89-letnia pani Janina oddała wszystko, co miała swojej sąsiadce z klatki: prawo do zarządzania należącymi do siebie mieszkaniami, prawo do pobierania emerytury i reprezentowania przed urzędami. Kobieta notarialnie zmieniła też testament tak, że sąsiadka stała się jej jedyną spadkobierczynią. Śledczy nie mają wątpliwości: starsza pani nie wiedziała, co podpisuje, bo ma demencję i najpewniej padła ofiarą oszustwa. Zarzuty w sprawie usłyszały trzy osoby pracujące w kancelarii notarialnej oraz 61-latka, na którą został przepisany majątek starszej kobiety.
Łódzcy prokuratorzy starają się o unieważnienie tych dokumentów.
Na razie zarzuty postawili trzem osobom pracującym w kancelarii notarialnej działającej w ścisłym centrum Łodzi. Joanna K. ma odpowiadać za niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień. Status podejrzanej w sprawie i podobny zestaw zarzutów ma też Katarzyna S. - jej zastępczyni. Zarzuty usłyszała ponadto pracownica sekretariatu, która miała udzielić pomocy przy poświadczaniu nieprawdy. Wszystkim trzem kobietom grozi do 5 lat więzienia.
- Oprócz tego status podejrzanej ma 61-letnia kobieta, na którą swoje mienie (m.in. mieszkania w Łodzi i w Warszawie) przepisała poszkodowana - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. Doprecyzowuje, że miała ona posłużyć się dokumentem poświadczającym nieprawdę, który przedstawiła firmie administrującej warszawskim mieszkaniem 89-latki.
- Kobieta miała świadomość, że do podpisania aktu mogło dojść z naruszeniem prawa, ale mimo to wykorzystała go, żeby swobodnie korzystać z mieszkania w stolicy - tłumaczy prokurator, który nie wyklucza postawienia jej kolejnych zarzutów.
A w jakiej w sprawie ten wywiad?
Wcześniej, jak mówi Kopania, jakichkolwiek czynności z udziałem staruszki miało odmówić kilka łódzkich kancelarii. Nic dziwnego - badający ją później psycholog i psychiatra stwierdzili jednoznacznie, że kobieta już wtedy nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.
W opinii biegłych możemy przeczytać m.in., że "nie jest ona w stanie wyrażać swojej woli, nie ma zdolności do podejmowania decyzji, co do swojego majątku i uczestniczenia w czynnościach prawnych. Kwalifikuje się do całkowitego ubezwłasnowolnienia".
- Żadnych papierów nikomu nie dawałam. Tak, przychodzi do mnie taka pani, ale ja nic nie podpisywałam... Kim pani jest?... Dla kogo ten wywiad? - mówiła 89-latka, kiedy na początku działań wymiaru sprawiedliwości pojawiła się u niej policjantka. Podczas późniejszych rozmów ze śledczymi 89-latka przedstawiała sprzeczne ze sobą wersje i nie była w stanie określić swojego wieku, ani stwierdzić, jaki jest aktualnie rok.
Z ustaleń śledczych wynika, że pracownice kancelarii Joanny K. miały jednak ignorować stan kobiety i stwierdzać w treści podpisywanych aktów notarialnych, że 89-latka jest zdolna do uczestniczenia w czynnościach prawnych i podejmowania decyzji.
Dlaczego? Na to pytanie śledczy na razie nie poznali odpowiedzi. Podejrzane nie przyznały się do winy i odmówiły składania wyjaśnień.
Odcisk palca zamiast podpisu
Dotarliśmy do dokumentów, które zostały pół roku temu podpisane w łódzkiej kancelarii. Próżno pod nimi szukać podpisu 89-latki. W momencie spisywania aktów notarialnych kobieta miała złamaną rękę i "papiery" "podpisała" odciskiem palca.
O komentarz do naszych ustaleń poprosiliśmy Małgorzatę Rakocą-Klesyk z Krajowej Rady Notarialnej.
- Notariusz jest prawnie zobowiązany do odmowy wykonywania czynności, jeżeli będzie miał wątpliwości co do możliwości oceny sytuacji przez jedną z osób, której dotyczy akt notarialny – podkreśla Rakoca-Klesyk.
Nasza rozmówczyni zaznacza ponadto, że notariusz musi odmówić wykonania czynności, jeżeli stwierdzi, że podpisywany dokument może być niekorzystny dla jednej ze stron.
Kancelaria rzuca słuchawką
Chcieliśmy zapytać o dokumenty "podpisane" przez 89-letnią panią Janinę także notariuszy, którzy podjęli się zajęcia jej sprawami. Pojechaliśmy z kamerą do kancelarii, ale ani Joanna K., ani Katarzyna S. nie zdecydowały się na rozmowę. Jedna z pracownic sekretariatu poprosiła nas o poczekanie na decyzję w sprawie ewentualnego wywiadu za drzwiami kancelarii. Zamiast decyzji, po kilku minutach wyszedł do nas zarządca budynku, który wyrzucił nas z terenu posesji. Kiedy telefonicznie zapytaliśmy o to w biurze kancelarii, nasza rozmówczyni rozłączyła się bez słowa.
Obcy głos
Kwestią nadal otwartą jest odpowiedzialność Janiny R., 61-latki, która mieszka trzy piętra nad swoją 89-letnią imienniczką. To prawdopodobnie jej głos słyszała krewna z Warszawy 89-latki, gdy dzwoniła do łodzianki.
- Nie widziałam jej od lat. Kiedy dzwoniłam, odbierała opiekunka, której wcześniej nie znałam. Słyszałam, że "pani Janina śpi", albo że nie ma jej w domu. Myślę, że krewna padła ofiarą oszustów - mówiła warszawskim śledczym.
Zwróciła się do nich, gdy dowiedziała się, że ktoś wynosił rzeczy z warszawskiego mieszkania, które należało do krewnej z Łodzi.
- Co wynieśli z mieszkania? Nie wiem, miałam tam klucze, ale ktoś wymienił zamki. Tam było sporo cennych rzeczy... - twierdzi.
Zbliżyła się po śmierci
89-latka, która - według śledczych - mogła paść ofiarą przestępstwa mieszka samotnie od dwóch lat. Wtedy zmarł jej mąż, znany łódzki naukowiec, autor wielu publikacji z chemii. Małżeństwo było zamożne, mogło sobie pozwolić na prywatne opiekunki i to one miały wcześniej o nich dbać. Nie mieli dzieci. Krewna pani Janiny ze stolicy jest żoną stryjecznego brata starszej kobiety.
Na tym etapie śledztwa nie udało się jeszcze ustalić, kto miał być spadkobiercą 89-latki przed zmianami zatwierdzonymi w kancelarii Joanny K. Nie jest jeszcze jasne, w jakich okolicznościach sąsiadka zastąpiła wcześniejszą opiekunkę łodzianki.
Śledczy ustalili, że 61-letnia Janina R. zbliżyła się do 89-letniej imienniczki po tym, jak staruszka owdowiała. Tę wersję potwierdza zresztą pan Ryszard, który mieszka naprzeciwko starszej kobiety.
- Wcześniej chyba aż tak się nią nie interesowała. Ale teraz faktycznie, przychodzi do niej. Dba o nią, nawet raz mnie wołała (61-latka - red) jak starsza pani się przewróciła - mówi łodzianin.
To przyjaźń, nie oszustwo?
- Jesteśmy wdowami, mieszkamy po sąsiedzku. Po prostu się zaprzyjaźniłyśmy - przekonywała śledczych Janina R. - Szukałam kilku kancelarii, zanim udało się podpisać dokumenty. Nie widzę w swoim postępowaniu niczego złego - stwierdziła kobieta podczas przesłuchania.
Prokuratorzy jednak tym zapewnieniom nie dają wiary.
- Nie ulega wątpliwości, że w tej sytuacji został wykorzystany stan psychiczny pokrzywdzonej - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania. Kwestia odpowiedzialności 61-latki wciąż jest kwestią otwartą. Na razie usłyszała jedynie zarzut posługiwania się dokumentem zawierającym poświadczanie nieprawdy. - Zarzuty jej przedstawiane prawdopodobnie ulegną rozszerzeniu. Jest to kwestią tego, co uda nam się udowodnić na dalszym etapie śledztwa - dodaje Kopania.
Będzie kurator?
Prokuratorzy wystąpili do sądu o ustanowienie dla 89-latki kuratora sądowego dla osób niepełnosprawnych. Planują też złożyć wniosek o jej ubezwłasnowolnienie. A wszystko po to - jak mówi prokurator Kopania - by udało się sądownie stwierdzić nieważność wszystkich czterech dokumentów, które zostały spisane w łódzkiej kancelarii.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: Bartosz Żurawicz/i / Źródło: TVN24 Łódź