje członkostwo w Platformie Obywatelskiej do momentu wyjaśnienia tej sytuacji. Partia zaakceptowała wniosek. Opublikował też oświadczenie, w którym poinformował m.in., że sytuacja jest niejednoznaczna, a nagranie "stanowi wyłącznie krótki wycinek, który nie obrazuje całej sytuacji drogowej, jaka miała miejsce".
Eksperci od bezpieczeństwa w ruchu drogowym są jednak zgodni: to on odpowiada za spowodowanie kolizji.
Michał Kościuszko: nie dochował żadnych zasad bezpieczeństwa
- Bezsprzecznie mówimy tu o winie kierowcy skody. Nie wiem, czy nie popatrzył w lusterko, czy to jest jakieś rozkojarzenie. Ten kierowca nie dochował żadnych zasad bezpieczeństwa - ocenił Michał Kościuszko, kierowca rajdowy.
Pierwszy zarzut ze strony Kościuszki to jazda na zderzaku. - To już jest złamanie przepisów, ale przede wszystkim to bardzo niebezpieczne. Wystarczyłoby, że kierowca bmw przyhamowałby w sposób zupełnie normalny, naturalny. Nie byłoby żadnego czasu na reakcję. Musimy trzymać bezpieczne dystanse między samochodami, żeby móc bezpiecznie się również poruszać - mówi.
Andrzej Janicki: w ten sposób nie można prowadzić pojazdu na drodze szybkiego ruchu
Zachowanie marszałka jako karygodne określa Andrzej Janicki, były naczelnik pabianickiej drogówki i zarazem były biegły z zakresu analizy i rekonstrukcji wypadków drogowych. - W ten sposób nie można prowadzić pojazdu na drodze szybkiego ruchu, gdzie mamy do czynienia z naprawdę bardzo dużymi prędkościami - ocenia.
I przypomina, że średnio statystyczny czas reakcji na drodze to około 1 sekundy. - Przy prędkości 120 kilometrów na godzinę pokonujemy 33 metry, czyli tak naprawdę nie jesteśmy w stanie nawet zareagować, jeżeli - tak jak tutaj widzimy - siedzimy na zderzaku pojazdu, który nas poprzedza - mówi.
Jak dodaje, tutaj mogło dojść do bardzo dużej tragedii, dlatego o dużym szczęściu może mówić kierujący skodą. - Uratowały go na pewno bariery ochronne, o które się odbił, które zamortyzowały też prędkość tego pojazdu. Może mówić tylko o dużej ilości szczęścia, że jego samochód albo nie dachował, albo nie przebił się na przeciwny pas ruchu - podkreśla.
I dodaje, że jego lekkomyślność mogłaby kosztować zdrowie innych. - Po tej kolizji mogło dojść do karambolu, dlatego że nagle zatrzymały się pojazdy na pasie ruchu. Mogliśmy mieć bardzo ogromną tragedię, w której mogliby ucierpieć inni obywatele - przewiduje.
Mariusz Podkalicki: totalna bezmyślność
W identycznym tonie wypowiada się Mariusz Podkalicki z Akademii Bezpiecznej Jazdy. - Totalna bezmyślność kierowcy. Ja jestem w stanie zrozumieć, że w różnych sytuacjach ludzie pod stresem również różnie się zachowują, ale to, co zrobił ten kierowca, to przekracza wszystkie wyobrażenia. Mógł doprowadzić naprawdę do potężnej katastrofy w ruchu drogowym - ocenił.
Jak dodał, "to jest coś, co trudno sobie wyobrazić". - Są pewne granice, których nikt nie powinien przekraczać, a zwłaszcza osoby publiczne, które powinny świecić przykładem i pokazywać, jak powinno się zachowywać w różnych sytuacjach.
Leszek Pławiak: to napaść na innego kierowcę
Film pokazaliśmy też Leszkowi Pławiakowi ze Szkoły Nauki Jazdy Autko. - Dla mnie to napaść na innego kierowcę. To się widzi na filmach, kiedy ktoś próbuje komuś zrobić krzywdę. Pierwszy raz coś takiego widzę, a widziałem różne przejawy agresji - ocenia.
