- Do tragedii doszło z jej winy - ustalili śledczy i postawili zarzuty dróżniczce odpowiedzialnej za pracę szlabanu na przejeździe, na którym w połowie lipca zginęło młode małżeństwo - dowiedział się portal tvn24.pl. Kobieta przyznała, że była zajęta rozmową i przez przypadek podniosła szlaban chwilę przed tym, jak na przejazd wjechał rozpędzony pociąg.
Skład intercity najpierw otarł się o skodę wjeżdżającą na przejazd kolejowy, a potem z impetem uderzył w bok osobowej mazdy, w którym z wypoczynku na działce wracała trzyosobowa rodzina: małżeństwo w wieku 32-lat i ich 3-letnia córeczka. Wypadek przeżyło tylko dziecko. Do tragedii doszło 11 lipca.
Samochody znalazły się na drodze pociągu, bo na strzeżonym przejeździe zapory podniosły się za wcześnie. Chociaż od tragedii minęły już trzy miesiące, śledczy dopiero teraz przedstawili zarzuty dróżniczce, która - jak zeznała - przez nieuwagę zbyt szybko podniosła szlaban. Jak słyszmy - od momentu wypadku jest w fatalnym stanie psychicznym. Przez wiele tygodni była w szpitalu. Opuściła go dopiero kilka dni temu.
W sierpniu, podczas rozmowy z policją kobieta przyznała, że omyłkowo zbyt wcześnie podniosła zaporę. Uwagę dróżniczki miała odwrócić kobieta, która przyszła zapytać o rozkład jazdy pociągów. Przesłuchiwana przyznała, że była zajęta rozmową i dlatego nie dopilnowała sytuacji na przejeździe.
Kiedy śledczy przedstawiali jej zarzuty i przesłuchiwali w charakterze podejrzanej, wyraziła "głęboki żal". Wcześniej wysłała listy z przeprosinami do rodzin ofiar.
Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi jej do 8 lat więzienia.
Ruszyli zbyt wcześnie
W ramach śledztwa w sprawie tragedii w Różycy pod Koluszkami (woj. łódzkie) zostało przesłuchanych wielu świadków.
Jak mówi Krzysztof Kopania, z relacji jednego z nich wynika, że oba samochody, w które później uderzył pociąg, wjechały na przejazd w momencie, kiedy zapory jeszcze się podnosiły.
"O Boże, co ja zrobiłam!"
- Słyszałem, jak dróżniczka krzyczała "O Boże, o Boże, co ja zrobiłam, otworzyłam zapory" - relacjonował w rozmowie z TVN24 Jan Kruczek, kierowca skody, w którą lekko uderzył pociąg.
Dróżniczka w momencie wypadku była trzeźwa. Jak zapewniał rzecznik PKP, na kolei pracowała od ponad 20 lat. Miała wszystkie wymagane szkolenia, cieszyła się nienaganną opinią. Miała skończyć pracę tego dnia tuż po tym, jak pociąg staranował mazdę.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź