To nagranie zbulwersowało internautów. Widać na nim drapieżne ptaki przywiązane w miejskim parku na stalowych, krótkich linkach. Wszystko na zlecenie gminy, która w ten sposób chce odstraszyć gawrony. Obrońcy zwierząt mówią o skandalu i łamaniu prawa. Sokolnik zapewnia z kolei, że "całe zamieszanie to olbrzymie nieporozumienie".
Film, na którym widać kilkanaście drapieżnych ptaków przywiązanych do ziemi krótkimi linkami oburzył tysiące osób. Internuaci podkreślają, że takie traktowanie zwierząt jest nieludzkie. Wielu oburzył fakt, że za "dramat ptaków" odpowiadają urzędnicy z magistratu w Radomsku, woj. łódzkie. Bo to oni zatrudnili sokolnika, żeby przepłoszyć gawrony z odnowionego niedawno parku.
"Kpina i głupota ludzka nie zna granic!!!" - pisze Ada, "Żenada. Byle pies może podlecieć i skrzywdzić te ptaki" - komentuje Iwona. Anna dopytuje, czy zamiast sokołów, do odstraszania można zatrudnić prezydenta Radomska... A to i tak te łagodniejsze wpisy.
Internautom wtórują organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Anna Plaszczyk z fundacji Viva! podkreśla, że ptaki "zatrudnione" do odstraszania gawronów przeżywają w parku katusze.
- Mamy kilkanaście drapieżnych ptaków przytwierdzonych do ziemi. Są wiecznie zestresowane, bo nie mają gdzie się schronić, a są w bezpośrednim sąsiedztwie innych drapieżników - podkreśla.
Plaszczyk dodaje, że fundacja ma bardzo poważne wątpliwości, czy gmina nie złamała prawa o ochronie zwierząt.
- Przetrzymywanie ptaków przymocowanych na stałe do ziemi naraża ich życie. A to już pogwałcenie prawa, bo mówimy o ptactwie objętym ochroną prawną - dodaje.
Sokolnik: to nie fair
Sokolnik zatrudniony przez urzędników to Krzysztof Domański. W pracy z sokołami ma blisko 20-letnie doświadczenie. Mówi, że jest "zszokowany" burzą, która powstała po publikacji zdjęć.
- Zrobiono ze mnie potwora. To strasznie przykre. Opiekuję się blisko 50 ptakami. Jestem atakowany przez ludzi, którzy nie mają pojęcia, na czym polega sokolnictwo - mówi Domański.
Wyjaśnia, że na opublikowanym w sieci nagraniu nie ma "niczego bulwersującego".
- Mówimy o normalnych procedurach postępowania z drapieżnym ptactwem. Jeden z sokołów lata i płoszy, a inne muszą być przywiązane do ziemi, żeby nie doszło pomiędzy nimi do walki - dodaje.
Krzysztof Domański odnosi się też do zarzutów narażania przez niego ptaków.
- Cały czas jestem na miejscu, pilnuję moich podopiecznych. W parku nigdy nie zostawiłbym ptaków samych sobie - zapewnia.
Na koniec zaznacza, że dzięki sokolnikom udało się znacznie poprawić liczebność chronionych, drapieżnych ptaków.
- Naprawdę wiemy, jak się nimi zajmować. Zarzuty, że robimy im krzywdę są po prostu nie fair - podkreśla.
"Nigdy nie żyły na wolności i nie są dzikie"
Do zamieszania, które powstało w sieci odnieśli sie też urzędnicy z Radomska. Na stronie magistratu pojawił się komunikat, w którym miasto zapewnia, że "zwierzęta nie cierpią oraz nie robią krzywdy innym żyjącym w okolicy ptakom, m.in. kaczkom. Drapieżniki mają za zadanie jedynie odstraszyć ptaki zanieczyszczające park".
Urzędnicy podkreślają, że pojawiające się w parku drapieżniki to ptaki hodowlane. A to - jak tłumaczą - oznacza, że nigdy nie żyły na wolności i nie są dzikie.
"Działanie antyedukacyjne"
Te tłumaczenia nie przekonujuą Ewy Zgrabczyńskiej, dyrektor zoo w Poznaniu, która zabrała w tej sprawie głos.
- Zastanawiam się, na jakiej podstawie miasto uznało, że może tak po prostu zacząć płoszyć gawrony. Potrafię zrozumieć sens zatrudniania sokolników na lotniskach, ale park jest miejscem, w którym powinniśmy dzielić się przestrzenią ze zwierzętami - podkreśla.
Zgrabczyńska dodaje, że pomysł radomszczańskich urzędników jest "antyedukacyjne".
- Drapieżne ptaki traktuje się tu nieludzko, jak narzędzia. Wszystko po to żeby pozbyć się z otoczenia ludzi innych zwierząt. Jestem wstrząśnięta takim sposobem myślenia - kończy.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: facebook