Jak zauważa, gdy kierowca napotkał na lewym pasie kierowcę, który jedzie znacznie wolniej niż on, domagał się za wszelką cenę zjechania. - Ten nie reaguje. Może za chwileczkę by zareagował? Może był zajęty tym, co z przodu, za chwileczkę by popatrzył we wsteczne lusterko, zobaczyłby, że ten samochód jest blisko i wtedy może by zjechał. Ale nie, oczywiście przeszkadza to kierowcy skody. Wyprzedza i zajeżdża drogę. To już nie jest takie wyprzedzenie, nie wiem, na bezczelnego, że wyprzedzę i niejako zmuszę tego kierowcę, który jechał lewym pasem do wyhamowywania. To po prostu jest zajechanie drogi, uderzenie w samochód celowe, nieprzypadkowe zupełnie, bo już widać po sposobie prowadzenia samochodu, gdzie kierowca skody bardzo blisko podjeżdża, więc ma bardzo dobre wyczucie samochodu - mówi.
Jego zdaniem w całym tym zdarzeniu można mówić o sporej dawce szczęścia. - Skutki mogły być katastrofalne. Mógł stracić życie kierowca, który jechał lewym pasem, mógł stracić życie kierowca, który prowadził skodę, ale są jeszcze inni uczestnicy ruchu drogowego. Proszę zobaczyć, co się dzieje ze skodą. No i teraz załóżmy, że jedzie jakiś inny kierowca, niech ta skoda by troszeczkę bardziej wyjechała, niechby zaczęła dachować, niechby któryś kierowca nie zdążył zahamować. Przecież mogło dojść do katastrofy tylko dlatego, że komuś się nie podobało, że ktoś jechał lewym pasem. Gdyby tak każdy chciał robić, to my byśmy tutaj mieli Dziki Zachód - ocenia.
Łukasz Zboralski: "jechał jak Sebix"
Łukasz Zboralski, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego z portalu brd24.pl, nazwał marszałka bandytą drogowym. "Jechał jak Sebix, popędzając innego na zderzaku, a potem zajechał mu drogę, doprowadzając do groźnej kolizji na S3" - napisał na portalu X.
Dr Wojciech Korchut: walka o łopatkę, tylko o najwyższą stawkę
Na zachowaniu marszałka suchej nitki nie zostawia też dr Wojciech Korchut, psycholog transportu z Uniwersytetu SWPS. - Przypomina to piaskownicę i walkę o łopatkę, tylko tutaj gra jest o najwyższą stawkę. Na podstawie tego filmu możemy powiedzieć, że jest to osoba niedojrzała osobowościowo, bo takie zachowania na drodze, przy tej prędkości, mogą prowadzić do wypadku, w którym mogą ucierpieć osoby postronne, stracić nie tylko zdrowie i życie, ale również mienie w postaci samochodów - mówi.
I dodaje: - To zmusza do pewnej refleksji: czy aby takie osoby, pełniące jeszcze publiczne funkcje, powinny dalej te funkcje pełnić? Czy powinny mieć uprawnienia do tego, żeby posługiwać się pojazdem? A już na pewno nie służbowym. Ich użytkownicy przechodzą badania psychologiczne i dziwię się, że taka osoba taką zgodę dostała.
Co interesujące, Marcin Jabłoński jest nie tylko marszałkiem województwa, ale też przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
- To taki właściwie chichot, że osoba, która jest w komisji bezpieczeństwa na drodze, jednocześnie sama doprowadza do takiego zdarzenia i charakteryzuje się ogromnym poziomem agresji, bo przecież tam dochodzi do pewnej walki na kopie, jakby on próbuje zagrodzić drogę temu poprzedniemu pojazdowi i jednocześnie sam się naraża na to, tak że to już jest jakiś poziom zacietrzewienia, psychologicznie nazywamy to działaniem w afekcie - kończy dr Korchut.
Dr Magdalena Wit-Wesołowska: czasem takie osoby mają poczucie, że są bezkarne
Zdaniem dr Magdaleny Wit-Wesołowskiej, psycholog transportu, marszałek województwa może nie radzić sobie z emocjami. - Często jest tak, że próbujemy gdzieś tam swoje niepowodzenia czy swoją frustrację wyładować właśnie na drodze. Nie potrafimy tych emocji zostawić się poza autem. Czasami niestety mamy takie właśnie przejawy, że siedzimy na zderzaku albo próbujemy komuś zajechać drogę i to są bardzo klasyczne przejawy, gdzie wykorzystujemy auto do tego, żeby swoją agresję, swój gniew jakoś uzewnętrznić - mówi.
Jak dodaje, osoby publiczne, "na świeczniku", powinny raczej dawać przykład tego, w jaki sposób poruszać się zgodnie z przepisami. - Niestety czasem idzie to w drugą stronę i takie osoby mają poczucie, że są bezkarne. A wobec prawa jesteśmy wszyscy równi - zaznacza.
Autorka/Autor: Filip Czekała
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lubuskinews.pl