Żona rzecznika SLD stanie przed sądem. "Fałszowała dokumenty, przyjęła kiełbasę"

Zarzuty mają związek z jej pracą ARMiR
Zarzuty mają związek z jej pracą ARMiR
Źródło: TVN24 Łódź

Do ośmiu lat więzienia może grozić Małgorzacie E.-J., żonie Dariusza Jońskiego, rzecznika SLD. Sieradzka prokuratura informuje, że w przyszłym miesiącu wyśle w jej sprawie akt oskarżenia do sądu. Kobieta - według śledczych - umożliwiła innym osobom wyłudzenie dofinansowania europejskiego na sumę 122 tys. zł.

- Postępowanie w sprawie jest w fazie końcowej. Akt oskarżenia jest obecnie przygotowywany i na początku listopada zostanie wysłany do Sądu Okręgowego w Łodzi - informuje Józef Mizerski z Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.

Zdaniem prokuratury, żona posła przestępstw miała się dopuścić od stycznia 2005 do marca 2006 r., kiedy pracowała w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Łodzi. Została zatrzymana przez CBA w 2010 roku.

Nieprawidłowości przy kontrolach?

Śledczy zarzucają żonie rzecznika SLD, że naruszała prawo, kiedy pracowała jako specjalista uprawniony do kontrolowania inwestycji, które ubiegały się o dotację unijną.

- Poświadczała nieprawdę i fałszowała dokumenty. Jej działalność umożliwiła innym osobom wyłudzenie dofinansowania na sumę 122 tys. złotych - informuje Mizerski. - W raportach, które pisała potwierdzała wykonanie robót, które w rzeczywistości nie zostały zrealizowane. Według naszych ustaleń sporządzała też raporty z wizytacji, których nie przeprowadziła - wylicza prokurator.

"Afera kiełbasiana"

Śledczy zarzucają też Małgorzacie E.-J., że przyjęła łapówki w postaci... czterech koszy z kiełbasą, szynką i innymi wędlinami.

- Wartość przyjętej łapówki to w sumie około 600 złotych - informuje sieradzka prokuratura.

Żona Dariusza Jońskiego będzie odpowiadać z wolnej stopy. Sieradzka prokuratura przypomina, że sąd zastosował względem niej środek zapobiegawczy w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 6 tys. złotych.

Nie chce się wypowiadać

- Żona jest niewinna. Nie będzie komentować sprawy, dopóki rozprawa się nie zakończy - ucina w rozmowie z tvn24.pl Dariusz Joński. I dodaje: Sprawa wyszła na jaw, kiedy kandydowałem na prezydenta Łodzi. Dla mnie to nie jest przypadek.

Małgorzata E.-J. komentowała sprawę na łamach "Gazety Wyborczej", niedługo po wypłynięciu sprawy na jaw.

Dziennikarzom opowiadała, że jej praca polegała na sprawdzaniu jak zostały wykonane inwestycje, które miały być dofinansowane z unijnych środków. Podejrzana opowiadała, że chodziło m.in. o boiska, ścieżki rowerowe czy obiekty sportowe. Jak twierdziła, ówczesne procedury nie ułatwiały jej wykonywania obowiązków i ewentualne nieprawidłowości mogły być tego konsekwencją.

- Nie wiedziałam, jak to miejsce wyglądało przed remontem, przed podpisaniem umowy na współfinansowanie z funduszy unijnych. Nie było w dokumentacji żadnych zdjęć. Przed rozpoczęciem tych inwestycji wizytowały je inne osoby (..) Procedury SAPARD-u były dziurawe. My nie mieliśmy żadnych narzędzi do sprawdzania oprócz kółka pomiarowego i taśmy mierniczej. Nawet aparatu fotograficznego nie mieliśmy - tłumaczyła w 2010 roku podczas rozmowy z "Gazetą Wyborczą".

Część większej całości?

Małgorzata E.-J. jest jedną z 82 osób oskarżonych w sprawie nieprawidłowości przy przyznawaniu funduszy europejskich. Docelowo akt oskarżenia w całej sprawie ma liczyć około 800 stron.

Autor: bż/iga / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: